Podpalacz. Peter Robinson

Podpalacz - Peter Robinson


Скачать книгу
Pożar rozszalał się już na dobre, gdy Hurst wezwał pomoc, podpalacz zdążył więc na pewno pokonać kawał drogi. Była to jednak ekscytująca podróż i Hamilton wyjął kasetę dopiero wtedy, kiedy się zatrzymała, pokazując zakręt na leśnej drodze.

      – Jest coś, co nie daje mi spokoju – rzekł Banks. – Ten chłopak, Mark, opisał włosy malarza jako brązowe, ale te, które miał denat na barce, były raczej rude.

      – Ogień powoduje takie zmiany – odparł Hamilton.

      – Zmianę koloru włosów?

      – Tak. Czasami. Szare zamieniają się na blond, a brązowe na rude.

      – Ciekawe – powiedział Banks. – A Tina? Czy mogłaby się uratować?

      – Gdyby była przytomna i świadoma, tak. Ale nie miała najmniejszych szans w tym stanie, w którym się znajdowała.

      – Wygląda więc na to, że to malarz na barce numer jeden był zamierzoną ofiarą – stwierdził Banks. – Mimo to sprawca się postarał, żeby ogień rozszerzył się na barkę numer dwa, gdzie mieszkali Mark i Tina. Tylko po co?

      – Obawiam się, że to pan musi znaleźć odpowiedź, nie ja.

      – Tylko głośno myślę. Eliminacja świadka?

      – Świadka czego?

      – Jeśli podpalacz odwiedzał ofiarę wcześniej, to mógł zostać zauważony. Albo tak myślał.

      – Tylko że ten młody człowiek przeżył.

      – Tak, i rzeczywiście widział dwie różne osoby odwiedzające Toma niezależnie od siebie. Może jedną z nich był morderca, który jednak nie wiedział, że Marka nie ma na barce. Prawdopodobnie zakładał, że dopadnie oboje. Pośpiesznie opuszczał miejsce pożaru, a to oznacza, że…

      – Że co?

      – Nieważne – uciął Banks. – Jak pan słusznie zauważył, muszę znaleźć odpowiedź. Póki co mam wrażenie, że dysponuję tylko przypuszczeniami.

      Hamilton stuknął palcem w wykresy i wstał z miejsca.

      – Nieprawda – zaprzeczył. – Ma pan potwierdzenie wykorzystania cieczy łatwopalnej do wzniecenia pożaru w dwóch lokalizacjach.

      Banks uświadomił sobie, że Hamilton ma rację. Jeszcze kilka minut temu mógł polegać tylko na instynkcie i przypuszczeniach, teraz jednak zyskał mocny naukowy dowód, że ogień podłożono celowo.

      Spojrzał na zegarek i westchnął.

      – Za chwilę doktor Glendenning przeprowadzi sekcję zwłok pierwszej ofiary – powiedział. – Chce pan uczestniczyć?

      – A niech tam – rzucił Hamilton. – Nie szkodzi, że jest piątek po południu i właśnie zaczyna się weekend.

      Rozdział 4

      – Macie pojęcie, że potrzeba około półtorej godziny i temperatury między osiemset siedemdziesiąt a dziewięćset osiemdziesiąt stopni, żeby skremować ludzkie ciało? – zapytał doktor Glendenning, nie odnosząc się do niczego konkretnego. – Podczas pożaru zwykłego budynku, w tym wypadku barki, temperatura rzadko przekracza sześćset pięćdziesiąt stopni. Właśnie dlatego, panie i panowie, zostało nam tak wiele materiału do analizy.

      Sala sekcyjna w piwnicy szpitala Eastvale General Infirmery nie należała do najnowocześniejszych, ale doświadczenie doktora Glendenninga kompensowało to z nawiązką. Banks miał wrażenie, że poczerniały kształt na stalowym stole to zwłoki człowieka z epoki żelaza odnalezione gdzieś na torfowiskach, a nie ktoś, kto jeszcze żył przed niespełna dwudziestoma czterema godzinami. Wcześniej usunięto pozostałości ubrania i przesłano je do laboratorium, a także pobrano próbki krwi do analizy. Wykonano także zdjęcia rentgenowskie zwłok, szukając śladów kul oraz obrażeń wewnętrznych. Przy zmarłym znaleziono jedynie klamrę od paska, trzy funty sześćdziesiąt pięć pensów drobnymi oraz sygnet bez żadnych wyrytych inicjałów.

      – Uznałem, że możecie tego nie wiedzieć – zakończył Glendenning, rzucając okiem na swoją widownię: Banksa, Geoffa Hamiltona oraz Annie Cabbot, która dopiero co wróciła z miejsca zbrodni. – Powinniście docenić fakt, że pracuję w piątek po południu – ciągnął, dokonując oględzin zewnętrznych zwłok przy pomocy swojej nowej asystentki Wendy Gauge, ubranej w niebieski chirurgiczny fartuch i czepek ochronny. Glendenning spojrzał na zegarek. – To może potrwać naprawdę długo, a ja jestem dziś umówiony na kolację, i to ważną.

      – Zdajemy sobie sprawę, że jest pan bardzo zajętym człowiekiem, dlatego żywimy olbrzymią wdzięczność, i będziemy żywić po wsze czasy – oznajmił Banks, delikatnie trącając Annie w bok. – Prawda, Annie?

      – Oczywiście, że tak – przytaknęła skwapliwie.

      Glendenning spojrzał na nich gniewnie.

      – Przestań pyskować, chłopcze! Czy wiemy, kto to jest?

      Banks pokręcił głową.

      – Wszystko zawarłem w raporcie, który panu przesłałem. Prawdopodobnie miał na imię Tom i prawdopodobnie był malarzem.

      – Przydałoby mi się chociaż coś na temat jego historii choroby – utyskiwał doktor Glendenning.

      – Niestety nie możemy niczego dostarczyć – powiedział Banks.

      – Chociaż to, czy był alkoholikiem, brał narkotyki albo jakieś podejrzane pigułki… Nie mam pojęcia, Banks, dlaczego pan zawsze cholernie utrudnia mi pracę, która i tak jest niełatwa. Może pan mi to wyjaśni?

      – Niestety nie potrafię.

      – Pewnego dnia sam poszukam odpowiedzi. Wytrząsnę ją z pana, Banks. – Glendenning spojrzał groźnie, zapalił, choć palenie było całkowicie zakazane, i wrócił do pracy.

      Banks zazdrościł mu papierosa. Kiedyś sam palił podczas sekcji zwłok. Dym trochę maskował odór ciał. Zwłoki zawsze śmierdzą. Ten facet też zaraz zacznie, jak tylko doktor Glendenning go otworzy. Będzie jak wysmażony stek w drogiej restauracji: na zewnątrz zwęglony, a w środku różowy. A jeśli do organizmu dostało się dostatecznie dużo tlenku węgla, to jego krew nabrała koloru lemoniady wiśniowej.

      – Skoro był artystą, to na pewno lubił sobie wypić – monologował Glendenning. – Tak przynajmniej wynika z mojego doświadczenia.

      Annie nie odezwała się, chociaż jej ojciec, Ray, był artystą i lubił sobie wypić. Stała obok Banksa, z oczami wpatrzonymi w doktora, i już jakby trochę pobladła. Banks wiedział, że Annie nie przepada za sekcjami – nikt ich nie lubi, chyba że patolodzy – ale im częściej będzie brała w nich udział, tym szybciej się przyzwyczai.

      – Ma poparzone siedemdziesiąt pięć procent powierzchni ciała. Najpoważniejsze uszkodzenia, kombinacja oparzeń trzeciego i czwartego stopnia, występują w górnej części ciała.

      – Czyli najbliżej miejsca, gdzie powstał pożar – stwierdził Geoff Hamilton z miną spokojną i ponurą jak zawsze.

      Doktor Glendenning skinął głową.

      – To ma sens. Mamy do czynienia z całkowitym wypaleniem górnej części ciała z przodu. Widać czarne, zwęglone miejsca. Powodem jest wrzący tłuszcz podskórny. Ludzkie ciało pali się jeszcze długo po tym, jak zgasną płomienie. Działa jak świeczka, spalając swój własny tłuszcz.

      Banks zauważył, że Annie skrzywiła się z niesmakiem.

      – Dalej, na nogach i stopach na przykład, skóra jest różowa, miejscami plamista i pokryta pęcherzami – kontynuował patolog. – To sugeruje krótki kontakt z ogniem oraz niższą temperaturę.

      Gdy


Скачать книгу