Autopsja. Tess Geritsen

Autopsja - Tess Geritsen


Скачать книгу
proszę pana.

      – I co się potem…

      – To pierdolone kłamstwo – odezwał się oskarżony. – Nie powiedzieli, że są glinami.

      Wszyscy spojrzeli na Billy’ego Wayne’a Rollo, który patrzył tylko na Jane.

      – Proszę się nie odzywać, panie Rollo – rozkazał sędzia.

      – Ale ona kłamie.

      – Pani adwokat, proszę uspokoić swojego klienta, bo zostanie wyprowadzony z sali.

      – Ćśśś, Billy – mruknęła obrończyni. – To nam nie pomoże.

      – W porządku – powiedział sędzia. – Proszę kontynuować, panie Spurlock.

      Zastępca prokuratora okręgowego skłonił głowę i zwrócił się ponownie do Jane:

      – Co nastąpiło po tym, jak zapukaliście do drzwi dwa E?

      – Nie było odpowiedzi, ale nadal słyszeliśmy krzyki i uderzenia. Uznaliśmy, że może być zagrożone czyjeś życie, i że musimy wejść do mieszkania za zgodą lokatora lub bez.

      – I weszliście?

      – Tak, proszę pana.

      – Wywalili te cholerne drzwi z futryny! – rozdarł się Rollo.

      – Cisza, panie Rollo – warknął sędzia, na co oskarżony zgarbił się na krześle, wbijając rozwścieczone oczy w Jane.

      Patrz na mnie, ile chcesz, gnojku. Myślisz, że mnie przestraszysz?

      – Pani detektyw – kontynuował Spurlock – co zobaczyliście po włamaniu się do mieszkania?

      Jane znów skupiła uwagę na zastępcy prokuratora.

      – Zobaczyliśmy mężczyznę i kobietę. Kobieta leżała na plecach, twarz miała posiniaczoną, a z jej wargi sączyła się krew. Mężczyzna klęczał nad nią, ściskając rękami jej szyję.

      – Czy ten mężczyzna znajduje się na tej sali?

      – Tak, proszę pana.

      – Proszę go wskazać.

      Jane wskazała na Billy’ego Wayne’a Rollo.

      – Co się działo potem?

      – Detektyw Frost i ja odsunęliśmy pana Rollo od kobiety. Była przytomna. Pan Rollo stawiał opór i w trakcie zmagań z nim detektyw Frost otrzymał silny cios w żołądek. Po tym uderzeniu pan Rollo uciekł z mieszkania. Pobiegłam za nim i dopadłam go na klatce schodowej. Tam go aresztowałam.

      – Sama?

      – Tak, proszę pana. – Przerwała, po czym dorzuciła z lekkim uśmieszkiem: – Aresztowałam go, kiedy spadł ze schodów. Okazało się, że jest nieźle urżnięty.

      – Ta suka mnie zepchnęła! – wrzasnął Rollo.

      Sędzia uderzył młotkiem w stół.

      – Dość! Woźny, proszę wyprowadzić oskarżonego!

      – Wysoki sądzie! – Obrończyni podniosła się z miejsca. – Obiecuję, że to się nie powtórzy.

      – Jak dotąd, nie potrafiła pani uspokoić swojego klienta, pani Quinlan.

      – Już więcej się nie odezwie. – Spojrzała na Rollo. – Mam rację?

      Rollo wydał urażony pomruk.

      – Nie mam więcej pytań, wysoki sądzie – powiedział Spurlock i usiadł.

      Następnie podniosła się, by przesłuchać świadka, Victoria Quinlan. Jane nigdy przedtem nie miała do czynienia z tą adwokatką i nie wiedziała, czego się po niej spodziewać. Kiedy Quinlan się do niej zbliżała, Jane pomyślała: Jesteś młodą piękną blondynką, dlaczego bronisz takiego bydlaka? Kobieta poruszała się z wdziękiem modelki na wybiegu; krótka spódniczka i buty na wysokim obcasie podkreślały smukłość długich nóg. Patrząc na jej buty, Jane poczuła ból w stopach. Kobiety takie jak Quinlan zawsze są w centrum zainteresowania, co adwokatka umiejętnie wykorzystała, świadoma, że wszyscy mężczyźni z ławy przysięgłych gapią się na jej krągły mały tyłek, gdy idzie w stronę świadka.

      – Dzień dobry, pani detektyw – zaczęła Quinlan.

      Słodko. Podejrzanie słodko. Lada moment ta urzekająca blondynka zacznie zadawać ciosy.

      – Dzień dobry pani – odpowiedziała swobodnie Jane.

      – Powiedziała pani, że obecnie pracuje w wydziale zabójstw?

      – Tak, proszę pani.

      – Jakimi nowymi sprawami zajmuje się pani w tej chwili?

      – Nie mam nowych spraw, natomiast nadal prowadzę…

      – Ale jest pani w dalszym ciągu detektywem bostońskiej policji? Rozumiem, że w tej chwili nie ma morderstw, wymagających pilnego śledztwa?

      – Jestem na urlopie macierzyńskim.

      – Ach, tak. Jest pani na urlopie. A zatem nie bywa pani w pracy?

      – Zajmuję się pracą administracyjną.

      – Uściślijmy. Nie jest pani aktywnym detektywem. – Quinlan się uśmiechnęła. – W tym momencie.

      Jane poczuła, że się rumieni.

      – Już powiedziałam, że jestem na urlopie macierzyńskim. Nawet policjantki miewają dzieci – dodała sarkastycznie, czego natychmiast pożałowała. Nie daj się podpuścić. Zachowaj spokój. Jednak w duchocie sali sądowej łatwiej było to powiedzieć, niż zrobić. Co się stało z klimatyzacją? Dlaczego upał nie męczy nikogo prócz mnie?

      – Kiedy ma się urodzić dziecko, pani detektyw?

      Jane, zastanawiała się, do czego prowadzi to pytanie.

      – Powinno się było urodzić w zeszłym tygodniu – odpowiedziała po chwili. – Jest przenoszone.

      – Z tego wynika, że trzeciego lutego, kiedy pierwszy raz miała pani kontakt z moim klientem, była pani w trzecim miesiącu ciąży?

      – Sprzeciw – odezwał się Spurlock. – To nieistotne.

      – Mecenasie, do czego prowadzi to pytanie? – spytał sędzia.

      – Ma związek z wcześniejszym zeznaniem świadka, wysoki sądzie – wyjaśniła Quinlan. – Detektyw Rizzoli powiedziała, że sama aresztowała mojego – jak można się naocznie przekonać – dobrze zbudowanego klienta.

      – Jaki to ma związek z zaawansowaniem jej ciąży?

      – Trzeci miesiąc ciąży jest dla kobiety trudnym okresem…

      – Świadek jest funkcjonariuszem policji, pani Quinlan. Aresztowanie ludzi jest dla niej normalnym zajęciem.

      Brawo, sędzio! Utarłeś jej nosa.

      Victoria Quinlan zarumieniła się.

      – W porządku, wysoki sądzie. Cofam pytanie. – Znów odwróciła się do Jane. Przez moment patrzyła na nią, zastanawiając się nad następnym posunięciem. – Powiedziała pani, że oboje z detektywem Frostem byliście na miejscu zajścia i że wspólnie podjęliście decyzję o wtargnięciu do mieszkania dwa B?

      – To nie dotyczyło mieszkania dwa B, tylko dwa E, proszę pani.

      – Ach tak, oczywiście. Pomyliłam się.

      Kłamiesz. Próbujesz zbić mnie z tropu.

      – Powiedziała pani, że zapukaliście do drzwi i przedstawiliście się jako funkcjonariusze policji? – spytała Quinlan.

      – Tak,


Скачать книгу