Nasze małe kłamstwa. Sue Watson

Nasze małe kłamstwa - Sue  Watson


Скачать книгу
pocałunek, a potem pokazuje język, spoglądając z miłością na swoich braci. Chwytam jej całusa i uśmiecham się, kiedy Sophie znika za drzwiami, pochłonięta przez kolejny dzień swojego życia.

      Simon pojawia się z powrotem w kuchni.

      – Odwiozę chłopców do szkoły – mówi, wręczając mi brudny kubek i rekompensując to pocałunkiem w czoło.

      Smutnieję nagle. Lubię zabierać chłopców na zajęcia; to jeden z niewielu stałych punktów mojego dziennego grafiku. Poza tym miałam plany na dzisiejszy poranek.

      – Dziękuję, ale chyba wspominałam, że wybieram się rano z Jen na kawę. – Uśmiecham się, składając schludnie ściereczkę. Poklepuję ją i spoglądam na Simona.

      – Jen? – unosi lekko brwi, a ja znów czuję niepokój.

      – Tak.

      – Ale po co? To bardzo dziwna przyjaźń. Jen jest zupełnie nie w twoim typie.

      – Jest miła. – Nie jestem pewna, co Simon chciał przez to powiedzieć. – A jaki jest „mój typ”? – Chichoczę, aby zaznaczyć, że nie chciałam w ten sposób doprowadzić do konfrontacji.

      – Cóż, po prostu jest zupełnie inna niż ty.

      – Chcesz powiedzieć, bardziej rozrywkowa? – Próbuję ukryć nagłą urazę.

      – Nie. Jest inna… bardzo się różnicie.

      Żałuję, że Simon nie widzi w Jen tego co ja, ale nie lubił jej od samego początku. Myślę, że czuje się przy niej nieco zagrożony od czasu letniej szkolnej dyskoteki w stodole, kiedy to Jen zagięła na niego parol. Na Simona i pięciu innych atrakcyjnych tatusiów, dodajmy. Taki ma styl.

      – Zaplanowałyśmy spotkanie na boisku szkolnym, po odstawieniu dzieci do szkoły… – Mam nadzieję, że to wystarczy, aby uzyskać pozwolenie na wyjście. Cieszyłam się na plotki z moją nową przyjaciółką. Nadal mam poczucie winy z powodu weekendu w Kornwalii. Wiem, że budowanie naszej przyjaźni zabierze nieco czasu, ale ta sprawa z wyjazdem nie pomogła, a zwykłe rozmowy przerywa nam najczęściej szkolny dzwonek lub zranione czy rozgniewane dziecko. Kawa i spokojna konwersacja z dala od wszelkich hałasów będzie równoznaczna z całym tygodniem boiskowych rozmów. Syn Jen, Oliver, gra w rugby wraz z moimi chłopcami. Tak właśnie się poznałyśmy. Jen jest zabawna i popularna, a ponieważ zamieszkaliśmy w tej okolicy zaledwie kilka miesięcy temu, jestem wdzięczna za jej przyjazne nastawienie wobec mnie.

      – W drodze do szpitala przejeżdżam obok szkoły, więc podrzucę chłopców – mówi Simon.

      Najwyraźniej uważa, że Jen będzie miała na mnie zły wpływ i sprowadzi mnie na manowce. Pomarzyć zawsze można. Abstrahując od wszystkiego, niewiele można zrobić pomiędzy dziewiątą rano a trzecią po południu.

      – Ale ja chciałam się spotkać z Jen… – zaczynam niechętnie, wiedząc, że nie ma sensu się z nim kłócić. Lepiej z nim nie zadzierać.

      – A co z tym kolorem farby do dużego pokoju? Musisz jak najszybciej dokonać wyboru – mówi, jakby chodziło o moją karierę.

      – Wiem, ale Jen spodziewa się, że…

      – Przykro mi, Marianne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Jen wygląda koszmarnie, z tymi jej truskawkowymi włosami i obcisłymi sukienkami. Poza tym jest potwornie głośna. Nie mogę zrozumieć, dlaczego chcesz spędzać czas z kimś takim. Pozwól, że cię usprawiedliwię. Kiedy odwiozę chłopców do szkoły, porozmawiam z nią i powiem, że jesteś zajęta… – Podchodzi do mnie, obejmuje mnie w pasie i lekko przyciska biodra do moich. Od dłuższego czasu nie okazywał mi tego rodzaju zainteresowania, więc nagle odprężam się i czuję lekkie łaskotanie w brzuchu. Może jednak nie myśli o romansie z tą całą swoją tajemniczą Caroline?

      – Kochanie – mruczy, chowając usta w moich włosach. – Nie mogę uwierzyć, że wolałabyś spędzać czas w jakiejś zakurzonej brudnej kawiarence, w towarzystwie wrzaskliwej Jen, niż tutaj, w tym pięknym domu. – Odsuwa się lekko i odwraca mnie twarzą do siebie. – Chciałbym być takim szczęściarzem jak ty i nie musieć się stąd ruszać co rano… – Gładzi mnie po włosach, chwyta kosmyk i wsuwa go delikatnie za moje ucho. – Wiele bym dał, żeby tu z tobą zostać, krzątając się po domu, gotując, pracując w ogrodzie… Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem mogłem tak po prostu być.

      Spoglądam mu w oczy, z poczuciem winy. Wracam myślą do naszego pierwszego wspólnego domu, gdy oboje z radością i podnieceniem wybieraliśmy nową kanapę i zasłony. Wiem, że naprawdę chciałby tu zostać i przejrzeć razem ze mną próbki kolorów farb, pomagając mi uczynić nasz dom jeszcze piękniejszym i przytulniejszym dla naszej rodziny. A ja, jak ostatnia niewdzięczna suka, wolę spędzić ten czas, popijając kawę i plotkując. Simon ma na uwadze wyłącznie moje dobro. Martwi się, że zestresuje mnie spotkanie z kimś tak pobudliwym, jak Jen. I prawdopodobnie ma rację. Powinnam zostać tutaj, gdzie jest bezpiecznie. Gdzie ja jestem bezpieczna.

      – Poza tym, kochanie, nie chciałbym narzekać, ale widziałaś, w jakim stanie jest ten dom? Czy nie mówiłaś przypadkiem, że chcesz porządnie posprzątać, gdy dzieci zaczną znów szkołę? – Uśmiecha się, a ja znów czuję się winna. W całym domu panuje bałagan po letnich rozrywkach dzieci i ich kolegów. Podrapane lakierowane powierzchnie, porozrzucane zabawki i wdeptane w podłogę przekąski i soki wsiąknięte w dywan. Nagle mam wrażenie, że zaczyna mnie swędzieć całe ciało i nie mogę się doczekać wyjścia Simona, żeby zacząć szorowanie, które wymaże wszystkie ślady lata. Kanapa jest zrujnowana, dywan w dużym pokoju wygląda jak dzieło Jacksona Pollocka; upstrzony plamami z soku z czarnej porzeczki i różnorakimi niezidentyfikowanymi śladami, których pochodzenia nawet nie chcę znać. Nie mam pojęcia, co ja sobie wyobrażałam. Simon ma rację. Jak mogłabym siedzieć w kawiarni, słuchając marudzenia Jen na temat jej męża i plotkując o innych matkach, kiedy w tym czasie mogę sprzątnąć i sprawić, że dom znów stanie się przytulnym miejscem?

      – Nie wspominając o tym, że mam ogromną nadzieję na jakiś dobry obiad dziś wieczorem. – Simon puszcza do mnie oczko, sugerując romantyczny posiłek. Cholera. Nie spodziewałam się, że zażyczy sobie romantycznej kolacji pierwszego dnia szkoły; i tak mam już zbyt wiele rzeczy na głowie. Co ja, do diabła, mogłabym przygotować na wieczór, a co pomogłoby mi utrzymać go w tym czułym nastroju? Nie mam wymówek. Przede mną cały dzień i jestem pewna, że znudziły się mu już przepisy Jamiego Olivera, gotowane chybcikiem podczas jednoczesnego sędziowania zawodów zapaśniczych i letnich inwazji piratów. Nie. Przyszedł czas, żebym wreszcie odwdzięczyła się mojemu mężowi i sprawiła, że poczuje się kochany i doceniany. Dzisiejszy wieczór będzie dla nas dobrą okazją do wprowadzenia zmian, spędzenia czasu razem i próby powrotu do dawnej bliskości.

      Przeglądam w myślach przepisy, jedno zmartwienie zastępując drugim i kolejnym, i kolejnym – jak tasowanie kart. Wiem, wiem – w rzeczywistości przepis kuchenny nie jest „zmartwieniem”, ale tak już działa mój umysł. To prawdziwa tortura, ponieważ Simon jest perfekcjonistą, a w tej chwili wydaje się bardzo tkliwy i naprawdę chcę, żeby ten nastrój się utrzymał.

      Wracam we wspomnieniach do dawnych dni, zaraz po tym, jak się poznaliśmy. Przysięgłam sobie wtedy, że będę idealną żoną dla niego i matką dla jego córeczki. Szybko stałyśmy się sobie bliskie z Sophie – pogrążonym w żalu dzieckiem, wrażliwym i podatnym na krzywdę. Wraz z Simonem zapewniliśmy jej miłość i wsparcie, których potrzebowała w tym trudnym okresie. W zamian za to oboje sprawili mi wiele radości, a Simon otoczył mnie miłością i zapewnił bezpieczeństwo – były to dwie rzeczy, których pragnęłam najbardziej, przez całe życie. W pewnym sensie oboje uratowaliśmy siebie nawzajem. Ja czerpałam


Скачать книгу