Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja. Dorota Schrammek

Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja - Dorota Schrammek


Скачать книгу
i mieć dodatkowy pokój.

      – Babciu, musimy zacząć od formalności… – zawiesiła głos. – Podjedziemy jutro do wydziału budowlanego i zgłosimy roboty. Potem trzeba założyć działalność gospodarczą, spisać umowę dzierżawy pomiędzy nami…

      – I tak miałam ci zaproponować, abyśmy spisały testament i miały wszystkie papiery z głowy. Ja już długo nie pożyję, a chciałabym, by wszystko przeszło w twoje ręce.

      – Babciu, przestań opowiadać takie głupoty!

      – Liluś… – Staruszka rzadko zwracała się do niej tak pieszczotliwie. – Przestań. Wiesz, że mam rację. Trzeba te sprawy uregulować. Po co dochodzić praw po mojej śmierci, skoro możemy to załatwić teraz? Jesteś ekonomistką i wiesz, że to dobre rozwiązanie.

      – Ale tak nie można! To moja wina, bo przywołałam temat. Nie chcę, żebyś myślała o śmierci, a mnie postrzegała jako złaknioną twojego majątku wnuczkę.

      – To przecież żaden majątek. – Staruszka machnęła ręką.

      Przez pół wieczoru omawiały wszystkie istotne sprawy. Liliana kładła się do łóżka z głową pełną marzeń. Przez moment chwyciła za telefon, chcąc się z kimś podzielić emocjami, ale zrezygnowała z tego.

      Rankiem obdzwoniła biura notarialne. Wolny termin udało się jej zarezerwować już na popołudnie. Na pierwszym spotkaniu wyznaczono kolejne, na które urzędnik przygotował niezbędne dokumenty. Nim minął tydzień, Liliana oficjalnie stała się właścicielką przekazanych w darowiźnie nieruchomości. Natychmiast zaczęła szukać ekipy do przeprowadzenia niezbędnych prac remontowych. Z tym był większy problem, ale udało się, bo fachowcy potraktowali zlecenie jako dodatkową fuchę. Przez tydzień pojawiali się popołudniami. Wiercili, kuli, wyrzucali gruz, szpachlowali, a potem malowali.

      Liliana przejrzała sprzęt zgromadzony w domku. Na pewno należało kupić nowe łóżka, materace i pościel. Z uwagą przyjrzała się kredensowi wystawionemu na czas remontu na zewnątrz. Gdyby go dobrze wyczyścić i odmalować oraz usunąć pewne usterki, byłby niezłym dodatkiem do stylowego wnętrza. Niemal zabytkowym! Bardzo ostrożnie go dotykała, polerując niektóre fragmenty. Babcia miała rację. To, co zostało zrobione kiedyś, służyło przez lata.

      Parę dni później Liliana sprzątała po robotnikach. Czyściła wnętrza, pucowała okna, myła podłogi, ścierała pozostałości po farbie, aż pozdzierała paznokcie. Postanowiła, że gdy zarobi pierwsze pieniądze, ponownie zadba o dłonie. No właśnie: gdy zarobi. Były momenty, gdy Lilianę ogarniały nieciekawe myśli. Na przygotowanie domku letniskowego wydała niemal wszystkie oszczędności. Babcia zadeklarowała, że w razie potrzeby dołoży wnuczce odpowiednią sumę, ale ona nie chciała brać nic od staruszki. I tak sporo od niej dostała. Dokupiła jeszcze proste łóżka, szafki nocne, kilka półeczek do powieszenia, aby ustawić na nich książki. Konto po wszystkich niezbędnych zakupach było prawie puste. Przejrzała zatem jeszcze babciny strych, znajdując na nim koszyki, stare patery i jakieś meble. Czyściła wszystko, malowała i zanosiła do domku letniskowego. Zrobiła zdjęcia, zamieściła kilka ogłoszeń i niecierpliwie oczekiwała na pierwszych wczasowiczów.

      Po tygodniu nadal nie miała ani jednego telefonu w sprawie wynajmu.

      Rozdział 3. Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht

      Tadeusz rozejrzał się po marinie. Kiedyś nawet nie wiedział o jej istnieniu. Nadal nie lubił długich spacerów, ale mniejsze odległości pokonywał z przyjemnością.

      – Idziemy tam! – Dobiegł do niego zdyszany Kacperek. Wcześniej gnał za motylkiem, który uciekał mu na przydrożne klomby. Chłopczyk gonił od jednego do drugiego i niemal łapał kolorowego owada, kiedy ten w ostatnim momencie umykał spod maleńkich paluszków.

      Spacerowali po ścieżce. Pół nawierzchni przeznaczono dla pieszych, drugą część dla rowerzystów. Mężczyzna rozglądał się co chwilę, chcąc w porę dostrzec zagrożenie. Niektórzy cykliści pojawiali się z nagła, jadąc niebezpiecznie szybko i narażając siebie oraz spacerowiczów. Kacperek okazał się wyjątkowo niepokorny. Był za mały, by rozumieć, co znaczą przepisy ruchu drogowego, i stosować się do nich. Jeżeli chciał pobiec za czymś, co przykuło jego uwagę, po prostu wyrywał się dziadkowi i pędził, ile sił w małych nóżkach. Każdy spacer z nim wymagał czujności.

      Dziadek. Jakże dziwnie brzmiało to słowo. Nie tak dawno nawet w myślach mężczyzny się nie pojawiało. Bo niby dlaczego? To, że ma rodzinę, odkrył niedawno zupełnie przypadkowo. To było jak w filmie. Rozegrały się zdarzenia, w które ciężko uwierzyć w normalnym życiu. Pewnie by nie wierzył komuś, kto opowiadałby mu tę niesamowitą historię. Jak dziś pamiętał tamten wieczór, kiedy stanął w drzwiach mieszkania rodziny Kacperka. I po chwili się okazało: jego rodziny.

      Gizelę rozpoznał niemal od razu. Naturalnie zmieniła się przez trzydzieści lat. Ostatni raz widział ją na studiach. Spodobała mu się na czwartym roku ta śliczna Polka z długimi włosami i niebieskimi oczami oraz cudowną figurą. Ubierała się modnie, miała zaraźliwy śmiech i przyciągała uwagę prawie wszystkich mężczyzn. Pamiętał, że uwielbiała aktywnie spędzać czas. Wędrowała po górach, urządzała rajdy i wycieczki dla studenckich grup, wyjścia do kina czy teatru. Ciągle była w ruchu. Jedna z najbardziej lubianych i sympatycznych studentek. Trochę trwało, nim spojrzała na Tadeusza przychylniejszym wzrokiem. Studia się skończyły, a on nie miał zamiaru podtrzymywać znajomości. Zresztą rzucił się w wir odkrywania Europy i świata. Nie w głowie mu były dłuższe związki, a już na pewno nie stały kierat. Używał życia, ile wlezie. Dopiero przy Monice się ustatkował.

      Gizela kilka razy pojawiała się w jego wspomnieniach. Nie tylko dlatego, że miała nietypowe imię. Zapamiętał ją jako naprawdę piękną i atrakcyjną kobietę. Nie szukał jednak kontaktu z nią. Ona także nie.

      – Dlaczego nie powiadomiłaś mnie, że jesteś w ciąży? – spytał tamtego wieczoru, kiedy po wielu latach zobaczył ją ponownie w Czaplinku. Siedzieli wszyscy na ogromnej rodzinnej kanapie zajmującej niemal pół głównego pokoju. – Przecież już wtedy wiedziałaś, że to ja jestem ojcem.

      Gizela dochodziła do siebie po omdleniu. Małymi łykami popijała wodę ze szklanki, którą przyniosła jej wystraszona Sabina. Kacperek tulił się do niej i przerażonymi oczami badał twarze dorosłych. Nie rozumiał, co się dzieje i skąd to nagłe zamieszanie.

      – To były czasy, gdy ciąża niezamężnej kobiety była powodem do wstydu – wyznała cicho. – Starannie do samego rozwiązania ukrywałam ją. Rodzice wiedzieli o wszystkim, choć poinformowałam ich dopiero wtedy, gdy brzuch był widoczny. Chciałam oszczędzić im gadaniny.

      – Ludzie wiecznie o czymś gadają. – Tadeusz wzruszył ramionami, marszcząc brwi.

      – W miasteczkach ludzkie języki skazują na społeczny ostracyzm – wyznała Gizela. – Mój tata piastował szanowane stanowisko. Był kierownikiem szkolnych warsztatów. Mama przez wiele lat pracowała w przedszkolu. Oboje mieli uznaną pozycję. I nagle ich córka po studiach ukończonych z najlepszą lokatą wróciła w ciąży i bez obrączki na palcu. Nawet nie wiedziałam, jakie nazwisko nosił chłopak, z którym zaszłam w ciążę. To pożywka dla społeczeństwa żądnego wrażeń i plotek. Rozumiesz?

      Tadeusz przyglądał się jej uważnie.

      – Tato przedsięwziął odpowiednie kroki. Wiedział, że od szkoły podstawowej kręcił się przy mnie syn jednego z sąsiadów. Kompletnie nie w moim typie. Ja żywiołowa, on spokojny. Ja nie usiedzę w miejscu, on domator. Ja czynna, on bierny. Był sporo starszy ode mnie. Nigdy nie miał dziewczyny. Odwiedzał tylko mnie. Graliśmy


Скачать книгу