Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł. Ian Douglas
dziesięć metrów średnicy. Agletsch byli o połowę niżsi od ludzi, a po jego prawej było coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak długa na kilka metrów i wysoka na pół metra kupa organów wewnętrznych. Nie zmieniało to jednak poczucia, że stoi wśród gigantów. Gray czuł się przytłoczony, nieistotny. Nie pomagała też świadomość, że każda z tych istot należy do dojrzalszej, bardziej zaawansowanej technicznie cywilizacji niż ziemska. Czuł się jak dziecko w pokoju pełnym bardzo wysokich, bardzo starych dorosłych.
Jakże mogłoby być inaczej? Ludzkość wydobyła się z przedtechnologicznego mroku bardzo niedawno. Minęło dopiero dziesięć tysiącleci od wynalezienia pługa, ledwie sześćset lat od wynalezienia radia i połowa tego od pierwszej podróży międzygwiezdnej. Szanse na to, że jacyś napotkani przez ludzi obcy będą młodsi, były niewielkie.
W myślach nazwał to zgromadzenie Radą Sh’daar, choć nie miał pojęcia, czy to określenie odpowiada rzeczywistości.
– Mam informacje dla tej Rady – powiedział Gray poprzez swój implant mózgowy. – Informacje uzyskane z dalekiej przyszłości, z czasów odległych o dwanaście milionów lat od mojej epoki i około ośmiuset osiemdziesięciu ośmiu milionów lat od waszej. Dowiedzieliśmy się tego od Glothrów na pozbawionym słońca świecie, który nazwaliśmy Invictusem. Myślę, że wszyscy w Radzie Sh’daar muszą to usłyszeć…
Rozdział szósty
2 listopada 2425
Rzeczywistość wirtualna
Chmura N’gai
Godzina 12.12 TFT
Konstantin-2 przekazał nagranie Radzie Sh’daar, podczas gdy Gray mówił dalej. Potężne AI na pokładzie „Ameryki” dwanaście milionów lat w przyszłości czasu ludzi połączyły się z rozległą siecią informacyjną Glothrów. Informacje i obrazy tam znalezione przekazane zostały do Konstantina w roku 2425, przeanalizowane i przetłumaczone. Te zapisy, przechowywane w pamięci Konstantina-2, stanowiły teraz tło dla przemówienia Graya.
– To jest moja Galaktyka, którą zwiemy Drogą Mleczną. Tak wygląda w czasach współczesnych dla mnie.
Równina i krąg olbrzymów zniknęły.
Zamiast nich pojawiła się w całej swojej okazałości Droga Mleczna, rozświetlająca absolutny mrok kosmosu. Jej centrum miało czerwonawe zabarwienie, podczas gdy spiralne ramiona świeciły niebieskim blaskiem. Widać było wyraźnie z tej perspektywy, że Galaktyka jest spiralą, okrążającą supermasywną czarną dziurę.
Czterysta miliardów gwiazd… czterdzieści miliardów planet podobnych do Ziemi… miliony rozumnych gatunków, z czego wiele było kosmicznymi cywilizacjami.
– Pewien mądry człowiek nazwiskiem Sun Tzu rzekł kiedyś: „Poznaj swojego wroga” – powiedział Gray. – My, ludzie, staraliśmy się więc dowiedzieć jak najwięcej o Społeczności Sh’daar. Wiemy, że wyewoluowaliście w galaktyce karłowatej, którą nazywacie Chmurą N’gai. Że waszą cywilizację zniszczyła transcendencja i że odbudowaliście ją z popiołów. Wiemy, że gdy Chmura N’gai została pochłonięta przez Drogę Mleczną, stworzyliście nowe imperium, obejmujące nie tylko przestrzeń, lecz i czas. I że byliście zdeterminowani, by transcendencja nigdy więcej nie zagroziła waszej kulturze czy kulturze innych cywilizacji, z którymi macie kontakty. Wiemy, że znaleźliście sposób na podróż do naszej epoki, gdzie zwerbowaliście do swej sprawy wiele innych gatunków: Turuschów, H’rulka, Slanów i innych. A gdy my, ludzie, odmówiliśmy przyjęcia waszej propozycji, nakazaliście im nas zaatakować. Albo po to, by zmusić nas do posłuszeństwa, albo by nas zniszczyć.
Przerwało mu niskie pomrukiwanie Drerda.
– Wy, ludzie, stoicie nad przepaścią – przekazał translator. – Jesteście bliżej Schjaa Hok, niż wam się wydaje. Jeśli upadniecie, zagrozicie nam wszystkim.
– Nigdy nie rozumieliśmy waszych obaw w tej kwestii – powiedział Gray. – Jeśli jeden gatunek w tej wielkiej Galaktyce wymrze albo wkroczy we własną transcendencję i zniknie, jak wam to zagraża?
– Obracające się wrota dają dostęp nie tylko do innych obszarów przestrzeni, ale i czasu – przypomniał Sjhlurrr. – Może to zagrozić przyczynowości. Całe wszechświaty twórczości i stworzenia, doświadczenia, cierpienia i ekstazy, wszechświaty Umysłu można zniszczyć w jednej chwili. Jaka istota by się tego nie obawiała?
„Obracające się wrota” – zapewne tak Sh’daar nazywali cylindry AGTR. Dane Agletsch w jego implancie potwierdziły to przypuszczenie.
– Mogą być większe obawy – odrzekł Gray. – Niedawno udaliśmy się dwanaście milionów lat do przyszłości i napotkaliśmy Glothrów. Wiele się od nich dowiedzieliśmy. W tym o końcu cywilizacji galaktycznej… a przynajmniej tej jej części, która zawiera ludzkość i Sh’daarów.
Wirtualny obraz Drogi Mlecznej zmienił się. Wielki wir setek miliardów słońc, młodych, jasnych i żywych, z ramionami pełnymi gorących gwiazd, rozpłynął się, zastąpiony przez… coś innego, przez bladą imitację dawnego piękna. Matematyczna perfekcja spiralnych ramion już nie istniała, mgławice zostały pożarte, miriady gwiazd zniknęły lub przygasły – widać ich było zaledwie garstkę. Galaktyka stała się ponurym cieniem dawnej świetności.
Zaś w jej centrum widać było coś dziwnego pośród pozostałych słońc. Coś ciemnego, z lekką nutą złocistego światła. Było to trudno wychwycić i jeszcze trudniej zinterpretować, ale wyglądało jak wielka, przeźroczysta sfera o średnicy dziesięciu tysięcy lat świetlnych, stworzona być może z chmury słońc, której miejsce zajmowała.
Zgodnie z danymi Glothrów jedynie garstka gatunków, w tym sami Glothrowie, uciekała ze spustoszonej Galaktyki do innych poprzez kosmiczne przestworza. Cała flota, stado planetarnych Steppenwolfów, uchodziła w mrok.
– Uważamy – powiedział Gray – że widzimy w środku Drogi Mlecznej cywilizację trzeciego stopnia według skali Kardaszewa. Galaktyczną sferę Dysona.
Gdy to mówił, Konstantin-2 przekazał Radzie informacje o użytych przez Graya nieprzetłumaczalnych terminach. W połowie dwudziestego wieku radziecki astrofizyk Nikołaj Siemionowicz Kardaszew zaproponował metodę pomiaru stopnia zaawansowania cywilizacji. Cywilizacja K-I wykorzystywałaby całą dostępną energię swojej planety. K-II używałaby energii swojej gwiazdy, a fizyk Freeman Dyson zaproponował sposób, w jaki byłoby to możliwe: pusta w środku sfera lub chmura orbitujących satelitów, która pochłaniałaby całą emitowaną przez gwiazdę energię.
Oznaczało to, że cywilizacja K-III używałaby całej energii zgromadzonej w galaktyce.
Gdy Gray zasugerował możliwość istnienia sfery Dysona na galaktyczną skalę, wyczuł zaniepokojenie wśród słuchaczy.
– Dlaczego mielibyśmy się tego obawiać? – spytał Groth Hoj. – To… wydarzenie ma miejsce w przyszłości odległej o niemal miliard lat. Być może nawet odpowiadają za nie nasi dalecy potomkowie.
– Efemeryda ma rację – odezwał się Adjugredudhra, gestykulując mocno ramionami. – Ledwie cztery obroty galaktyki to krótki czas dla naprawdę dojrzałej cywilizacji.
Użycie terminu „efemeryda” sprawiło, że Gray prawie ocknął się z symulacji. Jak długo żyli Adjugredudhra?
To pytanie prowadziło do kolejnego. Zapewne żyli bardzo długo, może nawet byli praktycznie nieśmiertelni dzięki manipulacji własnym genomem. Lecz modyfikacje genetyczne były jedną z zakazanych technologii, mogących prowadzić do osobliwości technologicznej. Adjugredudhra zaś, podobnie jak reszta Sh’daar, zapewne robili, co mogli, żeby temu zapobiec.
Czy wszyscy członkowie Społeczności Sh’daar