Nigdy nie mówię nigdy. Marta W. Staniszewska
na utrzymaniu rodziców, celebryci i ludzie znani z telewizji. Cena za roczny karnet wejścia wynosiła bowiem dwadzieścia tysięcy dolarów, a jeszcze więcej płacąc w miesięcznych transzach. Nie bez powodu klub znany był także jako miejsce, gdzie poznawało się szastających kasą mężczyzn. Pamiętam, jak próbowałyśmy wejść do tego klubu zaraz po jego otwarciu i okazało się, że już wyprzedano wszystkie roczne i miesięczne wejściówki. Jakimś cudem, choć już myślałam, że nie uda nam się dostać do środka, ochrona wpuściła nas i przydzieliła status VIP, co oznaczało bezkolejkowe wejście, zawsze wolny stolik i drinka na przywitanie. Obstawiałam, że to zasługa Megan. Bo ona, jako jedyna z nas dwóch, była znana z ekranu telewizora.
Tajemnicą poliszynela było, iż kobiety, oraz rzecz jasna mężczyźni, potrafili wydawać ostanie oszczędności na miesięczny bilecik do Morrison’s, który miał dać im przepustkę do bogatego sponsora.
Wysiadłyśmy z taksówki na ulicy przed wejściem, gdzie kłębił się niewielki tłum pięknie ubranych przyszłych utrzymanek i eleganckich, młodych żigolaków. Wiem, wiem, byłam okropna, oczywiście nie wszyscy ci ludzie przychodzili tu po to, ale można było z całą pewnością powiedzieć, że co druga persona stojąca w kolejce do wejścia zjawiła się tylko w jasnym celu upolowania bogatego kochanka. Ustawiłyśmy się z Megan na początku kolejki, co spotkało się z kilkoma komentarzami i mruknięciami, ale zignorowałyśmy je jak zwykle. Ochroniarz, Frank, gdy tylko wychwycił nas swoim czujnym okiem, przywołał nas machnięciem dłoni, a tłum za nami zawrzał w proteście. Krótkie spojrzenie Franka wystarczyło, aby w kolejce na nowo zapanował błogi spokój. Z jakiegoś niewytłumaczalnego dla nas powodu, no może poza rozpoznawaną twarzą Megan – choć nie sądziłam, żeby to mogła być jedyna przyczyna – od samego otwarcia traktowano nas tu priorytetowo i wpuszczano do klubu, gdy tylko się przed nim pojawiałyśmy. Nie drążyłam tego fenomenu specjalnie, gdyż nie przeszkadzał mi status paravipowski, który nam nadano.
Okej, stać nas było na roczny pakiet wejściowy. Ja byłam znaną w mieście właścicielką firmy aranżacyjnej i wykończeniowej, Megan była prezenterką pogody w krajowej stacji, ale i tak byłyśmy tylko drobnymi płotkami w oceanie wielorybów, które odwiedzały Morrison’s. Z pewnością nawet Nathan był bardziej znany od nas. Kilka razy po rozmowie z Megan postanawiałyśmy zbadać to zjawisko, ale po paru miesiącach przyzwyczaiłyśmy się do standardu i jednogłośnie go zaakceptowałyśmy. Wygodnie było mieć zawsze wolny stolik i nie czekać w kolejce do wejścia, więc nie widziałam powodu, by się nad tym zastanawiać.
Przeszłyśmy przez podwójne mahoniowe wrota i skierowałyśmy nasze kroki prosto do zarezerwowanej loży, którą wskazała nam kelnerka przy wejściu. Po drodze w korytarzu rozpoznałam kilka znanych z ekranu telewizora twarzy. Bardziej lub mniej, ale jednak. Nagle czyjaś dłoń chwyciła mnie za ramię, a potem druga przytuliła do męskiego ciała i miękkie wargi spoczęły na moich. Ciepły język zaanektował wnętrze moich ust i poczułam znajomy smak Nathana Sheparda.
– Już myślałem, że się nie zjawisz – mruknął i ścisnął moje pośladki oburącz, po czym znów pocałował mnie namiętnie, wsuwając mi język głęboko, po same migdałki.
Przyciągnął mnie mocniej w cień filara, tak aby zapewnić nam pozorną intymność.
Oderwałam usta od jego warg.
– Ostatni raz nie odzywasz się przez tydzień, zrozumiałeś? – warknęłam poirytowana jego zachowaniem.
Odmruczał posłuszne tak, proszę pani i przycisnął biodra do moich bioder, aż poczułam, że tężeje w okolicy rozporka.
– Mmmm, widzę, że cieszysz się na mój widok – złagodniałam na moment.
– Który mężczyzna nie cieszyłby się na widok tak seksownej dupki jak twoja – odparł Nate.
Romantyk, westchnęłam do siebie w myślach.
– Zostań tu – wyrwałam się z jego objęć – i pociesz wzrok jeszcze przez chwilę, a potem zorganizuj nam po drinku, byle szybko – mruknęłam, odchodząc. Dobrze wiedziałam, że patrzy, więc zakręciłam mocniej tyłkiem, żeby dać mu trochę więcej wrażeń.
Nathan był miłym gościem, ale poza niezłym ciałem, i akceptowalnym talentem na arenie łóżkowych igraszek, nie widziałam w nim specjalnych zalet. Nie w przypadku, gdy sobie samemu poświęcał więcej uwagi niż mnie, a tego znieść nie umiałam. Poza tym miałam wrażenie, jakby cały czas coś przede mną ukrywał. Nie obchodziłoby mnie specjalnie, jeśli chodziło o stan konta, którym notabene pochwalił się już pierwszego dnia, lub nawet o to, że spotyka się z innymi, gdy nie jest ze mną. Podejrzewałam jednak, że miał kogoś na stałe. Mogła to być narzeczona lub żona siedząca grzecznie w domu i czekająca na swojego ukochanego mężulka. Ja nie bawiłam się w takie historie. Zgadzałam się widywać z facetem dla fizycznych przyjemności, nawet z dwoma jednocześnie, bo każdy z nich zaspokajał inną moją potrzebę, ale nie rozbijałam związków. Pomimo moich podejrzeń Nate wciąż spotykał się ze mną weekendami w Morrison’s, czasem spędzaliśmy noc w hotelu, nie wychodząc z łóżka, i wciąż namawiał, żebym została jego żoną. Tak, kilkukrotnie po seksie prosił mnie o to, abym wyszła za niego, ale odpowiadałam mu jedynie zanoszącym śmiechem, rechocząc aż do łez. On jednak nie odpuszczał i czasem wkurzał mnie do granic wytrzymałości.
Po drugiej stronie niewielkiego parkietu zobaczyłam czubek fryzury Megan rozmawiającej z jakąś dziewczyną przy schodach na piętro, gdzie znajdowały się przytulne loże dla VIP-ów. Już wypatrzyła sobie jakąś fajną kompankę na ten wieczór.
Dość szybko poszło – pomyślałam. – A Viktoria niech się wali – dodałam do siebie z uśmiechem.
Przedostałam się przez tłum par poruszający się do rytmu Careless Whispers w dyskotekowym wydaniu. Po drodze zastanawiałam się, czy to dziś był ten dzień, gdy stracę cierpliwość i powiem Nate’owi, że to koniec naszych spotkań.
Nathan czy Ethan, Ethan czy Nathan… rozśmieszyła mnie moja rymowanka.
– Sam, poznaj Lucy, moją koleżankę ze studiów – Megan przekrzyczała muzykę. – Nie widziałyśmy się z pięć lat – zawołała Meg, a Lucy przytaknęła z entuzjazmem, gładząc przy tym przelotnie ramię Megan.
Stara miłość nie rdzewieje – pomyślałam, przyglądając się smukłej, długonogiej blondynce o urodzie Cameron Diaz. Jej krótkie do szyi, proste włosy zatańczyły radośnie, gdy pochyliła się do Megan, by szepnąć jej coś na ucho.
– Lucy, poznasz mnie z koleżankami? – usłyszałam niski pomruk przedzierający się przez szum dźwięków muzyki, zmieniającej się na „One Night In Bangkok” w wersji stworzonej przez Global Djs.
Odwróciłam głowę w kierunku męskiego głosu, a ogniste spojrzenie faceta wmurowało mnie w posadzkę. To był najpiękniejszy mężczyzna, jakiego widziałam w życiu. Żaden samiec nie powinien być tak piękny. Silna, zarośnięta szczęka, mocne kości policzkowe, duże oczy. Ciekawiło mnie, ile czasu spędzał na układaniu tej niesamowitej fryzury. Jego włosy błyszczały zdrowiem w świetle klubowych reflektorów. Kurczę, miał lepsze włosy od moich! Szybka analiza sytuacji i już wiedziałam z kim mam do czynienia. Lucy, Megan i on – gej jak stąd do tamtąd. Choć nie można było mu odmówić seksowności i uroku… Jak większości homoseksualnych, bogatych mężczyzn – pomyślałam.
Lucy przedstawiła najpierw Megan, a później mnie swojemu znajomemu. Przez szeroki uśmiech, jakim mnie obdarzył, zapomniałam jego imię w momencie, gdy je przekazał. Boże, był tak przystojny, że to było aż nieuprzejme z jego strony. Przedstawiłam się i podałam mu rękę. Mężczyzna zawiesił spojrzenie na mojej twarzy i uśmiechnął się ponownie, jakby właśnie ubawił go jakiś wewnętrzny