Autopsja. Tess Geritsen

Autopsja - Tess Geritsen


Скачать книгу
wiedzieliście, że to były krzyki bólu? Czy to nie mogły być krzyki w trakcie, powiedzmy, namiętnego aktu miłosnego?

      Jane o mało się nie roześmiała, ale udało jej się powstrzymać.

      – Nie takie krzyki usłyszeliśmy.

      – Wie to pani na pewno? Może pani powiedzieć, jaka jest różnica?

      – Rozcięcie wargi świadczyło o czymś zupełnie innym.

      – Rzecz w tym, że nie wiedzieliście tego przed włamaniem do mieszkania. Nie zostawiliście mojemu klientowi czasu na otwarcie drzwi. Dokonaliście szybkiej oceny sytuacji i wtargnęliście do środka.

      – Przerwaliśmy katowanie kobiety.

      – Czy wiecie, że rzekoma ofiara odmówiła wniesienia oskarżenia przeciw panu Rollo? Że nadal są kochającą się parą?

      Jane zacisnęła zęby.

      – To jej decyzja. – Może jest głupia, pomyślała. – To, co zobaczyliśmy w mieszkaniu dwa E było jawnym maltretowaniem. Dowodem na to jest krew.

      – A moja krew się nie liczy?! – wrzasnął Rollo. – Zepchnęłaś mnie ze schodów, moja pani. Mam bliznę na podbródku.

      – Milczeć, panie Rollo – rozkazał sędzia.

      – Patrzcie! Tu się uderzyłem o dolny stopień. Trzeba było szyć!

      – Panie Rollo!

      – Czy zepchnęła pani mojego klienta ze schodów, pani detektyw? – spytała Quinlan.

      – Sprzeciw – powiedział Spurlock.

      – Nie, nie zepchnęłam – odparła Jane. – Był wystarczająco pijany, żeby spaść samemu.

      – Kłamie! – parsknął oskarżony.

      Młotek sędziego znów uderzył w stół.

      – Milczeć, panie Rollo!

      Ale Billy Wayne Rollo był już kotłem sprężonej pary, w którym puścił zawór.

      – Ona i jej partner zawlekli mnie na klatkę schodową, gdzie nikt nie mógł widzieć, co ze mną robią. Czy myślicie, że ona sama byłaby zdolna mnie aresztować? Taka mała kobietka w ciąży? Dajecie sobie wciskać takie gówno?

      – Sierżancie Givens, proszę wyprowadzić oskarżonego z sali.

      – To był akt brutalności policji! – zawył Rollo, gdy woźny złapał go za kołnierz i postawił na nogi. – Hej, przysięgli, jesteście tępi? Nie widzicie, że to wciskanie gówna? Gliny skopały mnie na klatce schodowej tak, że spadłem.

      Młotek znów opadł.

      – Zarządzam przerwę. Proszę przysięgłych o opuszczenie sali.

      – A więc to tak! Przerwa! – Rollo wybuchnął szyderczym śmiechem, odpychając woźnego. – W momencie, kiedy mogli dowiedzieć się prawdy!

      – Sierżancie Givens, proszę go wyprowadzić!

      Givens złapał Rollo za ramię. Ten, rozwścieczony, okręcił się i rąbnął woźnego bykiem w brzuch. Obaj runęli na podłogę i zaczęli się mocować. Victoria Quinlan patrzyła z otwartymi ustami, jak woźny i jej klient padają o parę centymetrów od jej szpilek od Manolo Blahnika.

      Chryste, ktoś musi zapanować nad tym bałaganem.

      Jane zerwała się z krzesła. Odepchnąwszy na bok zaskoczoną Quinlan, podniosła z podłogi kajdanki sierżanta, które po uderzeniu upuścił.

      – Na pomoc! – krzyknął sędzia, waląc raz po raz młotkiem w stół. – Wezwijcie drugiego woźnego!

      Sierżant Givens leżał na plecach, przygnieciony przez Rollo, który podnosił pięść, by zadać mu cios. Jane złapała go za przegub i zapięła na niej jedną część kajdanków.

      – Co jest, do cholery? – zaklął Rollo.

      Jane oparła stopę o jego plecy, wykręciła mu rękę do tyłu i rzuciła twarzą w dół na woźnego. Drugie kliknięcie i kajdanki zatrzasnęły się jego lewym przegubie.

      – Zejdź ze mnie, ty pieprzona krowo! – zawył Rollo. – Złamiesz mi kręgosłup!

      Sierżant Givens, przygnieciony ciężarem dwóch osób, wyglądał, jakby lada moment miał wydać ostatnie tchnienie.

      Jane zdjęła stopę z pleców Rollo. W tym momencie spomiędzy jej nóg wypłynął strumień ciepłej cieczy, oblewając najpierw Rollo, a potem Givensa. Cofnęła się o krok i zaszokowana spojrzała w dół na sukienkę, która była mokra, na ciecz, spływającą z jej ud na podłogę.

      Rollo przekręcił się na bok i spojrzawszy na nią, wybuchnął śmiechem. Położył się na plecach, nie mogąc się opanować.

      – Popatrzcie no! – wrzasnął. – Suka obsikała sobie sukienkę!

      Rozdział czwarty

      W Brookline Village zatrzymało Maurę czerwone światło i w tym momencie zadzwoniła jej komórka. – Oglądałaś poranne wiadomości w telewizji? – spytał Abe Bristol.

      – Nie mów mi, że ta historia stała się tematem dnia.

      – Kanał Szósty. Reporterka nazywa się Zoe Fossey. Rozmawiałaś z nią?

      – Krótko, wczoraj wieczorem. Co powiedziała?

      – W skrócie? W worku na zwłoki znaleziono żywą kobietę i lekarz sądowy oskarża służbę ratowniczą z Weymouth i policję stanową, że omyłkowo uznano ją za zmarłą.

      – Chryste, nigdy tego nie powiedziałam.

      – Wiem, że nie. Ale mamy teraz do czynienia z wkurzonym szefem służby w Weymouth, a i policja stanowa nie jest szczególnie uszczęśliwiona. Louise właśnie odbiera od nich telefony.

      Światło zmieniło się na zielone. Jadąc przez skrzyżowanie, Maura musiała zwalczyć nagłą chęć, by zawrócić i pojechać z powrotem do domu. Wiedziała, że czeka ją ciężka próba.

      – Jesteś w biurze? – spytała.

      – Przyjechałem o siódmej. Myślałem, że już będziesz.

      – Jestem w samochodzie. Potrzebowałam paru godzin, żeby przygotować oświadczenie.

      – Chcę cię ostrzec, że kiedy tu dotrzesz, opadną cię już na parkingu.

      – Czekają na mnie?

      – Przybyło mnóstwo reporterów. Biegają tam i z powrotem między naszym budynkiem a szpitalem. Wzdłuż całej Albany Street stoją wozy transmisyjne.

      – Wygodnie im. Mają wszystko w jednym miejscu.

      – Wiesz coś więcej o stanie pacjentki?

      – Zadzwoniłam dziś rano do doktora Cutlera. Badanie toksykologiczne wykazało obecność w organizmie barbituranów i alkoholu. Musiała być nieźle wstawiona.

      – To prawdopodobnie dlatego wpadła do wody. A barbiturany sprawiły, że mieli trudności z zaobserwowaniem parametrów życiowych.

      – Dlaczego ten przypadek tak nakręca prasę?

      – Ponieważ to jest hit „National Enquirera”. Zmarły wstał z grobu. Co więcej, to kobieta, a do tego, o ile wiem, młoda.

      – Myślę, że ma dwadzieścia parę lat.

      – Ładna?

      – A co to za różnica?

      – Daj spokój! – Abe się roześmiał. – Dobrze wiesz,


Скачать книгу