Aerte. Jarosław Kasperek

Aerte - Jarosław Kasperek


Скачать книгу
możliwości ludzkiego mózgu, ale ponieważ stwierdziłem w końcu, że to nie moja sprawa, zacząłem rozmyślać o innych rzeczach.

      Stwierdziłem, że dziewczyny są całkiem fajne, zwłaszcza podobała mi się Aena, chociaż wydała mi się trochę przemądrzała. Ale może jej przejdzie, z wiekiem. Byle w niezbyt podeszłym…

      Tok myślenia przerwało mi nagłe, energiczne wejście Kapitana. Natychmiast zmieniłem pozycję na mniej luzacką.

      – W porządku? –  zapytał Uwe i nie czekając na odpowiedź, opadł na sąsiedni fotel.

      – W porządku, nic się nie działo – odpowiedziałem.

      Kapitan wyglądał na trochę spiętego. Świadczył o tym lekko wymuszony uśmiech i poważne spojrzenie.

      Zerknąłem na niego pytająco.

      – Lecimy –  oświadczył krótko.

      – Teraz? –  zdziwiłem się.

      – Jutro rano, wyśpijcie się dobrze, bo może być ciekawiej niż zakładałem.

      – Aha… A dlaczego? –  spytałem zaciekawiony.

      – Powiem wam jutro. Spotykamy się wszyscy o dziewiątej rano, tutaj w Kokpicie. Za godzinę zmieni cię H'natz. A ja idę teraz spać. Dobranoc Aerte.

      – Dobranoc Uwe – odpowiedziałem.

      Znowu zostałem sam. Wyciągnąłem nogi i spojrzałem na gwiazdy. Ten widok nigdy mi się chyba nie znudzi.

*  *  *

      Płynąłem leżąc na desce i wypatrując większej fali. Daremnie. Morze było zbyt spokojne, by dzisiejszy surfing można było uznać za udany.

      Miałem dosyć. Skierowałem się w stronę brzegu i wiosłując energicznie ramionami dość szybko dotarłem do plaży. Zmęczony padłem na gorący piasek czując jak słońce przyjemnie rozgrzewa moje wyziębione, wymoczone solidnie w wodzie ciało. Leżałem tak przez chwilę i pewnie leżałbym dłużej, gdyby jakiś cień nie zasłonił mi słońca. Otworzyłem oczy. Dziwne, obok mnie stał człowiek, a przysiągłbym, że przed chwilą plaża była zupełnie pusta.

      Starszy, tak na oko około trzydziestu lat, ubrany tylko w kolorowe szorty, dobrze zbudowany, opalony na brąz. Długie, czarne włosy i orli nos nadawały mu wygląd Indianina. Spojrzałem na niego pytająco, bo jeśli ktoś staje koło ciebie na pustej plaży, to chyba ma do ciebie jakąś sprawę, ale on dalej patrzył w morze, nie zwracając na mnie specjalnej uwagi.

      – Dzień dobry –  powiedziałem grzecznie i wstałem, tak na wszelki wypadek.

      – Dzień dobry Aerte –  odpowiedział, odwracając wreszcie twarz i nawet dość sympatycznie się uśmiechnął.

      – Pan mnie zna? –  zdziwiłem się, przyglądając mu się uważnie. Rzeczywiście, chyba już gdzieś go widziałem. Zacząłem szperać w pamięci.

      Skinął głową i znowu odwrócił ją w stronę morza. Spojrzałem tam, gdzie on. Nic się nie zmieniło, z surfingu nici.

      – Jeśli patrzysz tylko na powierzchnię –  powiedział nagle –  widzisz pozorny spokój, ale pod nią ocean tętni życiem. Wystarczy się zanurzyć.

      – Zdaję sobie z tego sprawę, lubię nurkować –  odparłem zdziwiony.

      – Bo widzisz, wszystko, co nas otacza ma swoją powierzchnię i swoją głębię. I jeśli chcesz rozumieć ten świat i swoje w nim miejsce, nie możesz ciągle pływać po powierzchni. Eksploruj głębiej, używając swego rozumu w mniejszym zakresie niż dotychczas. Ufaj intuicji. Otwórz umysł, a niebywale poszerzysz swoje granice pojmowania.

      – Ale dlaczego i po co mi to mówisz? –  patrzyłem zdziwiony. –  Kim ty w ogóle jesteś?

*  *  *

      Ktoś szarpał mnie za ramię.

      – Aerte! Aerte! Obudź się wreszcie!

      Otworzyłem oczy. Nade mną pochylała się Aena.

      – Zawsze tak mocno śpisz? Nie mogłam cię dobudzić. Za 10 minut mamy być wszyscy w Kokpicie.

      – Dzięki. Miałem bardzo dziwny sen –  z trudem zwlokłem się z łóżka. –  Ale jestem niewyspany!

      – Ja też – odpowiedziała. –  Wczoraj gadałyśmy z Nell do północy, o tej wycieczce i w ogóle. Pospiesz się, to może zdążysz chociaż umyć zęby.

      Nie odpowiedziałem, złapałem szczoteczkę i pobiegłem do łazienki. Kiedy wróciłem, Aena była już ,,ready" w nowym niebieskim kombinezonie… niezupełnie dopiętym z przodu. Mój wzrok odruchowo skierował się w to miejsce. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, złapała mnie za rękę i pociągnęła delikatnie.

      – No chodźże wreszcie, już jesteśmy spóźnieni.

      Do Kokpitu dotarliśmy oczywiście jako ostatni. Wszyscy siedzieli cichutko, a Kapitan stukał w klawiaturę nie zwracając na nikogo uwagi. H`natz siedział obok niego i gapił się w ekran. Trwało to dobrą chwilę i gdy już zacząłem przysypiać na wygodnym fotelu, Uwe wreszcie skończył i odwrócił się do nas.

      – Dzień dobry wszystkim! –  zaczął wesoło. –  Miło was znowu widzieć w komplecie. Ponieważ za chwilę uruchomimy napęd chciałem, żebyśmy wszyscy byli na swoich stanowiskach. Pozwólcie, że przedstawię wam krótki zarys naszych zadań na dzień dzisiejszy.

      – Jak zapewne wiecie – kontynuował –  włączenie napędu czasoprzestrzennego nie może mieć miejsca w obrębie jakiegokolwiek układu słonecznego, ponieważ zakrzywienie przestrzeni powstałe w trakcie skoku czasowego może spowodować zakłócenia orbit ciał niebieskich.

      – Tak, znamy to z teorii –  wtrąciła Aena. –  Ale praktycznie nigdy nie odbyliśmy takiego lotu i jeszcze nie wiemy dokładnie, w jaki sposób jest to możliwe.

      – Jeszcze się o tym nie uczyliśmy –  dodała Nella.

      – Kto nie wie, to nie wie – powiedziałem. –  Dziewczyn takie rzeczy może specjalnie nie interesują, ale ja trochę szperałem i co nieco się dowiedziałem na ten temat.

      – Brawo –  ucieszył się kapitan. –  No to słuchamy.

      Zdałem sobie sprawę że niezupełnie o to mi chodziło, moja wiedza była raczej znikoma w porównaniu z wiedzą kapitana czy H'natza i popisywanie się nią raczej nie miało sensu.

      – No więc –  brnąłem dalej. –  Poruszanie się w Czasie i Przestrzeni należy do najbardziej zaawansowanej techniki lotów…

      Chwilowo zamilkłem, zaczynając gorączkowo wygrzebywać informacje z zakamarków pamięci.

      – Kontynuuj Aerte, nieźle zacząłeś –  Nella uśmiechnęła się, nieco złośliwie.

      – OK. Nasz statek posiada dwa, a właściwie trzy rodzaje napędu. Pierwszy, planetarny – antygrawitacyjny, za pomocą którego opuściliśmy Gaję i weszliśmy na wysoką orbitę. Drugi…

      – Tachionowy, który właśnie się włączył… – dokończyła Nella. –  A propos, tachiony to cząstki, które poruszają się wyłącznie z prędkością nadświetlną. Na razie żadna rewelacja.

      – Nell, niegrzecznie jest przerywać –  upomniał ją z uśmiechem Uwe. –  Mów dalej, dobrze ci idzie.

      Patrzyliśmy w ekrany. Gaja oddalała się niezwykle szybko. Statek ciągle przyspieszał.

      – Tego drugiego typu napędu używamy w normalnej przestrzeni, tak jak teraz, kiedy musimy wydostać się poza granice Układu Słonecznego, co potrwa prawdopodobnie około ośmiu godzin.

      Kapitan


Скачать книгу