Poznański Czerwiec 1956. Отсутствует
KC. W rezolucji uniwersyteckiej istnieją akcenty solidaryzujące się nie tylko z postawą i ekonomicznymi żądaniami, ale także ze strajkiem i demonstracją robotników. Natomiast ostro oskarżono w niej „winnych fałszywego informowania społeczeństwa w prasie i radio” i nadmierną centralizację w zarządzaniu. Co więcej – nie powtórzono sugestii o reakcyjnym podziemiu i agentach imperializmu nawet w odniesieniu do – jak pisano – „kryminalnych ekscesów skierowanych przeciwko władzy ludowej i porządkowi miasta”. Pojawiła się natomiast propozycja obciążenia winą za to „elementów nieodpowiedzialnych i chuligańskich” przy żądaniu „wyrozumiałości dla wprowadzonych w błąd i lekkomyślnych obywateli”.
Takie stanowisko miało dla dalszego rozwoju postaw oceniających wypadki poznańskie zasadnicze znaczenie. Trudno dziś twierdzić kategorycznie, że miało ono wpływ na dwie następne jego fazy. Rzuca się jednak w oczy fakt, że chuligańską kwalifikację czynów przestępczych dokonanych w dniu 28 czerwca przyjęła prokuratura w czasie procesów poznańskich we wrześniu i w pierwszej połowie października 1956 r. Natomiast aprobatę dla poznańskiego strajku, a nawet demonstracji ulicznej obok odrzucenia tezy o imperialistycznym spisku i reakcyjnym podziemiu wyraził Władysław Gomułka na VIII Plenum KC w dniu 20 października 1956 r.
22 września 1956 r. podano oficjalnie do wiadomości, że w areszcie pozostawały jeszcze 154 osoby. Spośród nich przekazano wtedy do Sądu Wojewódzkiego w Poznaniu oskarżenia przeciwko 58 osobom. Procesy wytoczono 22 młodym ludziom, oskarżając ich o chuligański, skierowany przeciwko władzy ludowej udział z bronią w ręku w zajściach przy ul. Kochanowskiego oraz (trzem z nich) o zamordowanie na dworcu kaprala UB. Ponadto 15 osób oskarżono o kradzież, włamanie i paserstwo – ich procesy toczyły się przed Sądem Powiatowym dla Miasta Poznania.
Zdecydowanie się na chuligańską wymowę procesów poznańskich w jaskrawy sposób kompromitowało autorów teorii o agentach i prowokatorach, ale jeszcze dotkliwiej obrażało obywatelską godność poznaniaków, odczuwających już wtedy przywiązanie do legendy swego czerwcowego protestu. Spychano bowiem ten protest do poziomu gangsterskich rozgrywek, hajdamackiego awanturnictwa, bandytyzmu i złodziejstwa. Z kilkuset osób aresztowanych dobrano kilkunastu zaledwie kandydatów do oskarżenia. Dobrano według zasady obecności w ich życiorysach epizodów, które mogły świadczyć o kryminalnej lub pasożytniczej przeszłości. Chciano pokazać opinii publicznej tylko takich „bohaterów” Czerwca. Procesy były szeroko opisywane w prasie, transmitowano je przez głośniki na zewnątrz sal sądowych, miały liczną publiczność i odbiły się głośnym echem w kraju i za granicą.
Ich rozgłos był jednak rezultatem przede wszystkim retoryki adwokatów broniących młodych „przestępców”. Obrońcy usiłowali pokazać zależność czynów swych klientów od nastrojów panujących w tym dniu w całym Poznaniu. Przywoływali świadków, którzy zeznawali na korzyść tej tezy, którzy pomogli ustalić chronologię i charakter wydarzeń. Prosili o ekspertyzę biegłych – profesorów socjologii, którzy uświadomili Wysoki Sąd co do prawidłowości, jakie zachodzą w zachowaniu się tłumu i co do nacisków, jakim podlega psychika jednostki w warunkach zbiorowego napięcia. Adwokaci odrzucili zdecydowanie tezę dwunurtowości poznańskiego „czwartku”. Twierdzili, że było to spontaniczne wystąpienie całego społeczeństwa, kierowane ideologią sprawiedliwości społecznej i patriotyczną tradycją.
Przyjęcie takiej koncepcji i takiego scenariusza procesów było następnym po Czerwcu ważnym aktem politycznym w ówczesnej walce o władzę w państwie. Doświadczeni prawnicy musieli chyba przewidywać możliwość przyjęcia przez adwokatów linii obrony zdolnej wywołać wśród publiczności nastroje podniosłe, a jednocześnie niezbyt przyjazne dla adresata ludowego gniewu w czasie walk wokół ul. Kochanowskiego, a więc dla tej linii politycznej partii, której symbolem w latach stalinizmu stał się Urząd Bezpieczeństwa. Były to przecież ostatnie dni przed VIII Plenum – przed Październikiem.
Władysław Gomułka w swym przemówieniu powiedział:
„Klasa robotnicza dała ostatnio kierownictwu partii i rządowi bolesną nauczkę. Robotnicy Poznania chwytając za oręż strajku i wychodząc manifestacyjnie na ulice w czarny czwartek czerwcowy zawołali wielkim głosem: Dość! Tak dalej nie można! Zawrócić z fałszywej drogi!
Klasa robotnicza nigdy nie chwytała się strajku jako oręża walki o swoje prawa w sposób lekkomyślny. Tym bardziej teraz w Polsce Ludowej, rządzonej w jej imieniu i w imieniu wszystkich ludzi pracy, nie zrobiła tego kroku lekkomyślnie. Najwidoczniej przebrała się miara. A miary nie można przebierać bezkarnie.
Robotnicy Poznania nie protestowali przeciwko Polsce Ludowej, przeciwko socjalizmowi, kiedy wyszli na ulice miasta. Protestowali oni przeciwko złu, jakie szeroko rozkrzewiło się w naszym ustroju społecznym i które ich również boleśnie dotknęło, przeciwko wypaczeniom podstawowych zasad socjalizmu, który jest ich ideą. […]
Wielką naiwnością polityczną była nieudolna próba przeciwstawienia bolesnej tragedii poznańskiej jako dzieła agentów imperialistycznych i prowokatorów. Agenci i prowokatorzy zawsze i wszędzie mogą być i działać. Ale nigdy i nigdzie nie mogą decydować o postawie klasy robotniczej. […] Przyczyny tragedii poznańskiej i głębokiego niezadowolenia całej klasy robotniczej tkwią w nas, w kierownictwie partii, w rządzie. Materiał palny zbierał się przez lata. […]
Jestem przekonany, że robotnicy poznańscy nie wystąpiliby do strajku, nie wyszliby demonstracyjnie na ulicę, nie znaleźliby się wśród nich i tacy, którzy chwycili za broń, nie polałaby się tam nasza, bratnia, robotnicza krew, gdyby partia, tj. kierownictwo partii, przyszło do nich z całą prawdą”.
Pierwsze dni po październikowym przełomie przyniosły także rozwiązanie w sprawach będących przedmiotem zakończonych trzy tygodnie przedtem procesów. 5 listopada 1956 r. PAP przekazał prasie następujący komunikat:
„Generalna Prokuratura PRL zarządziła zrewidowanie wszystkich aktów oskarżenia wniesionych do Sądu przeciwko sprawcom przestępstw popełnionych w czasie wypadków poznańskich. Równocześnie Prokuratura wystąpiła do Sądu o zwolnienie z aresztu tymczasowego tych wszystkich osób, na których nie ciążą zarzuty zabójstwa lub rabunków”.
Sąd Wojewódzki w Poznaniu naturalnie wszystkie te sprawy umorzył z takim uzasadnieniem podanym w prasie:
„Decyzja ta jest wynikiem między innymi ustalenia, że zaistniała w tym dniu sytuacja była w poważnym stopniu następstwem błędów i wypaczeń poprzedniego okresu oraz niewłaściwego postępowania niektórych organów władzy. Panująca atmosfera w dniu 28 czerwca br. w Poznaniu miała znaczny wpływ na działalność uczestników zajść. Okoliczności te miały decydujące znaczenie dla oceny winy i odpowiedzialności. O decyzjach tych osoby zainteresowane i zakłady pracy zostaną powiadomione”.
Czy wolno więc było po tej decyzji uznać, że prawne aspekty wypadków poznańskich zostały zakończone i że można już było spojrzeć na wszystko spokojnie, beznamiętnie, obiektywnie? Początkowo zdawało się, że tak. Rozpoczęto też pierwsze próby wzięcia tego konglomeratu problemów na warsztat naukowy – przede wszystkich ekonomistów i socjologów. Napisano w przeciągu najbliższego roku kilka artykułów na temat przedstrajkowej sytuacji w Zakładach HCP (H. Cegielski – Poznań)56, przed Październikiem zwanych ZISPO (Zakłady im. J. Stalina – Poznań), gdzie powstało zarzewie słusznego niezadowolenia robotników poznańskich. Próbowano też zorganizować zespół do badań „strajku, demonstracji i rozruchów w czerwcu 1956 roku w Poznaniu”. Zebrano trochę materiałów źródłowych i próbowano przeprowadzić sondaż socjologiczny. Rychło jednak wysiłki te straciły początkowy zapał, a stało się to znów pod wpływem kolejnej wykładni propagandy oficjalnej, tym razem blokującej wszelką dociekliwość archiwistów
56
J. Maciejewski miał zapewne na myśli artykuł Z. Żechowskiego,