Galeria umarłych. Chris Carter
litery Y biegnące od ramion aż do dolnej części mostka zostało już zaszyte. Grube czarne szwy biegły przez całą jego długość, nadając przypominającym kosmitę zwłokom całkowicie nowy poziom groteski.
– Coś dość intrygującego – odpowiedziała.
Hunter zamilkł na chwilę.
– Chwileczkę, przełączę cię na głośnik.
Carolyn usłyszała stłumione kliknięcie, po którym znów rozległ się głos jej rozmówcy.
– W porządku, możesz teraz opowiadać.
– Biorąc pod uwagę okaleczenia i ogrom ran, spodziewałam się, że ofiara była straszliwie torturowana przed śmiercią, jednak nic takiego nie miało miejsca.
– Co to oznacza? – Pytanie zadał jakiś oddalony kobiecy głos. Doktor Hove zmarszczyła brwi.
– Przepraszam, kto mówi? – zapytała zaniepokojona.
– Wybacz Carolyn, tu Barbara Blake. – Słychać ją było teraz znacznie wyraźniej, ponieważ podeszła bliżej telefonu. – Powinnam się była przywitać, kiedy Hunter włączył głośnik.
– Nic się nie stało. Przepraszam, że cię nie rozpoznałam, kiepsko cię było słychać. Co tam u ciebie?
– Całkiem nieźle, ale mam przeczucie, że to się zaraz zmieni.
– Żeby uniknąć dalszych niespodzianek, z kim jeszcze rozmawiam? – zapytała Carolyn.
– Jeszcze tylko ze mną – powiedział Garcia. – Jesteśmy tu we trójkę.
– Co znaczy twoje stwierdzenie, że w tym przypadku tortury nie miały miejsca? – dociekała Barbara.
– Cóż, jak dobrze wiemy, pozory potrafią mylić. To morderstwo wydaje się koszmarnie brutalne, ale ofiara nie cierpiała.
Po tej nowinie zapadła niezręczna cisza. Doktor Hove wyobrażała sobie spojrzenia, jakie trójka jej rozmówców wymieniała teraz między sobą.
– Nie cierpiała? – Głos kapitan Blake był pełen niedowierzania.
– Nie. Zgodnie z wynikami moich badań całego tego barbarzyństwa – amputacji dłoni i stóp, odzierania ze skóry – dokonano po śmierci.
Znowu nastąpiła cisza, którą przerwało pytanie Carlosa.
– A więc ofiara nie wykrwawiła się na śmierć?
– Nie. Umarła wskutek uduszenia. I tutaj spotkała mnie kolejna niespodzianka: nie doszło do zadzierzgnięcia.
– Chwileczkę, czy mogłabyś mi to wytłumaczyć? – poprosił detektyw.
– Na mięśniach szyi nie ma żadnych zasinień. Krtań i tchawica nie zostały zmiażdżone, a kość gnykowa nie jest pęknięta. Nie znalazłam śladów obrażeń na jej karku, gardle ani w ogóle w układzie oddechowym.
– Zatem w jaki sposób doszło do uduszenia? – Tym razem pytanie zadała Barbara. – Morderca przyłożył jej poduszkę do twarzy, kiedy spała?
– Coś w tym stylu, ale to nie była poduszka. Kiedy ciało czuje, że zaczyna się dusić, automatyczną reakcją fizjologiczną jest próba możliwie jak najgłębszego oddechu. Kiedy brakuje w nim tlenu, organizm wpada w panikę i natychmiast podejmuje kolejną próbę. Tym razem znacznie bardziej desperacką. Poduszka, szmata, koszulka… cokolwiek zrobione z materiału pod wpływem szaleńczych wdechów uwolniłoby fragmenty włókien, które zostałyby później w ustach i nozdrzach. Nic takiego nie znalazłam. Żadnych włókien, żadnych pozostałości. Nic. Ani w ustach, ani w nosie, ani w gardle.
– Gruba plastikowa torba? – zasugerował Carlos.
– Bardzo prawdopodobne – zgodziła się Carolyn. – Ale bez możliwości zbadania skóry twarzy ofiary nie jestem w stanie stwierdzić z jakąkolwiek dozą pewności, jakiego narzędzia użył morderca. Mogę za to powiedzieć, że śmierć nadeszła szybko. Po jakiejś minucie, maksymalnie po półtorej. Przeprowadziłam badania tak skrupulatnie, jak to tylko możliwe, i nie znalazłam nic, co by sugerowało, że ofiara musiała cierpieć jakikolwiek fizyczny ból przed zgonem. Oczywiście poza najczystszą paniką towarzyszącą uduszeniu.
– Czyli cały ten barbarzyński sadyzm miał miejsce, kiedy już nie żyła? – dociekał Garcia.
– Zgadza się.
– W takim razie to ni cholery nie ma sensu – skomentowała Barbara.
– Dokładnie tak samo pomyślałam.
Osiemnaście
Narodowe Centrum ds. Analizy Brutalnych Przestępstw to specjalistyczna struktura wewnątrz FBI powołana w 1981 roku, następnie oficjalnie otwarta w czerwcu 1984. Jej zadaniem jest wspieranie policji i innych służb wymiaru sprawiedliwości zarówno krajowych, jak i zagranicznych w prowadzeniu dochodzeń w przypadku niezwykłych lub seryjnych brutalnych przestępstw. Jej siedziba mieści się w słynnym centrum szkoleniowym FBI w Quantico w stanie Wirginia, jednak Adrian Kennedy – dyrektor NCAVC – zarządza nią ze swojego wielkiego, wygodnego biura w Waszyngtonie. Kennedy właśnie rozmawiał przez telefon z prokuratorem generalnym, kiedy Larry Williams – jeden z jego najbardziej odznaczonych agentów – otworzył gwałtownie drzwi do gabinetu i wszedł do środka. Zaraz za nim wkroczyła wściekła sekretarka, Clare Pascal.
Spojrzenie oczu dyrektora, skrytych za czarnymi oprawkami okularów, przeniosło się na osoby stojące w drzwiach do jego gabinetu.
– Chirurg ponownie się pokazał – oznajmił Williams tonem pasującym do jego zatroskanego oblicza.
Kennedy patrzył swojemu rozmówcy w oczy, aż powaga usłyszanych słów w pełni do niego dotarła. Gdy to nastąpiło, poczuł skurcz mięśnia szczęki.
– Wybacz, Loretto – powiedział do słuchawki. – Zadzwonię do ciebie za jakąś godzinę. Coś mi właśnie wypadło. – Rozłączył się i całą uwagę skierował na agenta specjalnego Larry’ego Williamsa.
– Bardzo przepraszam, panie dyrektorze – zaczęła sekretarka, która w końcu przepchnęła się przed atletycznie zbudowanego mężczyznę. – Powiedziałam agentowi, że prowadzi pan teraz bardzo ważną rozmowę, ale mnie nie posłuchał, nie udało mi się go zatrzymać.
– W porządku, Clare, zajmę się tym. Dziękuję. – Zbył jej przeprosiny machnięciem dłoni.
Kobieta – w dalszym ciągu rozczarowana własną postawą – wyszła z gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.
Kennedy zdjął okulary i położył je na antycznym biurku z mahoniu. Jego gabinet był przestronny i luksusowo wyposażony, jednak on sam nie należał do karierowiczów ani biurokratów.
Kennedy rozpoczął karierę w FBI w dość młodym wieku – świeżo po ukończeniu studiów prawniczych – i natychmiast pokazał ogromne zdolności przywódcze i analityczne oraz naturalną umiejętność motywowania innych. Jego talent szybko został dostrzeżony i młody agent trafił do prestiżowej jednostki zajmującej się ochroną prezydenta. Kilka lat później okrzyknięto go bohaterem. Podczas czwartego roku służby Kennedy udaremnił zamach na życie prezydenta: zasłonił go własnym ciałem i przyjął na siebie wystrzelony pocisk. Za ten czyn otrzymał od niego najwyższe odznaczenie oraz osobiste podziękowania. Wtedy ówczesny dyrektor FBI zaproponował mu objęcie dowództwa nad NCAVC – nowym departamentem, który dopiero zaczynał raczkować w Quantico. Kennedy zastanawiał się niecały dzień, po czym przyjął ofertę.
Kilka lat później to właśnie on zawnioskował o utworzenie nowej jednostki – Wydziału ds. Analiz Behawioralnych –