Krew to włóczęga. James Ellroy

Krew to włóczęga - James Ellroy


Скачать книгу
Pracuję dla Clyde’a Dubera.

      Bev zdjęła słuchawki i poprawiła włosy. Spadło z nich trochę łupieżu.

      – Obciągałam Clyde’owi Duberowi, jak ciebie jeszcze nie było na świecie. Obciągałam Buzzowi Duberowi na jego dwunaste urodziny, nie sądzę więc, żebyś dał radę mnie zastraszyć.

      Crutch zamrugał. Powieka mu drgała nerwowo. Ciągutka Bev krzyknęła triumfalne „Ha!”.

      – Odpowiedź brzmi nie. Czegokolwiek chcesz, tylko tyle dostaniesz.

      – Gretchen Farr. Słyszałem, że jest niepewna, muszę zerknąć do jej rozmów.

      – Niet – powiedziała Bev. – I nawet niech ci przez myśl nie przejdzie, żeby mnie prosić o loda, bo mam sześćdziesiąt trzy lata i wyszłam z branży.

      – Mógłbym ci pomóc, mała. Wierz mi, mam taką władzę.

      Bev znowu krzyknęła.

      – Koniec przedstawienia, mały. Ale że mnie ubawiłeś, dam ci coś za friko. Słyszałam, jak Gretchen rozmawiała przez telefon po hiszpańsku.

      Weszła rozmowa. Bev poprawiła słuchawki.

      – Proszę – powiedział Crutch.

      – Spadaj – powiedziała Bev.

      Obciąganie. Ciągutka Bev obciąga Buzzowi i Clyde’owi. Teraz Buzz przymusza do obciągania. Obciągani złodzieje Scotty’ego.

      Tego było za dużo. Crutchowi się zagotowało. Nie mógł się rozeznać.

      Wszedł do prochowej apteki i kupił trochę deksedryny. Popił cztery tabletki kawą. Pojechał do siebie i przejrzał kilka „Playboyów”. Wyszedł na dach i gapił się na opalającą się dziewczynę. Deksedryna uruchomiła wspomnienia. Dana Lund przy basenie, w stroju jednoczęściowym bez ramiączek. Dana jako opiekunka na imprezie liceum.

      Dana. Gretchen Farr. Spotkania w hotelu. Gretchen dupczyła się z mężczyznami oraz z kobietami.

      Crutcha naszło dawne uczucie i chwycił swoje dawne narzędzia.

      Apteka była zamknięta. Jak również Centrala Bev. Przejście prowadziło na tylny parking. Chmury zasłaniały księżyc. Boczne drzwi nie wyglądały solidnie.

      Crutch wsadził do dziurki od klucza wytrych nr 4. Dwa przekręcenia zwolniły główną zapadkę. Wsadził wytrych nr 6. Obrócił jednocześnie. Zamek się zwolnił. Drzwi się otworzyły.

      Wszedł i zamknął drzwi za sobą. Od oparów środka na karaluchy chciało mu się kichać. Wyjął latareczkę i ustawił wąski promień światła. Obok centralki zobaczył szafkę na akta.

      Trzy szuflady na szynach. Oznaczone „A–G”, „H–P”, „Q–Z”. Pociągnął za rączki. Wszystkie trzy były zamknięte.

      Skoncentrował się na zamku szuflady „A–G”. Wbił wytrych nr 5. Jedno pchnięcie i trzask.

      „A–G”. Aaronson, Allworth. Trochę pod B, pod C i D. Echert, Ehrlich, Falmouth. Jest, Gretchen Farr.

      Crutch trzymał latarkę w zębach i oburącz chwycił teczkę. Była cienka. W środku znalazł jedną kartkę. Przejrzał ją szybko. Rozmowy sprzed trzech tygodni, do końca maja ’68.

      Żadnych notatek z adresami i informacji o samej Gretchen. Tylko lista rozmów przychodzących.

      Avco Jewelers, Santa Monica – w sumie cztery rozmowy. Sześć rozmów z zagranicznych konsulatów – Panamy, Nikaragui, Dominikany. Że co? Co to ma być? Nieźle się zapowiada.

      Imiona trzech mężczyzn: Lew, Al, Chuck. Pełno telefonów z prośbą o oddzwonienie do Gretchen – wszystkie numery z LA.

      Du-32758/„Nie poda nazwiska”. Sal/No-52808. On znał nazwisko i ten numer: aktor, kumpel Clyde’a.

      Crutch wyjął notes i przepisał wszystko. Spocił się jak na włamie. Opary środka na karaluchy drażniły mu nos. Od pieprzonej latarki bolały go zęby.

      Bar Klondike, róg Ósmej i La Brea. Grecki drągal i różowy magnetyt dla zniewieściałych gości.

      Crutch zadzwonił do Buzza z budki na zewnątrz. Chodnik był wielkim castingiem dla kowbojów z Kentucky. Crutch sprawdził Du-32758 przez Buzza i kazał mu poszukać w notesie. Buzz przejrzał notes i powiedział do Crutcha: „Zero wyników”. Crutch kazał mu zadzwonić do P.C. Bella i sprawdzić lewy numer.

      Akcja na chodniku stała się zbyt zmysłowa. Crutch siedział w samochodzie i obserwował drzwi. Lincoln Sala stał na parkingu z tyłu. Sal w zasadzie mieszkał w Klondike. Wyjdzie wcześniej lub później, sam lub z kimś.

      Sal Mineo. Płatny informator Clyde’a i Freda Otasha. Dwie nominacje do Oscara. Jeden kłopotliwy pedalski wybryk.

      Crutch się zastanowił. Od deksedryny miał odloty. Toho Theatre był kawałek na południe. Przytulone pary stały w kolejce po bilety na debilne kino. Dziewczęta miały długie, proste włosy. Każdy najmniejszy ruch głowy powodował iskry.

      Ktoś zastukał palcami w przednią szybę. Crutch zobaczył Sala Minea – przylizane loczki, obcisłe dżinsy. Otworzył drzwi. Sal wsiadł. Miał to pełne zachwytu spojrzenie pedalskiego makaroniarza.

      Crutch przejechał za róg i zaparkował.

      – Mogłeś wejść do środka – powiedział Sal. – Nie musiałeś się tu czaić cały wieczór.

      – Nie czaiłem się.

      – Zawsze się czaisz.

      – Kurde, facet. Czekałem.

      – Czaiłeś się.

      Crutch się roześmiał.

      – Dobra, czaiłem się.

      Sal się roześmiał.

      – Clyde coś chce, tak? Gdybyś robił coś na własny rachunek, czaiłbyś się pod oknem jakiejś laseczki.

      Crutch mocno zacisnął dłonie na kierownicy. Sal podniósł ręce – hej, nie miałem na myśli nic złego.

      – Dobra, zacznę jeszcze raz. W czym mógłbym pomóc tobie i Clyde’owi?

      – Gretchen Farr. Obrobiła z kasy jednego z klientów Clyde’a, a ja wiem, że ty ją znasz.

      Sal zapalił papierosa.

      – Pewnie, znam ją. Wiem, że rutynowo dyma na kopy facetów i zmywa się z ich kasą, ale nie wiem, jak po niej do mnie trafiłeś. Jeśli wyjaśnisz mi to przekonująco, powiem ci, co chcesz wiedzieć.

      To wydęcie warg, ten uliz Italiańca – Crutch zacisnął dłonie w pięści.

      – Sprawdziłem telefony. Dwa tygodnie temu do niej dzwoniłeś.

      Sal otworzył okno i wywietrzył w samochodzie. Sal podwinął nogi pod siebie i zrobił cielęce oczy.

      – Powiedziałbym, że Gretchen Farr to pseudonim. Nie pytaj mnie, skąd to wiem, po prostu wiem. Nie mam pojęcia, gdzie ją znaleźć, bo nigdy nie mówi ludziom, gdzie mieszka. Jak powiedziałem, dyma mnóstwo facetów, okrada ich albo od nich pożycza kasę i znika. Dzwoniłem do niej, bo ona dzwoniła do mnie. W zasadzie nie rozmawialiśmy. Wcześniej naprowadzałem ją na facetów, ale zwykle chodziła swoją drogą. Jest bardzo, bardzo ostrożna, ta nasza Gretch. Zawsze pilnuje, żeby jej faceci byli z różnych parafii.

      Dymanie, pieprzenie, ruchanie…

      – Zdjęcia?

      Sal pokręcił głową.

      – Nie. W życiu nie widziałem dziewczyny, która by tak unikała aparatu.

      – Ci faceci.


Скачать книгу