Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach. Alicja Urbanik-Kopeć

Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach - Alicja Urbanik-Kopeć


Скачать книгу
Kobiet. Też miała trzynaście lat, też była maltretowana i bita przez macochę, tak samo chciała uciec z domu do miasta. Za zarobione w fabryce pończoch pieniądze kupiła bilet na pociąg i wyruszyła z bratem do Łodzi. Jednak „w drodze, w wagonie, dwóch nieznajomych podstępnie rozłącza ją z bratem, uwozi i sprzedaje do domu publicznego w Łodzi. Dziewczynka ma 13 lat. Pracuje jako służąca i prostytutka pod przymusem przez kilka miesięcy”. Kiedy w trakcie rewolucji 1905 roku robotnicy napadli na dom publiczny i zdemolowali go, dziewczyna została odprowadzona na policję. Była już zarażona syfilisem. Werensteinowa podsumowuje: „dobre, zdolne, pracowite dziecko, zniszczone fizycznie, co pewien czas musi wracać na kurację do szpitala. Pełna dobrych chęci na przyszłość, pozostaje pod opieką zakładu”[31]. Zakład, który Werensteinowa miała na myśli, to Żydowskie Towarzystwo Opieki nad Kobietami.

      Wbrew antysemickim historiom z „Przyjaciela Sług” i „Pracownicy Polskiej” społeczność żydowska również potrzebowała ochrony dla dziewcząt szukających pracy w wielkich miastach, być może nawet większej niż w przypadku chrześcijanek. W 1890 roku powstało Warszawskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy, żydowska organizacja filantropijna, mająca zajmować się między innymi pomocą w organizacji pogrzebów dla mniej zamożnych Żydów. W rzeczywistości Warszawskie Towarzystwo było grupą przestępczą zaangażowaną w handel żywym towarem. Większość kobiet, które wabili do Ameryki Południowej pod pretekstem pracy w bogatej rodzinie o polskich korzeniach albo ślubu z zamożnym farmerem w Brazylii lub Argentynie, stanowiły biedne Żydówki z małych sztetli, Warszawy, Łodzi i okolicznych wsi. Mniej negatywnie nastawieni publicyści zajmujący się zwalczaniem handlu żywym towarem przyznawali, że nie tylko większość w ten sposób wywabianych panien to Żydówki (statystyki mówią o ponad 60 procentach), ale też, że z Warszawskim Towarzystwem Wzajemnej Pomocy współpracowali również chrześcijanie szukający dużych pieniędzy{8}. Towarzystwo było świetnie zarządzane, a zawiązało je 42 mieszkańców Buenos Aires o polsko-żydowskich korzeniach. Siatka była na tyle znana, że w 1928 roku konsul polski w Argentynie wymógł usunięcie z jej nazwy słowa „Warszawa”, ponieważ powszechnie rozpoznawana mafia alfonsów psuła dobre imię niepodległej Polski. Organizacja przemianowała się więc na Zwi Migdal, jednak kwitła aż do końca lat trzydziestych XX wieku, żerując w większości na społeczności żydowskiej[32]{9}.

      W obliczu tego problemu zasymilowana społeczność warszawska postanowiła założyć żydowski oddział TOK. Ustawa Żydowskiego Towarzystwa Ochrony Kobiet, powołanego w 1904 roku, miała brzmienie identyczne ze statutem towarzystwa chrześcijańskiego z 1902 roku, a wszystkie trzy towarzystwa (razem z ewangelickim odpowiednikiem) ze sobą współpracowały. Sprawozdania z działalności pokazują, że ich przedsięwzięcia były także bardzo podobne. Żydowskie TOK prowadziło biuro pośrednictwa pracy, „bacząc zawsze pilnie, aby żadna z posad dawanych nie miała wpływu demoralizującego na młode pracownice”[33]. Prowadziło też tanie kuchnie, Ognisko i Przytułek (miejsca pracy i mieszkania tymczasowego dla kobiet w ciężkiej sytuacji), a także próbowało przeciwdziałać uprowadzeniom. W sprawozdaniu z 1912 roku wylicza się skrupulatnie, że Żydowskie Towarzystwo w wyniku misji dworcowych uratowało z rąk handlarzy żywym towarem 41 kobiet, „a mianowicie: cofnięto z drogi: 3 z dworców kolejowych, 1 z Paryża; 1 z Londynu, 1 z Sierpca; 2 w przejeździe przez Warszawę; w 1 wypadku uzyskano rozwód; w 14 wypadkach ostrzeżono skutecznie przed handlarzami; w 6 wypadkach ocalono od tak zwanych narzeczonych”[34]. Sprawozdanie dodaje, że kobiety najczęściej trafiały do domów publicznych wskutek fikcyjnych ślubów, uwiedzenia przez fachowych handlarzy, przyjazdu z prowincji po pracę i uwiedzenia przez pracodawcę. W tej ostatniej kategorii sprawozdawcy podzielili nawet uratowane kobiety według wykonywanych zawodów.

      Ta krótka statystyka musiała doprowadzać do rozpaczy pracownice i pracowników towarzystw różnych wyznań patrolujących dworce. Wynika z niej bowiem, że nawet jeśli opuszczającej wieś dziewczynie udało się bezpiecznie dojechać do miasta i dostać pracę służącej, to wcale nie oznaczało końca jej kłopotów. Według sprawozdania Żydowskiego TOK wśród zmuszanych do prostytucji kobiet najczęstsze były uwiedzione przez pracodawców służące.

      Rozdział 2. W mieście

      Pokątne faktorki i karmelki bankructwa

      Mimo że dziewiętnastowieczna ochrona pracy nie przystawała do obecnych standardów, nie znaczy to, że służba była zawodem zupełnie nieuregulowanym. Wprost przeciwnie. Być może częściowo powodowane wzmożeniem moralnym społeczeństwa, przerażonego pogłoskami o notorycznym wywożeniu za granicę nieświadomych dziewcząt, władze większych miast już od początku XIX wieku powoływały instytucje, które zajmować się miały kontrolą zatrudnienia i przebiegiem życia zawodowego służących.

      Policja państwowa pilnie dozorowała zatrudnianie i zwalnianie służby. W Królestwie Polskim od 1823 roku kontrolowała domy i kantory zleceń, czyli biura pośrednictwa pracy. Instytucją najwyższą było Biuro Kontroli Służących, powołane ustawą z 1825 roku, która z kolei zabraniała w ogóle działania prywatnych kantorów stręczeń, jak je nazywano. W 1857 roku Biuro przemianowano na Wydział Kontroli Służących, a prywatne biura pośrednictwa znowu mogły działać. Wszelkie konflikty z pracodawcami rozstrzygał Sąd Policyjny w biurze oberpolicmajstra, czyli szefa policji[35].

      Życie służących było wedle ustawodawstwa bardzo pilnie kontrolowane. Szybkie spojrzenie na „Dziennik Praw” z 1857 roku mówi nam, że „w imieniu Najjaśniejszego Alexandra II, Cara Wszech Rosji, Króla Polskiego etc., etc., etc., Rada Administracyjna Królestwa” postanawia ustanowić Wydział Kontroli Służących, którego celem jest „utrzymanie dokładnego spisu sług płci obojej oraz prowadzenie kontroli zmiany ich służb i sprawowania się”, wydawanie książeczek służbowych (o których za chwilę), kwalifikowanie do nagród zasłużonych służących oraz umieszczanie w przytułkach i salach pracy tych, „którzy dla starości lub niemocy pracy oddawać się nie będą mogli”[36].

      Nowa służąca, której udało się szczęśliwie pokonać niebezpieczną drogę ze wsi do miasta, musiała zgłosić się do siedziby Wydziału. Siedziba znajdowała się w Warszawie, w innych miastach tę samą funkcję sprawowały lokalne władze administracyjne. W Warszawie Wydział Kontroli Służących sporządzał dokładną dokumentację. Urzędnicy sprawdzali, czy dziewczyna zapisana jest do księgi ludności, czy posiada książkę służbową, u kogo służy lub ma obiecaną służbę. Zapisywano wiek, stan cywilny, miejsce urodzenia, wygląd, nazwisko, a także nazwisko i miejsce zamieszkania rodziców. Tak wylegitymowana panna zapisywana była do odpowiedniego cyrkułu, a także wydawano jej książeczkę służbową, za którą musiała zapłacić 13,5 kopiejki „za druk i za papier stemplowy”[37].

      Po 1857 roku to nie Wydział Kontroli szukał dla dziewczyny służby. Jeśli służąca nie przyjechała do miasta za wcześniej umówioną pracą (czyli, jak ujmował to „Dziennik Praw”, „na drodze wzajemnych prywatnych porozumień”), pracy szukały jej na nowo legalne kantory lub biura stręczeń. Te przybytki, jak wiemy z lamentów „Przyjaciela Sług”, nie zawsze cieszyły się dobrą opinią, jednak przynajmniej w Królestwie Polskim objęte były dość ścisłą kontrolą państwową. Prawo starało się też jak najdokładniej zabezpieczyć nowe służące. Właściciele kantorów musieli przejść kontrolę policyjną, by uzyskać pozwolenie na otwarcie biura pośrednictwa. Musieli udowodnić, że są mieszkańcami danego miasta, i podać dowody „prowadzenia się przykładnego”. Stręczycielom nie wolno było rekomendować do


Скачать книгу

<p>31</p>

S. Werensteinowa, Z tragizmów życia…, dz. cyt., s. 145.

<p>8</p>

Augustyn Wróblewski, założyciel abolicjonistycznego pisma „Czystość”, pisał w 1909 roku: „Po części handlarze ci to są Żydzi, ale zdarza się wśród nich też sporo chrześcijan różnych narodowości. Stąd widzimy, że głównie na żydowskim społeczeństwie leży obowiązek wytępienia tego handlu (…) wspólność pracy na drodze do zwalczania handlu żywym towarem (…) jest najlepszym sposobem zbliżenia Polaków i Żydów”. Cyt. w: R. Antonow, Drogi hańby. Piśmiennictwo polskie przełomu XIX i XX wieku o handlu „żywym towarem”, Wrocław 2013, s. 119–120.

Maria Kobylińska pisała w 1914 roku o handlarzach: „Nowocześni ci poganie są to po części Żydzi, ale wspólnikami ich bywają często chrześcijanie i chrześcijanki, nie lepsi wtedy, raczej gorsi od Żydów. Nawet żydowska gazeta» Allgemeine Zeitung «przyznaje, że na stu handlarzy żywym towarem 60 do 70 procent stanowią Żydzi z Galicji, Królestwa Polskiego i Rosji. Pozostają oni w związku z agentami z całego świata”. Cyt. w: tamże, s. 28.

<p>32</p>

Więcej informacji zob. J. Sikorska-Kulesza, Handel kobietami z ziem polskich na przełomie wieku XIX i XX – historyk między głosem prasy a milczeniem sądu [w: ] O kobietach. Studia i szkice. Wiek XIX i XX, red. J. Hoff, Rzeszów 2011; J. Kotarski, Kontrowersje wokół interpretacji działalności organizacji Zwi Migdal. Handel kobietami w Argentynie – dawniej i dziś [w: ] Historia, interpretacja, reprezentacja, red. L. Mokrzecki, M. Brodnicki, J. Taraszkiewicz, Gdańsk 2015, s. 231–241.

<p>9</p>

Można odnieść wrażenie, że ta przewaga Żydówek wśród dziewcząt uprowadzanych za granicę też w jakiś sposób obrażała chrześcijan zainteresowanych tematem. Jak pisał autor artykułu z „Humanisty Polskiego” z 1913 roku: „Nie same nasze wiochny, Kasie i Marysie, reprezentują tam polskość, pod tą nazwą przemycają się też znaczne zastępy Sur i Rachel; a garbate nosy, włosy kręcone i gardłowy akcent mowy, zarówno rajfurstwo, fałszerstwo i wszelkiego rodzaju plugastwo stały się już dziś nieodłącznym rysem tak zwanego za granicą»Polaka«”. J.P., Warszawski towar, „Humanista Polski” 1913, nr 12, s. 7.

<p>33</p>

Sprawozdanie Warszawskiego Żydowskiego Towarzystwa Kobiet za rok 1908, Warszawa 1909, s. 6.

<p>34</p>

Tamże, s. 11.

<p>35</p>

Historia państwa i prawa Polski. Od rozbiorów do uwłaszczenia, t. II, red. J. Bardach, M. Senkowska-Gluck, Warszawa 1981, s. 272–273.

<p>36</p>

„Dziennik Praw Królestwa Polskiego”, t. 50, Warszawa 1857, s. 301.

<p>37</p>

Tamże, s. 307.