Ring Girl. K.N. Haner
mi się doskonałym elementem mojej zemsty na ojcu. On nienawidził Logana – z wzajemnością. Oczyma wyobraźni widziałam, jak ojciec wpada w białą gorączkę, widząc mnie paradującą w skąpym stroju z tabliczką z numerem rundy podczas gali bokserskiej. Może wtedy dotarłoby do niego to i owo.
– A jak zostać taką ring girl? – zapytałam.
Nie miałam aż takich znajomości. Znaczy… Miałam, ale nie chciałam powoływać się na ojca, bo zaraz dowiedziałby się o tym, co planowałam. Logan posłał mi wesołe spojrzenie i odpowiedział:
– Federacja najczęściej zleca oprawę konkretnym firmom, które współpracują z modelkami z tej branży, ale mogę zasugerować, że na moje walki chcę właśnie ciebie. Jesteś modelką, prawda?
– Nie, ale chętnie zostanę twoją ring girl. – Uśmiechnęłam się do niego.
Logan był jak zakazany owoc. Nie powinnam wdawać się z nim w jakąkolwiek relację, ale to było silniejsze ode mnie. Moja złość na ojca przysłaniała mi wszystko, a byłam pewna, że w ten sposób dam mu największą nauczkę. Nie wiedziałam jednak, jakie to będzie miało skutki dla mojego serca.
RUNDA 7
Przegadaliśmy z Loganem pół nocy. Na szczęście on nie pamiętał, że tamtego razu nazwałam go po imieniu, więc nie musiałam się tłumaczyć. Dowiedziałam się za to ciekawych rzeczy na jego temat. Elodie – jego „narzeczona”, była tylko przykrywką. Tworzyli fikcyjną parę, by Logan skupiał się na treningach i walkach, a nie oglądał się za panienkami. To podobno miało odstraszać od niego inne kobiety. Oficjalnie mieszkali razem, ale w apartamencie Logana było kilka sypialni.
– Nigdy jej nawet nie pocałowałeś? – zapytałam.
To było dla mnie dziwne. Taki facet jak Logan, testosteron aż z niego buchał, a on nie tknął atrakcyjnej laski, z którą mieszkał? Nie chciało mi się w to wierzyć.
– Nie, Elodie nie jest w moim typie – odpowiedział, a ja prawie mu uwierzyłam.
– Więc wtedy, tamtego wieczoru, ktoś zauważył, że wyszedłeś, i nasłali ją na nas, by nam przerwała? – zapytałam, a Logan się uśmiechnął.
– Dokładnie tak było. Mój ojciec i trener starają się krótko mnie trzymać. Nawet teraz, gdy mam kontuzję, nie pozwalają mi na wiele.
– Ale chyba już lepiej, co? Nie masz stabilizatora – zauważyłam.
– Lepiej, dziękuję. Po Nowym Roku wracam do treningów.
– Będziesz pakował? – Chwilami nadal udawałam głupawą panienkę, bo zaczęło mi się to podobać. Mogłam być kimś innym, niż byłam. Odciąć się choć na chwilę od mojego życia i mieć gdzieś wszystkie problemy.
– Pakował? – Śmiech Logana ponownie rozbrzmiał po pokoju. – Trenował, pilnował restrykcyjnej diety, przekraczał własne możliwości – wyjaśnił.
– To brzmi bardzo imponująco – przyznałam, a wtedy on podszedł do mnie. Podniosłam wzrok, by spojrzeć na jego twarz.
– Gadamy ciągle o mnie, a ty? Nawet nie wiem, jak masz na imię – powiedział.
– Eden, mam na imię Eden – bąknęłam, bo momentalnie zaschło mi w gardle.
– Okej, Eden, a co tu robisz sama w Boże Narodzenie? Nie powinnaś teraz świętować z rodziną albo bawić się z przyjaciółkami na świątecznej imprezie? – zapytał.
– To skomplikowane – wydusiłam.
Logan zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Przez jedną sekundę myślałam, że mnie rozgryzł, ale on tylko uśmiechnął się uwodzicielsko.
– Też nienawidzisz Bożego Narodzenia? – zasugerował, a ja odruchowo skinęłam głową. Nie chciałam wymyślać innej wymówki. – Ja też, ale moja rodzina i trener są bardzo zżyci. Od lat nie wyprawiamy świąt w domu, tylko tutaj, w hotelu. Wiesz, na bogato. Ja tego nie lubię, dlatego zaraz po kolacji zawsze uciekam do siebie. Jaka jest twoja historia? – zapytał, krzyżując dłonie na piersiach.
– Poczułam się jak na spotkaniu AA. – Zaśmiałam się nerwowo i odsunęłam od niego. – Mówiłeś, że szedłeś do siebie, więc może już idź? Dziękuję za ratunek – dodałam.
Spanikowałam. Najnormalniej w świecie przestraszyłam się tego, że powiem za dużo. Logan spojrzał na mnie, mrużąc oczy, ale nie dostrzegłam w nich złości. On był mną zaintrygowany.
– Jesteś naprawdę skomplikowanym stworzeniem, Eden. Jak wrócisz do Nowego Jorku, to odezwij się do mnie. Zapraszam cię na mój trening.
– Nie…
– Uratowałem cię już dwa razy, więc nie przyjmuję odmowy – przerwał mi. – Znajdziesz mnie na Instagramie pod nazwą dante_killer_92.
– Okej, odezwę się – odpowiedziałam szybko.
Nie byłam pewna, czy powinnam się odezwać. Mój plan, by zemścić się na ojcu, był aktualny, ale w mojej głowie pojawiły się wątpliwości. Że pogubię się we własnych kłamstwach. Że mnie to znudzi, a nie będę mogła się wycofać. Że za bardzo skrzywdzę ojca…
– A teraz życzę ci wesołych świąt, Eden. – Znowu się zbliżył i niespodziewanie cmoknął mnie w policzek. Tak zwyczajnie, bez podtekstów.
– Wzajemnie, Lo… – Ugryzłam się w język i wymyśliłam na poczekaniu. – Los jest przewrotny. Nie sądziłam, że znowu cię spotkam.
– Ja również, ale to chyba nie jest zwykły zbieg okoliczności. Sprawdźmy to. Czekam na wiadomość od ciebie do sylwestra, do północy. Potem już nie odpiszę. – Postawił warunek, a ja się uśmiechnęłam.
– Zawsze dostajesz to, czego chcesz? – zapytałam.
– Nie, nie zawsze. I jeszcze nie wiem, czy ciebie chcę, a nawet jeśli, to w jaki sposób – wyjaśnił z tajemniczym uśmiechem.
Spuściłam wzrok. Zawstydziłam się. Dawno nie spotkałam kogoś tak pewnego siebie, a jednocześnie normalnego. Tak. Logan „Dante” Johnson wydawał się świetnym facetem. Wiedziałam jednak, że nie był taki idealny. Ja też nie byłam. I może dlatego uważałam, że byliśmy do siebie tacy podobni.
– Do zobaczenia, Eden – dodał i nawet nie czekał na odpowiedź. Po prostu wyszedł.
Jakby był pewny, że się odezwę. Że znowu się spotkamy. I choć w głębi duszy bardzo tego chciałam, nie tylko ze względu na zemstę, to musiałam to wszystko jeszcze przemyśleć. Miałam w końcu czas do sylwestra.
RUNDA 8
Wróciłam do NY następnego dnia. Weszłam do mieszkania i mimo wszystko nie poczułam się tak źle, jak zakładałam. Wypierałam z głowy myśli o ojcu i naszej kłótni. Wiedziałam, że w końcu któreś z nas się złamie i odezwie. Tym razem to jednak nie miałam być ja. Nie chciałam zakończyć tego roku z totalnym dołem emocjonalnym, więc poszłam na całodobową siłownię, która mieściła się niedaleko mojego mieszkania. O dziwo, nie byłam na niej sama, więc kolejny raz nieco mi ulżyło. Zmęczyłam się, nabrałam dystansu i od razu poczułam się lepiej. Poziom endorfin podniósł się do normalnego stanu, a świat choć na chwilę stał się lepszy. W dodatku, gdy wracałam pieszo do domu, zaczął padać śnieg. Spojrzałam w niebo, a na moją twarz opadały kolejne błyszczące płatki. Uśmiechnęłam się. Gdzieś w sercu