Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner
Ale tak myślisz. Po co proponujesz mi pieniądze?
– Bo chcę, byś tańczyła, dla mnie… – Wpadłem w tym momencie na genialny plan. Oby się na to zgodziła!
– Mogłeś mieć to w klubie, bez dodatkowych kosztów. – Znowu wywróciła oczami, a ja próbowałem się nie uśmiechnąć. Och, Rebeko, jesteś taka rozkosznie słodka.
– Tylko dla mnie.
– Prywatny taniec też wchodził w grę! – burknęła. Była oburzona, ale i zaintrygowana.
– Ale tylko tam, w klubie.
– A niby gdzie miałabym to zrobić?
– U mnie w domu – odpowiedziałem, a ona zaśmiała się głośno. Sam miałem ochotę się roześmiać, bo słyszałem, jak to zabrzmiało. W sumie nie było to dalekie od prawdy. Z chęcią bym tam teraz pojechał i ją zaliczył na blacie w kuchni, a potem pod prysznicem i jeszcze kilka razy w łóżku.
– Myślisz, że jestem taka naiwna, by iść z kolesiem do jego domu pod pretekstem tańca dla niego? – Dobra odpowiedź, skarbie. Nie była łatwa, a to już dobry znak. Będę musiał się nad nią trochę napracować, ale warto.
– Myślę, że jesteś seksowna, zmysłowa i właśnie ciebie szukałem. – Chciałem zaintrygować ją jeszcze bardziej. Ona była inna. Inna od wszystkich.
– Chyba jednak pójdę pieszo. – Złapała za klamkę. Cholera!
– Nie bój się, to nie to, o czym myślisz – powiedziałem łagodnie.
– Nie wiesz, o czym myślę. – Na szczęście nie wysiadła.
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko.
– Wiem.
– Czego chcesz? – Zmarszczyła brwi. Miałem ochotę dotknąć jej ślicznej buźki i wygładzić dłonią tę zmarszczkę powstającą na jej czole, gdy tak robiła.
– Jestem menedżerem, szukamy dziewczyny, tancerki na trasę mojego zespołu.
– Jakiego zespołu? – zapytała zaskoczona.
– Sweet Bad Sinful – odpowiedziałem, a ona spojrzała na mnie jak na kosmitę.
– Jaja sobie ze mnie robisz?
– A wyglądam, jakbym żartował? – Miałem ochotę się roześmiać na widok jej komicznej miny. Na pewno mi nie wierzyła.
– Wyglądasz, jakbyś urwał się z biura albo z wesela. – Zmierzyła mnie wzrokiem. Spostrzegawcza jest i taka kurewsko słodka.
– Właściwie to wracam z wesela, a raczej sprzed ołtarza – przyznałem się. W sumie dlaczego miałbym jej nie powiedzieć? Kara to dla mnie przeszłość, a przyszłość właśnie siedziała obok mnie w moim aucie i ponownie się skrzywiła.
– Co?
– Właśnie uciekłem z własnego ślubu – wyjaśniłem.
– Dobra, fajnie. Możesz mnie już teraz wypuścić?
– Nie wierzysz mi? – Oczywiście, że mi nie wierzyła.
– Nie i kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Nie zatańczę dla ciebie, nie wystąpię w teledysku czy tam w trasie, nie pójdę z tobą do łóżka. Odpowiedź na każde twoje pytanie brzmi: nie! – pisnęła zdenerwowana.
– Chcesz jechać do domu? – zapytałem złośliwie.
– Nie! – krzyknęła, a ja roześmiałem się głośno.
Wbiła we mnie wzrok i skrzyżowała dłonie na piersi. Kurwa! W tej mokrej bluzeczce jej cycki wydały się jeszcze lepsze niż na scenie.
– Więc gdzie?
– Oj, nie wkurwiaj mnie! I tak ten dzień jest do dupy! – Westchnęła, a ja miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. O nie! Tylko mi tu nie płacz, maleńka.
– Masz pazurki, podoba mi się to. Myślę, że chłopcy by cię polubili! – zmieniłem temat.
– Marnujesz czas.
– Nie wysłuchasz mnie nawet? – Kurwa, wysłuchaj mnie! Raz!
– A po co? Nie mam zamiaru występować w teledyskach i zachowywać się jak te wasze wszystkie groupies! – I to mnie bardzo cieszy. Doskonale wiedziałem, że była inna. Wyjątkowa.
– Nawet za całoroczny kontrakt, trasę po całych Stanach, prywatny samochód, apartamenty i wiele innych przywilejów? – wywaliłem najcięższy argument. No, to na pewno ją zainteresuje.
– Dobrze się czujesz? – Spojrzała na mnie i przytknęła dłoń do mojego czoła. Uśmiechnąłem się.
– Doskonale. Właśnie dziś, w dniu mojego ślubu, uświadomiłem sobie, że popełniam wielki błąd. Spieprzyłem sprzed ołtarza i obiecałem sobie, że odmienię życie pierwszej dziewczynie, którą zobaczę w klubie ze striptizem. Ty nią jesteś. – No, trochę to podkolorowałem, ale co mi tam. Przecież jej nie powiem, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Zakochałem się? W sumie pewnie tak.
– No i odmieniłeś, wywalili mnie.
– Nie o to mi…
Przerwała mi w pół zdania:
– Daj już spokój. Dzięki, jeśli masz szczere chęci, ale ja nie mam ochoty na takie gierki. Równie dobrze mogłeś zobaczyć każdą inną dziewczynę, a padło na mnie. To tylko przypadek, nic więcej.
– Takie przypadki nie zdarzają się często. Niełatwo mi zaimponować.
Zaśmiała się głośno, zarażając mnie uśmiechem.
– Nie chciałam nikomu imponować, a na pewno nie tobie. – Uch! Ma pazurki! Podoba mi się to. Bardzo. Nie da chłopakom wejść sobie na głowę.
– Naprawdę odrzucisz taką szansę? Co masz do stracenia? – Wzruszyła bezradnie ramionami. Może ma chłopaka? Albo rodzinę? I nie może wyjechać? Kurwa! O tym nie pomyślałem.
– Przemyślę to – odpowiedziała, rozpalając we mnie nadzieję. To znaczy, że jeszcze mnie nie skreśliła.
– W takim razie jedźmy na ten obiad – zaproponowałem.
– Nie mówiłam, że chcę jechać na obiad.
– Burczy ci w brzuchu. – Spojrzałem wymownie w tę okolicę, którą zasłaniała dłonią. Była zakłopotana.
– Nie mam pieniędzy na obiad.
Popatrzyłem na nią. Nic dziś nie jadła?
– Przecież to ja zapraszam i nie martw się o pieniądze. Jeśli się zgodzisz…
– Nie zgodziłam się jeszcze! – wtrąciła oburzona, a ja wiedziałem, że mam ją w garści. I tu nie chodziło o to, co jej zaproponowałem. Chodziło jej o mnie. Czułem to!
– …to będzie cię stać na wiele i jeszcze więcej – skończyłem zdanie, by chociaż miała tego świadomość. Miałem nadzieję, że chłopaki podchwycą mój pomysł. Przecież szukamy tancerki. Tamta ostatnia uciekła tydzień temu z próby i więcej nie przyszła.
– Dobrze, jedźmy. – Pacnęła ręką po swoich udach, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Tak jest, Mills! Misja wykonana!
– Jesteś zadziorna, Rebeko, podoba mi się to – stwierdziłem tryumfalnie i położyłem dłoń na jej kolanie.
– Hola! Ręce przy sobie! – Zdzieliła mnie po palcach, a ja się roześmiałem. Doskonała reakcja. Och, Rebeko! Nie masz pojęcia, w co się pakujesz, ale to będzie największe szaleństwo twojego życia. Mogę