Autopsja. Tess Geritsen

Autopsja - Tess Geritsen


Скачать книгу
starych trumien znajdowano ślady paznokci na wiekach od wewnętrznej strony. Ludzie są tak przerażeni perspektywą pochowania żywcem, że niektórzy producenci trumien wyposażają je w nadajniki radiowe, na wypadek gdyby delikwent ożył.

      – Bardzo pocieszające.

      – A więc tak… to się może zdarzyć. Przypuszczam, że zna pan teorię na temat Chrystusa? Że jego zmartwychwstanie nie było w istocie rzeczy zmartwychwstaniem, tylko jednym z przypadków pogrzebania żywcem?

      – Dlaczego tak trudno rozpoznać, czy ktoś żyje, czy nie? Czy to nie powinno być oczywiste?

      – Czasem nie jest. Ludzie wychłodzeni z powodu przebywania na zimnie lub w zimnej wodzie mogą wyglądać na zmarłych. Naszą nieznajomą wyłowiono z zimnej wody. Co więcej, są przecież narkotyki, które osłabiają czynności życiowe i utrudniają rozpoznanie, czy człowiek oddycha lub czy bije jego serce.

      – Na przykład Romeo i Julia. Julia wypiła jakąś miksturę, żeby wyglądać na zmarłą.

      – Tak. Nie wiem, co to była za mikstura, ale nie można wykluczyć takiego scenariusza.

      – Jakie narkotyki dają taki efekt?

      – Między innymi barbiturany. Spłycają oddech do tego stopnia, iż trudno orzec, czy delikwent oddycha.

      – Badanie toksykologiczne wykazało obecność fenobarbitalu.

      Maura zmarszczyła czoło.

      – Skąd pan to wie?

      – Mam swoje źródła. Może pani to potwierdzić?

      – Bez komentarza.

      – Czy ta kobieta jest po jakichś przejściach? Dlaczego przyjęła tak dużą dawkę luminalu?

      – Co możemy wiedzieć o jej przejściach, skoro nie wiemy nawet, jak się nazywa?

      Przez moment Lukas przyglądał jej się świdrującym wzrokiem. Poczuła się nieswojo. Ta rozmowa to błąd, pomyślała. Jeszcze przed chwilą była pod wrażeniem jego taktu i powagi; wydał jej się typem dziennikarza, który podejdzie do tematu z szacunkiem. Tymczasem jego pytania sprawiły, że poczuła się niezręcznie. Przyszedł na spotkanie dobrze przygotowany, doskonale zna szczegóły, o których nie chciała mówić, szczegóły, które mogłyby poruszyć opinię publiczną.

      – Rozumiem, że ta kobieta została wyłowiona wczoraj rano z zatoki Hingham. Służba ratownicza w Weymouth zajęła się nią jako pierwsza.

      – Tak.

      – Dlaczego nie wezwano lekarza sądowego?

      – Nie mamy wystarczająco licznego personelu, żeby przyjeżdżać na każde miejsce wypadku. Ten wydarzył się aż w Weymouth, a do tego nie było żadnych podstaw, by podejrzewać morderstwo.

      – Czy policja stanowa była tego samego zdania?

      – Ich detektyw orzekł, że to był nieszczęśliwy wypadek.

      – A może próba samobójstwa, zważywszy na wynik badania toksykologicznego?

      Maura uznała, że nie ma sensu zaprzeczać temu, o czym dziennikarz dobrze wie.

      – Owszem, możliwe, że przyjęła za dużą dawkę.

      – Zbyt duża dawka barbituranów plus wychłodzenie. Czy nie należało wziąć tego pod uwagę?

      – Hmm… tak, należało się nad tym zastanowić.

      – Tymczasem ani detektyw policji, ani nikt ze służby ratowniczej w Weymouth o tym nie pomyślał. To ewidentny błąd.

      – Błędy się zdarzają. To ludzka rzecz.

      – Czy pani kiedykolwiek popełniła taki błąd, doktor Isles? Czy uznała pani za zmarłego kogoś, kto jeszcze żył?

      Maura zamyśliła się na chwilę. Przypomniała sobie swój staż, noc, kiedy podczas dyżuru na internie dzwonek telefonu wyrwał ją z głębokiego snu. Pielęgniarka powiedziała, że pacjentka na łóżku 336A właśnie zmarła i zapytała, czy Maura może przyjść, by stwierdzić zgon. W drodze do pokoju pacjentki nie wątpiła, że potrafi stanąć na wysokości zadania. Na uniwersytecie nie uczono, jak stwierdzić, że nastąpiła śmierć. Zakładano, że w konkretnym przypadku lekarz będzie umiał rozpoznać, czy pacjent żyje. Idąc szpitalnym korytarzem, myślała o tym, że jej zadanie jest łatwe, i że wkrótce będzie mogła wrócić do łóżka. Śmierć pacjentki nie była nieoczekiwana, chora była w ostatnim stadium raka, a jej kartę opatrzono adnotacją, by jej nie reanimować.

      Wszedłszy do pokoju 336, Maura spłoszyła się, widząc liczne grono pogrążonych we łzach członków rodziny, którzy przyszli pożegnać się z krewną. Nie czekała jej intymna chwila ze zmarłą, której się spodziewała, nagle okazało się, że ma widownię. Kiedy przepraszała za najście, podchodząc do łóżka, miała bolesną świadomość, że każdy jej ruch śledzi wiele par oczu. Pacjentka leżała na wznak, na jej twarzy malował się spokój. Maura wyjęła z kieszeni stetoskop, wsunęła go pod koszulę pacjentki i przyłożyła do jej chudej piersi. Pochylając się nad ciałem, czuła na sobie niemal fizyczną presję rodziny, śledzącej z natrętną uwagą każdy jej ruch. Nie słuchała tak długo, jak należało. Pielęgniarki uznały przecież, że kobieta zmarła. Wezwanie lekarza, by stwierdził zgon, było jedynie regulaminowym obowiązkiem. Żeby przewieźć zmarłą do kostnicy, potrzebna była tylko notatka w karcie i podpis lekarza. Maura, pochylona nad pacjentką, słysząc w stetoskopie ciszę, marzyła o tym, by jak najprędzej wyjść z pokoju. Wyprostowała się, przybrała współczujący wyraz twarzy i odwróciła do mężczyzny, który wyglądał na męża zmarłej. Już zamierzała powiedzieć: „Odeszła. Bardzo mi przykro”, gdy powstrzymał ją szelest oddechu.

      Spojrzała zdumiona na kobietę, widząc, że jej pierś się poruszyła. Patrzyła, jak bierze drugi oddech, a potem nieruchomieje. To był agonalny odruch oddechowy, żaden cud, po prostu ostatni ruch przepony, wywołany ostatnim impulsem elektrycznym wysłanym przez mózg. Wszyscy członkowie rodziny westchnęli.

      – Boże – szepnął mąż – jeszcze nie odeszła…

      – To… zaraz nastąpi. – Tylko tyle zdołała wydusić Maura. Wyszła z pokoju, wstrząśnięta świadomością, jak bliska była popełnienia błędu. Nigdy się nie zdarzyło, by tak pochopnie stwierdziła zgon.

      Spojrzała na dziennikarza.

      – Każdy może popełnić błąd – powiedziała. – Nieraz coś tak pozornie łatwego, jak stwierdzenie czyjejś śmierci jest trudniejsze, niż się panu wydaje.

      – A zatem rozgrzesza pani służbę ratowniczą i policję?

      – Powiedziałam tylko, że błędy się zdarzają. Nic więcej. – Bóg wie, czy sama jakiegoś nie popełniłam. – Wiem, jak mogło do tego dojść. Kobietę wyciągnięto z zimnej wody. We krwi miała barbiturany. Oba czynniki mogły dać efekt pozornej śmierci. W tych warunkach mógł nastąpić błąd w ocenie. Ludzie zajmujący się nią starali się po prostu wykonać swoje zadanie i mam nadzieję, że pisząc swój artykuł, będzie pan wobec nich uczciwy. – Wstała, dając tym sygnał, że uznaje wywiad za zakończony.

      – Zawsze staram się być uczciwy.

      – Trudno to powiedzieć o wszystkich dziennikarzach.

      Lukas również się podniósł i stał, patrząc na nią nad biurkiem.

      – Proszę dać mi znać, czy panią zawiodłem… kiedy przeczyta pani to, co napiszę.

      Odprowadziła go do drzwi, a potem obserwowała, jak mija biurko Louise i wychodzi.

      Sekretarka spojrzała na nią znad klawiatury.

      – Jak


Скачать книгу