Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł. Ian Douglas
Na mentalny sygnał Graya Konstantin-2 przekazał Społeczności kolejny zestaw danych – obrazy, które przybyły na Ziemię z serca gromady gwiazd Omega Centauri.
– Wiele efemerycznych istot straciło życie, by zdobyć te informacje.
Konstantin pokazywał im obrazy zebrane przez „Amerykę”, okręty zwiadowcze i sondy wysłane do serca gromady. Kosmologowie byli pewni, że sześć czarnych dziur, które widziała Rada, stanowi pozostałości po Sześciu Słońcach.
Istoty spoglądały na dziwaczny obraz za pomocą bardzo różnych organów zmysłów. Nie wszystkie z nich miały oczy, ale uzyskały te dane w wielu formatach.
Na Sześć Słońc składały się gorące, młode gwiazdy, każda o masie około czterdziestu ziemskich słońc. Tak wielkie ciała niebieskie żyły krótko. Wypalały się w ciągu dziesiątek milionów lat, po czym wybuchały jako supernowe typu drugiego i zapadały się w sobie jako czarne dziury. Zebrane wokół istoty musiały wiedzieć, co sugerują dane, ale Gray i tak to powiedział.
– Taki będzie ostateczny los waszych Sześciu Słońc. Sześć czarnych dziur, obracających się wokół w formie rozety. Te krążące szybko masy zakrzywiają czasoprzestrzeń podobnie jak AGTR, które zwiecie obracającymi się wrotami.
Gray wiedział, że najbardziej intrygującą częścią obrazu nie są jednak czarne dziury, ale to, co widać było w samym sercu Rozety: gwiazdy. Różne gwiazdy.
Zmieniały się wraz ze zmianą kąta widzenia, w miarę jak nagrywające sensory przelatywały obok. Gray pomyślał znów o tym, że niewielka zmiana kąta lotu w cylindrze AGTR również mogła zmienić to, gdzie w czasie i przestrzeni znajdzie się okręt. Tutaj na przemian widział zarówno z rzadka rozświetlone gwiezdne pustynie, jak i miriady słońc w centrum galaktyki, a następnie skłębione mgławice… pustkę przestrzeni międzygalaktycznej… bliski obraz podwójnego układu gwiezdnego… obraz spiralnej galaktyki, być może Drogi Mlecznej, widzianej z zewnątrz w całej okazałości.
Niektóre z tych widoków, tych rzeczywistości były całkowicie obce. Jedna wyglądała jak skupisko białej, gorącej energii, być może jądro słońca albo chwila po Wielkim Wybuchu… albo nawet kosmos, w którym panują zupełnie inne prawa fizyki.
Kosmologowie badający zmieniające się sceny doszli do wniosku, że każda z nich to wgląd do innego wszechświata – alternatywnej, równoległej rzeczywistości. Niektóre były podobne do naszej, inne zupełnie odmienne.
– Uważamy, że Obcy z Rozety przeszli przez tę bramę. Mogą być z dalekiej przyszłości. Bardziej prawdopodobne jednak, że są z alternatywnego wszechświata, z innej rzeczywistości. Niektórzy z naszych kosmologów uważają, że pochodzą z umierającego uniwersum, znajdującego się w ostatnich eonach zimnego, entropicznego rozkładu. Jeśli tak jest, to Obcy z Rozety mogą szukać młodszego, zdrowszego wszechświata. Mogą migrować tu, by uciec ze swojego, schyłkowego kosmosu. Nie wiemy tego jednak. Nie byliśmy w stanie nawiązać z nimi komunikacji. Nie wiemy, czym są, co myślą, skąd pochodzą. Mogą być tak zaawansowani, że dosłownie nas nie widzą. Niektórzy ludzcy ksenosofontologowie zaczęli spekulować na temat galaktycznej sfery Dysona, którą widzieliśmy w przyszłości, osiemset osiemdziesiąt osiem milionów lat po epoce, którą zamieszkujecie. Statystycznie mało prawdopodobne jest, że mamy do czynienia z dwoma gatunkami trzeciego poziomu na skali Kardaszewa – pierwszym, który wkroczył do mojego wszechświata jako Obcy z Rozety, i drugim, który buduje galaktycznej wielkości sferę Dysona dwanaście milionów lat później. Jeśli te dwie manifestacje obcej obecności to rzeczywiście ten sam gatunek, musimy skonfrontować się z nimi, zanim zaczną pożerać całą Galaktykę. To wykracza poza zakres możliwości samych ludzi, ale może jednak da się zawrzeć sojusz między ludźmi a Sh’daar.
Gray czuł się paskudnie, musząc to powiedzieć. Przez większość dorosłego życia walczył ze Sh’daarami. Początkowo jako pilot myśliwca na „Ameryce”, potem w dowództwie Marynarki. Następnie był CAG na „Republice”, kapitanem „Nassau”, po czym wrócił na „Amerykę” jako pierwszy oficer, aż w końcu jej nowy dowódca.
Teraz był admirałem floty, dowodzącym grupą bojową „Ameryki” i miał rozkazy od prezydenta, by zawrzeć sojusz z obcymi kulturami, które zwalczał od dwudziestu… nie, dwudziestu czterech lat.
Zdecydowanie mu się to nie podobało.
Całym powodem tej wojny było utrzymanie suwerenności Ziemi względem koalicji istot, które chciały ją sobie podporządkować. Czy można zaufać Sh’daarom? Zrozumieć ich?
Czy ludzie mieli jednak stracić niepodległość po niemal sześćdziesięciu latach krwawych walk?
Gray czuł się rozdarty, wiedząc, że tak wielu jego żołnierzy – tak wielu jego przyjaciół – zginęło przez te istoty, które teraz w praktyce błagał o pomoc.
Zamilkł. Zdał sobie sprawę, że wszyscy zgromadzeni kosmici żywo dyskutują nad jego przemową. Gray stwierdził, że nie jest w stanie ogarnąć nawet ułamka tego, co mówią. To było jak udział w rozmowie, kiedy wszyscy mówią równocześnie. Udało mu się wychwycić jedynie pojedyncze słowa.
Znalazł kanał Agletsch.
– Aar’mithdisch? Nie nadążam za tłumaczeniem.
– Twój mózg posiada ograniczenia – odparła. – Nie jest w stanie śledzić wielu wątków jednocześnie.
– Mówisz, że te istoty potrafią?
– W pewnym stopniu. Wszystkie są w jakiś sposób zmodyfikowane. Być może później będziesz mógł użyć oprogramowania tłumaczącego, by odsłuchać poszczególne wątki.
Nie pomagało mu to zrozumieć, co dzieje się teraz.
– Nie wiemy, czy te obrazy pokazują manipulację galaktyki nieprzeprowadzoną przez Sh’daar…
– Nie wiemy w ogóle, czy te obrazy pokazują prawdę…
– Jeśli Glothrowie uciekną…
– Efemerydy przeinaczają prawdę…
– …nie ma nic wspólnego z nami…
– …efemerydy nie…
– …miliard lat…
– …strach…
– Co mówią? – odezwała się McKennon na prywatnym kanale. Po raz pierwszy Gray zdał sobie sprawę, że kobieta również doświadcza tej rzeczywistości wirtualnej, mimo że nie widział jej awatara.
– Nie wiem. Nasz ekspert od tłumaczeń mówi, że ludzkie mózgi do tego nie wystarczają.
– Mózgi i układy nerwowe niektórych Sh’daarów są sztucznie wspomagane – odparła. – Adjugredudhra… Zhallegowie…
– Myślałem, że to wszystko Outsiderzy – odparł Gray z przekąsem w mentalnym głosie. – Żadnej genetyki, robotyki…
– Z tego, co udało nam się ustalić, nie było to dla nich nigdy coś absolutnego. Gdyby ludzie zrezygnowali z całej technologii, to do nadmiernego postępu zaliczałyby się także ogień, zaostrzone kamienie i siekiery. Nawet najbardziej fanatyczni luddyści by się tego nie domagali.
– Zapewne nie. Po prostu trąci mi to hipokryzją. Żądają, abyśmy zrezygnowali z technologii, których oni używają.
– Są obcy, admirale. Z samej definicji to oznacza, że nie widzą świata tak, jak my.
– Słyszałem to już – roześmiał się. – Wciąż myślę, że to słaba wymówka, która nic nie tłumaczy.
– Cóż, przepraszam…
–