Subtelna prawda. Джон Ле Карре
nie kradł, ale przekierowywał fundusze na pewne przedsięwzięcia, w których partycypował. Lub jego żona. Lub kuzynka. Lub ciotka. O to chodzi? Został przyłapany, zwrócił kasę, powiedział, że bardzo przeprasza, i zmieciono wszystko pod dywan. Ciepło?
Atrakcyjne dziewczę wpada na brzuch do wody przy wtórze pisków i śmiechów.
– Jest taka szuja. Nazywa się Crispin – mruczy Matti, pokonując wrzawę. – Słyszałeś o nim kiedyś?
– Nie.
– No, ja też nie, więc będę wdzięczny, jak to sobie zapamiętasz. Crispin. Oszust. Unikać.
– Z jakiegoś konkretnego powodu?
– Z żadnego konkretnego. Nasi wykorzystali go do kilku robótek, potem w te pędy pozbyli się jak trefnego towaru. Ponoć wodził za nos twojego gościa, kiedy ten był w Obronie. Tyle wiem. Teraz daj mi święty spokój.
I po tych słowach Matti wraca do ponurego oglądania ślicznotek.
Jak to często w życiu bywa, od chwili gdy za sprawą Mattiego nazwisko „Crispin” wyskoczyło jak diabełek z pudełka, już na dobre uczepiło się Toby’ego.
Na luźnej bibce dwóch ważniaków rozmawia głowa przy głowie: „A przy okazji, co z tym dupkiem Crispinem?” „Widziałem go przedwczoraj. Kręcił się koło Izby Lordów, nie wiem, jak miał czelność”. Ale gdy podchodzi Toby, nagle wyskakuje temat krykieta.
Na zakończenie międzyresortowej konferencji poświęconej gromadzeniu materiałów wywiadowczych ze źródeł niepewnych, przed nazwiskiem wyrasta inicjał imienia: „No, tylko żebyście nie wycięli nam numeru à la J. Crispin”, warczy dyrektor z Wewnętrznych pod adresem swojego znienawidzonego odpowiednika z Obrony.
Ale to naprawdę tylko „J”? Czy Jay, jak „Jay Gatsby”?
Strawiwszy pół nocy na googlowaniu, podczas gdy Isabel leży naburmuszona w sypialni, Toby’emu wiedzy nie przybywa.
Spróbuje z Laurą.
Laura to jajogłowa ze Skarbu, pięćdziesięciolatka, stypendystka All Souls, nadzwyczaj żywotna, wyjątkowo inteligentna, puszysta i kipiąca radością. Kiedy niespodziewanie zrobiła nalot na berlińską ambasadę, szefując zespołowi audytorskiemu, Giles Oakley rozkazał Toby’emu: „Zabierz na kolację i czaruj, aż będzie miała mokro w majtkach”. Posłusznie spełnił polecenie, choć może nie co do joty, ale z takim skutkiem, że od tej pory okazjonalnie spotykali się na kolacyjkach bez nakazu Oakleya.
Przyjaznym zbiegiem okoliczności przypadła kolej Toby’ego. Wybiera ulubioną restaurację Laury przy King’s Road. Jak zwykle na wyjście jest ubrana z rozmachem, w obszerny powiewający kaftan z koralikami. Bransolety i kamea wielkości spodka. Uwielbia ryby. Toby zamawia doradę w soli na dwoje i drogie meursault. Laura jest tak rozemocjonowana, że rozpłaszcza się na stoliku, chwyta Toby’ego za ręce i potrząsa nimi jak dziecko tańczące w takt muzyki.
– Cudownie, Toby, skarbeńku, jestem w ósmym niebie! – wykrzykuje głosem, który przetacza się przez restaurację jak huk działa, po czym ze wstydliwym rumieńcem ścisza głośność do łagodnego pomruku. – Więc jak ten twój Kair? Czy tubylcy zaatakowali ambasadę i zażądali twojej głowy na pice? Umarłabym ze strachu. Opowiadaj wszystko.
A po Kairze musi się dowiedzieć o Isabel, bo jak zawsze bezceremonialnie realizuje swoje prawa redaktorki kącika porad sercowych Toby’ego:
– Sama słodycz, samo piękno i ptasi móżdżek – osądza po wysłuchaniu. – Tylko ptasi móżdżek może wyjść za malarza. Co zaś się tyczy ciebie, ładna buzia zawsze potrafiła zawrócić ci w głowie, choćby była nie wiem jak głupiutka, i z pewnością dalej tak jest. Wy dwoje jesteście sobie pisani – konkluduje, znów wybuchając ogłuszającym śmiechem.
– A jak bije sekretny puls naszego wielkiego narodu, Lauro? – zapytuje lekko Toby, jako że Laura nie ma życia uczuciowego, o którym by wiadomo, a co dopiero takiego, o którym można by porozmawiać. – Jak sprawy w niedosiężnych dla nas, robaczków, komnatach Skarbu?
Akry policzków Laury marszczą się w wyrazie rozpaczy, a ona zniża głos:
– Ponuro, skarbeńku, wprost nie do uwierzenia. Jesteśmy mądrzy i mili, ale nie mamy ludzi, nie mamy pieniążków i chcemy tego, co najlepsze dla kraju, co bardzo staromodne z naszej strony. New Labour kocha Żarłoczny Kapitał, a Żarłoczny Kapitał ma na swoje skinienie armie amoralnych prawników i księgowych i płaci im krocie, żeby dać nam radę. Nie możemy się z nimi równać; jesteśmy za duzi, żeby upaść, i za duzi, żeby walczyć. Teraz cię podłamałam. Dobrze. Też jestem podłamana – powiada, pociągając z rozradowaniem meursault.
Ryba przypływa. Nabożna cisza, kelner sprawia i porcjuje.
– Skarbeńku, serce skacze mi do gardła – szepce Laura.
Zaczynają jeść. Jeśli Toby ma szansę, to teraz.
– Lauro.
– Skarbeńku.
– Kim dokładnie i prywatnie jest J. Crispin? I „J” to skrót od czego? W Obronie za kadencji Quinna wybuchł jakiś skandal. Był w niego zamieszany Crispin. Wszędzie słyszę to nazwisko, ale nikt nie chce mi nic powiedzieć, i to mnie przeraża. Ktoś nawet nazwał go ośmiornicą, która opętała Quinna.
Laura przygląda mu się bardzo błyszczącymi oczami, odwraca wzrok i znów patrzy z takim wyrazem twarzy, jakby czuła z tego powodu dyskomfort.
– Czy to dlatego zaprosiłeś mnie na kolację, Toby?
– Po części.
– Wyłącznie – poprawia go, nabierając powietrza tak, że brzmi to prawie jak westchnienie. – I myślę, że powinieneś mieć na tyle przyzwoitości, żeby mi powiedzieć, że masz taki niegodny cel.
Następuje pauza, podczas której oboje dochodzą do siebie. Laura podejmuje wątek:
– Nikt nie chce ci powiedzieć, i nie bez powodu. Nie powinieneś nic wiedzieć. Fergus Quinn otrzymał drugą szansę. Jesteś jej częścią.
– Przy okazji jestem jego strażnikiem – mówi buntowniczo, odzyskując odwagę.
Kolejny głęboki oddech, twarde spojrzenie, zanim spuści wzrok.
– Powiem ci trochę – postanawia w końcu. – Nie wszystko, ale więcej, niż powinnam.
Siedzi wyprostowana jak skarcone dziecko, mówi do talerza.
Quinn wdepnął w bagno, mówi. Korporacyjna zgnilizna zatruła Obronę na długo przed tym, zanim pojawił się na scenie. Może Toby już o tym słyszał? Toby już słyszał. Połowa urzędników nie wiedziała, czy pracuje dla królowej, czy dla przemysłu zbrojeniowego, i miała to w nosie tak długo, jak był z tego chleb z masełkiem. Może Toby słyszał również o tym? Toby słyszał również o tym. Od Mattiego, ale nie ujawnia źródła. Laura nie usprawiedliwia Fergusa. Crispin wcześniej był na pozycji i z przyjściem Quinna dostrzegł sposobność.
Z ociąganiem kolejny raz bierze Toby’ego za rękę i tym razem stuka nią o stolik do rytmu wypowiadanych słów, karcąco.
– I powiem ci, co zrobiłeś, ty zły człowieku – jakby Toby był teraz Crispinem – stworzyłeś własną siatkę wywiadowczą. Nie gdzie indziej, ale w ministerstwie. Podczas gdy wszyscy wkoło opychali broń, ty opychałeś surowe materiały wywiadu; prosto z półki do kupującego, bez pośredników. Nieodsiane, niesprawdzone, nieodsączone, a przede wszystkim nietknięte przez ręce biurokracji. Co było muzyką dla uszu Fergiego. Wciąż puszcza muzykę w gabinecie?
– Przeważnie Bacha.
– A J to Jay – dodaje