Na szczycie. Właściwy rytm. K.N. Haner

Na szczycie. Właściwy rytm - K.N. Haner


Скачать книгу
Usiądź. Ja zrobię – zaprotestowałem, gdy sięgnęła po pudełko. Umiem zrobić herbatę!

      – Jesteś moim gościem.

      Chwyciła za gałkę szafki, a ja w tym samym momencie zrobiłem to samo. Moja dłoń wylądowała na jej cudownie miękkiej i ciepłej dłoni. Szybko cofnęła rękę i spojrzała na mnie kompletnie oniemiała. Uśmiechnąłem się i popatrzyłem na nią. Doskonale wiedziałem, że też to poczuła. To przyciąganie, iskry, pieprzone fajerwerki. Nigdy wcześniej żadna kobieta nie działała na mnie w ten sposób.

      – Mówił ci ktoś, że masz piękne oczy? – wypaliłem. Byłem nią oczarowany i chyba faktycznie zakochałem się od pierwszego wejrzenia.

      Jej reakcja mnie zaskoczyła. Parsknęła mi śmiechem prosto w twarz. Skrzywiłem się.

      – No cholera! Ale tekst! – Pokładała się ze śmiechu i klepnęła mnie w ramię. Po kumpelsku. O nie! Nie będę dla niej tylko kumplem. Nie ma, kurwa, takiej możliwości.

      – Nie wiem, co w tym śmiesznego. Mówię szczerze.

      – Wyrywasz na to tyle lasek? – Nadal ze mnie rżała, aż oparła się o blat szafki. Ja bym jej pokazał, na co wyrywam tyle lasek, kurwa! Co za nieokrzesana, wkurwiająca kobieta.

      – Nie wyrywam lasek, mówiłem ci, że do dzisiejszego ranka miałem narzeczoną – warknąłem. No wiecie co? Taka słodka, a tu sobie ze mnie jakieś żarty robi.

      – Przepraszam, nie chciałam cię urazić. – Opanowała się na jakąś sekundę.

      – Jesteś niemożliwa. Nawąchałaś się czegoś? – Wrzuciłem dwie torebki herbaty do kubków i zapytałem: – Słodzisz?

      – Nie, cukier chyba się skończył. – Podrapała się po głowie.

      – Trudno, wypiję gorzką, ale będziesz mi to musiała jakoś wynagrodzić.

      – Na pewno mam jakieś ciastka w swoim tajnym zapasie. Poczekaj, zaraz coś przyniosę – rzuciła i zniknęła gdzieś za drzwiami jednego z pokoi. Zapewne swojego.

      Rozglądałem się chwilę po kuchni i ruszyłem za nią. Stanąłem w progu i zobaczyłem, jak wypina swój zajebisty tyłek, szukając czegoś pod łóżkiem. Zaschło mi w ustach. Kurwa! Co ja bym zrobił z tą dupką! Nie wierzę, jak reaguje na nią moje ciało. Znowu zrobiłem się twardy jak skała i próbowałem to jakoś dyskretnie ukryć. No żebym reagował na nią, jakbym miał piętnaście lat! To do chuja niepodobne! A na pewno nie do mnie.

      – Znalazłam! – Pokazała dwa opakowania jakichś ciastek.

      – Szkoda, że tak szybko – mruknąłem, a ona zrobiła wielkie oczy. O tak! Właśnie tak masz na mnie reagować, maleńka. Ja mam ciasno w spodniach, a ty masz mieć mokro w majtkach. To dość sprawiedliwe i wiążące.

      – Mogę poszukać czegoś jeszcze – odpowiedziała, nadal wpatrując się we mnie.

      – Mogę ci pomóc.

      Podszedłem i klęknąłem obok niej, zaglądając pod łóżko. No, lekki bałagan. U nas w autobusie było gorzej. Widziałem jakieś książki, resztki jedzenia i… o, proszę! Chwyciłem śliczne koronkowe, różowe stringi.

      – Mój Boże, zostaw to! – pisnęła i próbowała mi je wyrwać. Zabrałem rękę, by tego nie zrobiła.

      – Ładne. Co robią pod łóżkiem? – Rozciągnąłem cieniutkie paseczki na palcach i miałem ochotę sprawdzić, czy są świeże. Ja pierdolę! Co się ze mną dzieje? Chyba naprawdę potrzebuję porządnego pieprzenia.

      – Kurzą się – odpowiedziała zażenowana, a ja trąciłem ją delikatnie w ramię, by trochę wyluzowała.

      – Złośnica z ciebie.

      – Po prostu mi je oddaj, to dość intymna część garderoby…

      – Więc powinna chyba być w szufladzie, a nie pod łóżkiem – droczyłem się z nią. W sumie to powinna je mieć teraz na tyłku i mi się zaprezentować. O tak!

      – Oddaj! – Wyrwała mi je i rzuciła w kąt, a ja się zaśmiałem.

      – Masz takich więcej?

      – Nie twoja sprawa! – Wstała i kopnęła pod łóżko dwa opakowania łakoci, które pod nim znalazła.

      – Miałem na nie ochotę. – Nachyliłem się i wyciągnąłem ptasie mleczko o smaku wiśniowym. Produkują je jeszcze?

      – Nie ma! Będziesz pił gorzką! – Wyrwała mi je z ręki i rzuciła na łóżko. Ale słodko się złości. Mogłaby tak spożytkować tę wściekłość na mnie w sypialni.

      – Na pewno będziesz pasowała, nie dasz sobie wejść na głowę.

      – Świetnie, jeśli to jakiś test i właśnie go zaliczyłam, to możesz już iść.

      – Wyganiasz mnie? – No cholera, faktycznie ma pazurki. Byłem zaszokowany, a ona znowu się ze mnie śmiała.

      – Tak trochę, nie chcę być niemiła.

      – To niegrzeczne – dodałem zirytowany, że wyśmiewa się ze mnie już drugi raz.

      – Kto mówił, że jestem grzeczna? – Przygryzła wargę i wyszła z pokoju, zostawiając mnie tu z megawzwodem, na podłodze własnej sypialni. Ja pierdolę! Odczekałem chwilę, by mi przeszło, ale to niewiele dało. A chuj tam! Otworzyłem ptasie mleczko i wróciłem do kuchni.

      – Myślałem, że już ich nie produkują – powiedziałem, wrzucając do ust jedną kostkę. Nie jadłem ich ze dwa lata albo i dłużej. To była chyba jakaś edycja limitowana.

      – Znam jeden sklep, w którym można je dostać. To moje ulubione, mam ogromny zapas. – Uśmiechnęła się szeroko.

      – Już cię uwielbiam! – Podszedłem do niej i podsunąłem jej jedno pod usta.

      – Nie powinnam. – Spojrzała błagalnie.

      – Daj spokój! No już – Włożyłem jej kawałek czekolady do ust, a ona zamruczała. Ja jebię! To, co sobie teraz wyobraziłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

      – Jestem od tego uzależniona. – Zamknęła oczy, rozkoszując się smakiem, a ja miałem ochotę pchnąć ją na szafkę i zerżnąć. Kurwa mać! Oszaleję chyba.

      – Tylko od tego? – zapytałem. Pokręciła przecząco głową, nawet nie otwierając oczu. Miała takie długie, ciemne rzęsy i słodkie, delikatne zmarszczki mimiczne przy oczach. – To dobrze, nie będą cię kusić różne głupoty w trasie – dodałem. Nie chciałem żadnych problemów. Chłopakom nie trzeba wiele zachęty do robienia głupot. Toleruję alkohol, dymanie panienek i wiele innych rzeczy. Dragów jednak nigdy nie zaakceptuję i wszyscy to doskonale wiedzą. Dragi równa się wypad z zespołu.

      – A to już ustalone, że jadę z wami? – Otworzyła oczy i uniosła brew.

      – A nie?

      – Trey… – wymówiła imię swojego przyjaciela, a on w tym momencie jak pieprzony czarodziej wszedł do kuchni. No proszę! Przystojny sukinsyn. Już widzę, że są tylko przyjaciółmi. Nie podobała mi się ta myśl.

      – No, jestem, Reb. Co tam? – Upił łyk wody. – Kto to? – Wskazał na mnie. Chyba biegał. Musiałem przyznać, że był naprawdę niezły. Nie gustuję w facetach, ale potrafię rozróżnić zwykłego kolesia od przystojniaka. On na pewno należał do tej drugiej grupy.

      – Sedrick Mills – przedstawiłem się. Co oni z księżyca się urwali? Ten też nie wiedział, kim jestem?

      – Trey Mallroy. – Przywitał


Скачать книгу