Krew to włóczęga. James Ellroy

Krew to włóczęga - James Ellroy


Скачать книгу
fiuta o długości 35 centymetrów.

      Szmaragdy, garsoniery, klienci, pieprzenie…

      – Jesteś większym świrem niż ja – powiedział Buzz.

      – Przyciśnijmy Arniego – powiedział Crutch.

      Spid dawał ikrę. Cztery deksedryny, dwa anielskie pyły i jeden głębszy Jima Beama. Odlecieli. Crutch czuł, jak jego źrenice się rozszerzają.

      Nieruchomość Moffetta to była dziupla. Zaraz obok delikatesów Mamy Gordon, „Dom Żydowskiego Bohatera”. Drzwi były otwarte. Światła włączone. Przy jednym biurku rozwalał się chudy koleś. Na czerwonej koszuli z krótkim rękawem miał naszywkę „Arnie”.

      Był zajęty. Wgapiał się w obrotowe lusterko i wyciskał sobie wągry. Crutch odchrząknął. Buzz odchrząknął. Arnie się nie poruszył.

      – Hm, proszę pana? – powiedział Buzz. Crutch go uciszył.

      – Studenciaki, tak? – odezwał się Arnie. – Chcecie wynająć na imprezę jedną z moich dziupli i zwabić tam jakieś cipki.

      Pomieszczenie się zakręciło. Zamigotały światła.

      – Jesteśmy prywatnymi detektywami – powiedział Crutch.

      Arnie wstał. Arnie chwycił się za krocze i powiedział:

      – Tu sobie możecie pośledzić.

      Crutch zobaczył Czerwień. Czerwony pokój, czerwone światła, czerwony świat. Kopnął Arniego w jaja. Ten zgiął się wpół. Walnął go w kark. Rzucił go twarzą na podłogę. Arniemu trzasnął nos. Rozprysła się krew. Arnie klapnął i sięgnął po telefon. Crutch wyciągnął kabel z gniazdka i rzucił jebanym telefonem przez pokój.

      Buzz dygotał. Jego usta wyrabiały śmieszne rzeczy. Crutch zobaczył plamę moczu na jego spodniach i wyczuł gówno w jego gaciach.

      Arnie młócił powietrze. Krew mu się lała. Crutch postawił stopę na jego szyi i uspokoił go.

      – Gretchen Farr – powiedział.

      Arnie zabulgotał. Buzz pobiegł do kibla, żeby się wyrzygać. Crutch rzucił chusteczkę. Arnie przetoczył się na plecy, zakrył nos i zatamował krwotok. Crutch wyciągnął piersiówkę. Arnie dał znak, żeby spokojnie i przechylił głowę. Crutch dał mu kilka łyczków. Jim Beam, stuprocentowy.

      Arnie wciągnął powietrze, dyszał i kaszlał. Arnie odgrzebał umiejętności interpersonalne.

      – Ty gnoju pierdolony – powiedział.

      Crutch przykucnął. Starał się nie upaćkać krwią. Cały był spięty, a pokój skakał i wirował.

      – Gretchen Farr.

      – To komuszka. Taka lewacka przejezdna, ma więcej nazwisk niż połowa świata.

      – Mów dalej.

      – Słyszała, że kombinuję cipy dla Howarda Hughesa.

      – Mów dalej – powiedział Crutch. Arnie dał mu znak, żeby spokojnie. Crutch dał mu trzy łyki. Arnie wciągnął bourbon doprawiony krwią i odetchnął.

      – Wynajęła jedną z moich met. Hollywood Hills, mała dziura, dwa tygodnie.

      – Mów dalej.

      – To obrzydliwe speluny. Zestaw pornosów, popijawy, wynajmy krótkoterminowe.

      – Mów dalej. Im szybciej mi powiesz, tym szybciej pójdę.

      Krew przeciekła przez chusteczkę. Arnie ją rzucił i wytarł krew w spodnie. Podszedł Buzz, zapinając rozporek. Wyglądał psychodelicznie zielono.

      – Dawaj, Arnie – powiedział Crutch.

      – Co dawać? To komuszka z jakimś pojebanym planem.

      – Arnie…

      – Dobra, dobra. Wyciągnęła ze mnie informacje o organizacji Howarda Hughesa. Powiedziała, że chce się dostać do kolesia o nazwisku Farlan Brown. Powiedziałem, że go znam. To taki piździelec, który zgrywa mormona przed Hughesem. Kiedy się pojawia w LA, zawsze przychodzi do Dale’s Secret Harbor.

      Jest: Hughes, Gretchie, szmaragdy i ten milioner…

      – Klucze, Arnie. Do domu, który wynajęła Gretchen, i do wszystkich twoich dziupli.

      Arnie kiwnął głową i wstał. Crutch pomógł mu utrzymać równowagę. Arnie kiwał się chwilę. Crutch zaparł się stopami i się ustabilizował. Jego Czerwony Świat wirował i się kiwał.

      Buzz się przebrał i pojechał do Dale’s Secret Harbor. Crutch dalej się kiwał. Nagle zapragnął pogadać z Philem Irwinem i sprawdzić rejestr praw jazdy. Zatrzymał się przy budce telefonicznej i zadzwonił do wydziału komunikacji. Podał nazwisko Clyde’a Dubera i zbliżone dane Gretchie. Zero – tylko jedna osiemdziesięciodwuletnia Gretchen Farr aż w Visalii. Zadzwonił do Dale’s Secret Harbor i wywołał Buzza. Buzz zameldował: tak, rozpytał. Dowiedział się, że Farlan Brown jest fiszą od Hughesa. Głównie zajmuje się Hughes Airways. Było późno. Crutch przejechał obok parkingu. Czterystadziewiątki Phila nie było. Crutch się zastanowił. Jego skręt przeszedł w napięte nerwy i ziewanie. Sprawdził w delikatesach Cantera, Linny i Arta – Phil zawsze żarł późną nocą z żydowskim prawnikiem Chickiem Weissem.

      Trzy punkty, zero Phila. Pojechał do Tommy Tucker’s Playroom, do Washington i La Brea. Phil lubił czarne. Uwielbiał kolorowe cipki. Playroom wychodził na asfaltowy burdel. Phil mógł tam być.

      Owszem, był. Przy tylnym wejściu stał jego samochód. Zaparkowany. Kołysał się. Na tylnym siedzeniu widać było jego białą dupę. I szeroko rozstawione tłuste, ciemne nogi.

      To trwało i trwało. Crutch zaparkował i się rozejrzał. Phil i czarna zapodali ścieżkę dźwiękową „Och, skarbie”. Crutch zatkał sobie uszy. Czarna wysiadła z samochodu. Miała afro i ważyła ze sto kilo. Spokojnym krokiem wróciła do Playroom. Phil wypadł z auta. Wstał i przyjrzał się GTO Crutcha. Ej, znam ten wóz.

      Crutch wysiadł i się przeciągnął. Phil podszedł chwiejnym krokiem. Jego dres Dodgersów był w totalnym nieładzie.

      – Śledziłeś mnie?

      – No, szukałem.

      – O, kurwa, pierwszej w nocy?

      – Daj spokój. My nie mamy harmonogramu.

      Phil zapalił papierosa. Musiał użyć czterech zapałek. Cuchnął perfumami czarnej laski.

      – Mamy robotę, co? Mamy jakąś robotę i przyszedłeś po mnie.

      Crutch pokręcił głową.

      – Nie, to tylko ponowne przesłuchanie. Chciałem, żebyś opowiedział mi znowu o Gretchen Farr.

      Phil wypuścił poskręcane kółko dymu.

      – Dobra, dwadzieścia dolców.

      – Dwadzieścia dolców?

      – Właśnie. Wyruchałem doktora Freda na robocie i napiję się za dwadzieścia dolców.

      Crutch wyciągnął zwitek i wyjął dwie dziesiątki. Phil rzucił papierosa na oldsmobile’a z 1964. Pomazał murzyński różowy lakier.

      – Dobra, więc wypełniłem kilka raportów „brak tropów” dla doktora Freda, głównie dlatego, że nie uśmiechało mi się bieganie za tą podejrzaną Gretchen diabli wiedzą gdzie i dlatego, że ktoś mi zapłacił za odpuszczenie.

      – Kto? Kto ci zapłacił?

      – To była transakcja gotówkowa. Anonim. Kurier przywiózł mi kasę, a ja odesłałem nadawcy materiały.


Скачать книгу