Aerte. Jarosław Kasperek

Aerte - Jarosław Kasperek


Скачать книгу
jestem taka niewyspana, to mam zły humor. O, chyba już mi przeszło, ale kawy muszę się napić. Możesz mi jeszcze powiedzieć, gdzie mogę się umyć?

      Gospodarz pokazał palcem –  Ooo tam, za tymi krzakami jest rzeczka. Widzę, że Bob już rozpoznał teren.

      Rzeczywiście, zza krzaków wyłoniła się znajoma postać idąca energicznym krokiem w ich kierunku.

      – Wykąpałem się w rzece – oznajmił Bob triumfalnie. –  Nie masz pojęcia, jaka zimna woda – dodał, zwracając się do Mel.

      Dziewczynie lekko zrzedła mina. – Trudno. Wy zróbcie kawę, a ja idę nad rzeczkę. Tylko wezmę mydło i ręcznik. –  Weszła do chaty, a po chwili pojawiła się znowu i ruszyła w kierunku wody wymachując niewielką torbą.

      Nick i Bob patrzyli za nią dopóki nie zniknęła za krzakami.

      – Fajna dziewczyna –  zagaił Nick.

      Bob spojrzał na niego spod oka –  Podoba ci się?

      – Nie powiem, że nie – odpowiedział. –  Jesteście eee… parą?

      – Niestety nie. Ma niezłomną zasadę, że nie wiąże się z żonatymi facetami. Chociaż nie powiem, że nie próbowałem, bo z moją żoną jestem w separacji, niedługo rozwód.

      – No i co?

      – No i nic. Ma charakterek. Odpuściłem sobie. Dobrze nam się współpracuje i tyle.

      – Aha, to idę zrobić kawę. –  Nick, pogwizdując, zgarnął kubki i zniknął w drzwiach.

      Bob lekko się uśmiechając wszedł za nim i zaczął wygrzebywać z plecaków warzywne konserwy oraz suchary.

      Mel wróciła rześka, uczesana i w niezłym humorze. Nick stanął na wysokości zadania, kawa właśnie lądowała na stole, gdzie już leżały wędzone ryby, gotowana kukurydza, wegetariańskie konserwy i suchary.

      – Ale zgłodniałam –  powiedziała, opadając na drewnianą ławę. –  W tej rzece jest tyle ryb, że z głodu nie umrzecie. Ciekawe tylko co ja będę tu jadła, poza kukurydzą. A właściwie skąd ją masz.?

      – Eksperymentalnie zasiałem trochę i całkiem dobrze się przyjęła, ale nie martw się, nie będziesz tu długo. A właściwie, nie będziemy.

      – Jak to? –  zdziwiła się, a Bob spojrzał pytająco.

      – Powiem po śniadaniu, zjedzmy spokojnie –  zaproponował gospodarz.

      Reszta posiłku upłynęła w milczeniu. Mimo, że nic nie mówili, czuli się sobie o wiele bliżsi. Mel jadła niewiele, głównie kukurydzę i tofu z puszki. Nie uznawała mięsa, ryb czy jajek. Nick zjadł trochę ryby i sucharów, natomiast Bob pochłonął większość tego, co było na stole i odnosiło się wrażenie, że chętnie zjadłby coś jeszcze.

      – Wracając do naszej rozmowy –  zaczął gospodarz. –  Żeby nie owijać dłużej w bawełnę. Odebrałem silny przekaz od grupy, która nazywa siebie Nauczycielami. Przekaz bardzo spójny, gdyż, mimo że są grupą, zbiorem kilku osobowości, myślą jako Jedność, tworzą jakby jedną wspólną Jaźń. Jest to Jaźń o bardzo wysokim poziomie Świadomości. Nauczyciele owi, jak mi przekazali, czuwają nad populacjami w Przeszłości i w Przyszłości, by rozwój świadomości ludzi przebiegał we właściwym kierunku. Przekazali mi dalej, że my, tzn my troje, zostaliśmy wysłani TUTAJ w jakimś IM wiadomym celu. Zanurkowaliśmy na obecną tu Ziemię, jak kamikadze, z blokadą pamięci i innych normalnych TAM umiejętności. Nie zostaliśmy jednak zostawieni samym sobie. Cały czas byliśmy monitorowani i wspomagani. Dlatego nasza intuicja jest tak silna, gdyż większość informacji i wiedzy dociera przez nasze Podświadomości.

      – Dlaczego właśnie teraz ujawnili się na całego i zgromadzili nas tutaj? –  spytał Bob.

      – Myślę, że nadszedł nasz czas. Przyleci statek, odblokują nam pamięć i wszystko inne, będziemy wtedy wiedzieć dokładnie, po co tu byliśmy i co mamy robić dalej –  zakończył Nick.

      – Niewiarygodne –  stwierdziła Mel. –  Jesteś pewien, że to wszystko dobrze zrozumiałeś?

      – Może to się wydać dziwne, ale tak –  odpowiedział Nick.

      – Kiedy przyleci ten statek?–  spytał Bob.

      – Jak tylko będziemy gotowi, mamy wysłać sygnał.

      – Chyba już bardziej gotowi być nie możemy –  stwierdziła dziewczyna entuzjastycznie. – Myślę, że możemy od razu wysyłać ten sygnał, Wiesz jak?

      – Wiem.

      – Super!

      – Mel, nie możemy się trochę zastanowić –  zaoponował Bob. –  Ty to jesteś zawsze w gorącej wodzie kąpana.

      – Ależ –  i tu Mel z lekkim uśmiechem wzięła go za rękę. –  Uruchom swoje jasnoodczuwanie, mój kochany. Ja czuję, że to wszystko ma sens i jesteśmy na dobrej drodze, choć na razie niewiele rozumiemy. Poza tym dziś kąpałam się w raczej… dość zimnej wodzie.

      – Ok –  skapitulował Bob po chwili dłuższego milczenia. –  Jak się daje ten sygnał?

      Nick chwilę kręcił się po chacie przesuwając wszystkie sprzęty pod ściany.

      – Siądźmy w kręgu – poprosił. –  Najlepiej na zwiniętych śpiworach, będzie wygodniej. Chciałbym dodać, że ten budynek stoi w specjalnym miejscu, które wzmacnia wszystkie emitowane telepatycznie sygnały. Długo szukałem takiego miejsca. Wystarczy nam rytuał podobny do zwykłej modlitwy hawajskich szamanów.

      – Gotowi? Nick uderzył drewnianą chochlą w wielką mosiężną patelnię. Zabrzmiała jak najprawdziwszy gong.

      – Bierzemy pierwszy głęboki oddech – zaintonował. –  Wyobraźcie sobie…

      Medytacja trwała ponad godzinę. W tym czasie telepatyczne sygnały, wzmocnione energią miejsca dotarły, przeniknąwszy Przestrzeń i Czas, do Wielkiego Zjednoczenia Nauczycieli. Zostały wtedy podjęte pewne decyzje, które przesłano kapitanowi statku Uwe Ortisowi, prowadzącemu jeden z najbardziej niezwykłych, jak się później okazało, lotów szkoleniowych w dotychczasowej historii Nowej Ery.

      Rozdział III

      Piąty Świat. Planeta Gaja.

      Aerte

      Lecieliśmy, wreszcie lecieliśmy. Rozłożyłem się wygodnie w fotelu i uważnie patrzyłem w ekran. Uwielbiam to, tzn. uwielbiam widok naszej planety z orbity i potrafię się tak gapić na niego całymi godzinami. Zresztą mam ku temu okazję, bo od czterech godzin tu sterczymy. Uwe mówi, że czeka na jakieś koordynaty. Dostał sygnał, że ma czekać. Więc czekamy. Zauważyłem, że wcale mi to nie przeszkadza i że już już mi się nie spieszy. Jestem w swoim żywiole, którym jest latanie, im dalej, tym lepiej. Teraz, mimo że całkiem niedaleko dolecieliśmy, też jest fajnie. W Kokpicie siedziałem zupełnie sam. Dziewczyny poszły już spać. H'natz coś tam jeszcze oglądał w sali na dole, a kapitan gdzieś poszedł.

      Wyciągnąłem nogi, robiło się coraz przyjemniej. Cisza i spokój. Nic się nie działo. Czułem delikatne wibracje statku, słyszałem ciche mruczenie jego urządzeń. Było mi ciepło i przytulnie, powieki zaczęły opadać i czułem, że zaczynam odpływać. Znajdowałem się właśnie na granicy snu i jawy, kiedy usłyszałem… A właściwie nie usłyszałem, ten dźwięk pojawił się w mojej głowie bez pośrednictwa uszu. Seria cichych, suchych trzasków, jakby ktoś łamał gałązki w lesie. Zaciekawiło mnie to, mój mózg był teraz w stanie alpha, a więc bardziej wrażliwy.


Скачать книгу