Ring Girl. K.N. Haner
takich chwilach najlepszym rozwiązaniem była ucieczka. Samotność. Chwila z własnymi myślami. On to wiedział, dlatego nie poszedł za mną. Dał mi moment na ochłonięcie, ale w tym przypadku to nie było takie proste. Och, kurwa mać! Miałam ochotę coś rozwalić i wrzeszczeć ze złości.
Spędziłam w pokoju dwie godziny. Leżałam i gapiłam się w ścianę. Emocje, które się we mnie kłębiły, nie pozwalały mi się uspokoić. Tak, chwilami byłam choleryczką i wyolbrzymiałam problemy, ale najnormalniej w świecie nie lubiłam takich niespodzianek. Odkąd pamiętam, tata próbował znaleźć „zastępstwo” za mamę. Jego związki były jednak bardzo krótkie, a ja już jako dziecko przestałam liczyć i przywiązywać się do kobiet, z którymi się wiązał. Wiem, że chciał stworzyć rodzinę, ale żadna kobieta nie była w stanie zastąpić mi mamy. Od dawna jednak z nikim się nie spotykał, albo po prostu mi o tym nie mówił. Prawda była taka, że od dobrych pięciu lat oficjalnie nie miał nikogo, więc „nowina” o tym, że ma narzeczoną, wyprowadziła mnie do końca z równowagi.
Minęła kolejna godzina i zaczęły dopadać mnie wyrzuty sumienia. Och, zawsze tak było. Najpierw wybuch. Potem krótki, ale intensywny foch. A potem odzywało się sumienie. Beształam samą siebie, że znowu zareagowałam zbyt emocjonalnie. Tłumaczyłam sobie, że to przecież nic takiego, a ojciec też chce być szczęśliwy. Schowałam dumę do kieszeni i postanowiłam zejść na dół. Najpierw jednak dwa razy zawróciłam ze schodów, ale w końcu udało mi się dotrzeć do kuchni.
– Możemy pogadać? – Stanęłam w progu, widząc, że ojciec pichcił coś na święta.
Co jak co, ale gotować potrafił od zawsze.
Tata odwrócił się i posłał mi łagodne spojrzenie.
– Jasne, siadaj. Masz ochotę na kawałek ciasta? – zaproponował.
Rozejrzałam się po kuchni, w której czuć było święta. Zapach anyżu, goździków, pomarańczy i cynamonu. Miałam wrażenie, że nie czułam tego od wieków. To mnie uspokoiło.
– Gdzie Bethany? – zapytałam. Chciałam pogadać z nimi obojgiem.
Ojciec spojrzał na mnie i westchnął.
– Wiem, że jesteś zaskoczona tą sytuacją, ale zrozum mnie.
– Tato, ja rozumiem, bo nikt nie chce być samotny, ale… Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? I co oznacza „narzeczona”? Macie ustaloną datę ślubu? – zapytałam spokojnie.
Chciałam się dowiedzieć, co się tu działo, gdy ja siedziałam w NY i miałam gdzieś sprawy ojca. Albo po prostu ignorowałam sygnały, które mi wysyłał.
– Nie, daty ślubu jeszcze nie ma. Chcieliśmy to ustalić z tobą – odpowiedział, a ja się uśmiechnęłam. – Ale jest jeszcze coś – dodał. Ton jego głosu od razu mi się nie spodobał. Nie byłam gotowa na kolejną rewelację.
– Zostaniesz ojcem? – zapytałam bez tchu.
O Boże! Wizja mojego ojca babrzącego się w pieluchach i zasypce wcale nie była zabawna. Była przerażająca! On na szczęście się zaśmiał.
– Jezu, Eden, nie – odpowiedział, a mi naprawdę ulżyło. – Ale…
– Ale co? – Skrzywiłam się.
Wykluczyłam najgorszą z możliwości, więc cokolwiek miał mi powiedzieć, to myślałam, że jakoś to zniosę.
– Bethany pojechała po swoją córkę – wyjaśnił, a ja znowu się skrzywiłam.
– I…?
– I spędzimy święta wspólnie.
– No, dobra, a w jakim wieku jest ta dziewczynka? – dopytałam.
– Melissa ma pięć miesięcy.
– Pięć miesięcy? – zdziwiłam się. – Takie maleństwo?
– Tak, Beth musi odebrać małą od dziadków. Będziesz dla niej miła?
– Postaram się, ale wyjaśnij mi. Dlaczego kobieta z dzieckiem? – zapytałam wprost.
Byłam najnormalniej w świecie zaskoczona. Ojciec od dawna unikał odpowiedzialności. Odkąd zakończył karierę trenera, nie brał na siebie zbyt wiele. Próbę stworzenia nowej rodziny też dawno odpuścił.
– Nie wiem, nie pytaj. Poznałem Beth przypadkiem, na parkingu przed Walmartem. Melissa wtedy tak strasznie płakała, a ona nie mogła jej uspokoić. Podszedłem zapytać, czy w czymś pomóc, a ona się rozbeczała. Okazało się, że jej mąż zginął na misji, był wojskowym. Nawet nie widział córki – powiedział tata.
Ta historyjka nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia, ale widziałam, że ojciec naprawdę się tym przejmował.
– To przykre – powiedziałam, bo wypadało.
Ja naprawdę rzadko się wzruszałam. Co było ze mną nie tak?
– Pomogłem jej wtedy, zapakowałem zakupy i odwiozłem je do domu. Dałem kontakt do siebie, gdyby potrzebowała pomocy. Nie wiem, Eden, pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Zrobiło mi się jej ogromnie żal. To młoda kobieta, samotna matka.
– Jak młoda? – wtrąciłam niepewne. Bałam się odpowiedzi.
– Cztery lata starsza od ciebie – oznajmił.
– C-co? – Aż mnie zatkało.
– Tak, wiem… – Tata spojrzał na mnie, a ja zaczęłam się nerwowo śmiać.
– Mógłbyś być jej ojcem! – pisnęłam.
– Eden, nie rób mi wyrzutów. Ja sam dziwnie się z tym wszystkim czuję.
– No, też bym się czuła dziwnie, mając za córkę dwudziestodwulatkę, a w łóżku dwudziestosześciolatkę! – wypaliłam.
Nie byłam zła. Zaskoczona, zaszokowana – owszem, ale to nie była złość.
– Opanuj się, Eden! – Ojciec podniósł głos.
– Po prostu…
– Nie życzę sobie takich komentarzy. Zwłaszcza przy Beth! – warknął na mnie.
Poprawiłam się na krześle. Poczułam się nieswojo.
– Nie krzycz na mnie! – odpowiedziałam złością. – To nie moja wina, że znalazłeś sobie…
– Zważaj na słowa, Eden Turner! – Nagle ojciec gwałtownie wstał od stołu.
Wiedziałam, że tak będzie. Nie potrafiliśmy rozmawiać normalnie dłużej niż pięć minut.
– Bo co?! – krzyknęłam.
Nie było już we mnie ani krzty spokoju.
– Bo to mój wybór, a jeśli go nie akceptujesz, to możesz wyjść z mojego domu! – odpowiedział, uderzając pięścią w stół.
Aż zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, ujrzałam w nim tego człowieka, którego nienawidziłam. Agresora. Niepotrafiącego się opanować boksera, który był w stanie podnieść rękę na własną córkę. I najnormalniej w świecie się przestraszyłam. W piersi poczułam kłujący ból. Zrobiło mi się gorąco. Brakowało mi tchu. Musiałam wyjść, a ojciec nawet nie próbował mnie zatrzymać.
Pobiegałam na górę, gdzie stała moja nierozpakowana jeszcze walizka. Wzięłam ją i szybko wróciłam na dół. Nawet nie zajrzałam do kuchni. W mojej głowie wył alarm, że muszę uciekać. Nie chciałam awantury. Nie chciałam, by w ojca znowu coś wstąpiło. Tego bałam się najbardziej. Od zawsze. Jego gniewu. Odtrącenia. Samotności, która