Odyssey One: W samo sedno. Evan Currie

Odyssey One: W samo sedno - Evan Currie


Скачать книгу
materiału i nie posiadało żadnych cech charakterystycznych.

      Eric rozglądał się ostrożnie dokoła, a gdy Tanner i Nero zbliżyli się do środka pokoju ze swoimi dokumentami oraz prośbą, skierował spojrzenie na nich.

      Nero zachowywał się dziwnie nieswojo, ale Tanner tylko kiwnął do niego głową, a on odwzajemnił gest i uporządkował starannie akta. Po chwili wyciągnął jedno z miejscowych elektronicznych urządzeń do przetwarzania danych.

      – Centrala – odezwał się ostrożnie. – Mam prośbę…

      „Dziwne” – Eric zmarszczył brwi. „Myślałem, że nie mają tu głosowych interfejsów”.

      – Bo nie mają.

      Weston prawie wyskoczył ze skóry, gdy głęboki baryton odezwał się echem w jego głowie, choć nie była to jedyna rzecz, jaka wprawiła go w zdumienie. Wielki komendant i drobny admirał zniknęli mu sprzed oczu, jak gdyby ktoś wyłączył światło. W jednej chwili byli tu, a w następnej Eric stał sam w okrągłym pokoju.

      – Co, u diabła? – wymamrotał, rozglądając się dokoła. „Gdzie oni się podziali, do cholery?”

      – Nadal tu są – odezwał się ponownie głos, zaskakując go po raz drugi. – W dalszym ciągu próbują uzyskać zgodę na swoją petycję o przyznanie ziemi.

      – Kto to powiedział? – Eric znów się rozejrzał, tym razem szukając źródła głosu.

      – Jestem tym, co Priminae nazywają Centralą.

      Eric zamarł, strzelając na boki oczami. Drzwi, przez które wszedł, zniknęły, zupełnie jakby nigdy ich nie było. Nie widział żadnego wyjścia. Głos zdawał się dobiegać z wnętrza jego własnej czaszki, lecz rozbrzmiewał tak głębokim echem, że wyczuwał na plecach jego wibracje.

      – Jesteś Centralą?

      – Jestem.

      „Sztuczną inteligencją?”– pomyślał Eric, próbując ogarnąć sytuację. Badania nad sztuczną inteligencją na Ziemi znajdowały się na poziomie podstawowym. Nawet najlepszych systemów nie można było określić mianem inteligentnych.

      – Nie – odparł głos, tym razem z nutą emocji. – Zapewniam cię, że w mojej inteligencji nie ma nic sztucznego.

      Eric znów zastygł w bezruchu.

      „Czyta w moich myślach”.

      Zimny dreszcz przebiegł mu po krzyżu, a w głowie rozszalały się różne najczarniejsze scenariusze. Ze zdwojonym wysiłkiem zaczął szukać wyjścia.

      – Odczytuję wyłącznie twój Pierwszy Umysł – wyjaśnił głos. – Ludzie zapisują dane na dwa znane sposoby, choć istnieją pewne przesłanki o trzecim, którego istnienie muszę jeszcze udowodnić. Nie powinieneś się martwić, że poznam jakieś tajemnice państwowe i tym podobne. Po pierwsze, ponieważ jestem unieruchomiony, nie mogę wykorzystać tych informacji, a po drugie musiałbyś pomyśleć o tych rzeczach i załadować je ze swojego Drugiego Umysłu. W przeciwnym wypadku są dla mnie całkiem bezużyteczne.

      W momencie, gdy to usłyszał, Eric odruchowo pomyślał o kodach bezpieczeństwa głównego komputera „Odysei”.

      „O cholera”.

      Głos zachichotał cicho wewnątrz jego umysłu.

      – Proszę nie czuć się źle z tego powodu, kapitanie. Ten trik działa na ludzi niemal za każdym razem. Jednak to, co powiedziałem na początku, jest faktem. Nie jestem w stanie uzyskać dostępu do komputerów na twoim okręcie.

      – Czym właściwie jesteś? – spytał Eric niemal z trwogą. Wskazówki Gordona każącego mu dowiedzieć się czegoś więcej o tej… Centrali… przeleciały mu przez głowę. „To nie jest komputer”.

      – W rzeczy samej, to raczej dość marny opis, choć jestem zdziwiony, że ludzie mogą się mną interesować – odparła istota, rozbawiona. – Co się zaś tyczy odpowiedzi na twoje bardziej istotne pytanie… Czym ty jesteś?

      Eric zamrugał, zastanawiając się nad tą kwestią.

      – Uhm… człowiekiem.

      – Ach – odparł głos lekko kpiącym tonem. – W takim razie chciałeś zapytać, jakim jestem „gatunkiem”?

      – Zgadza się – powiedział Eric, zaczynając się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma omamów.

      – Nie jestem – odparł głos z niewzruszonym spokojem.

      – Nie jesteś czym?

      – Gatunkiem.

      W tym momencie Eric nie był w najlepszym nastroju. Nie reagował zbyt dobrze na fakt pozostawania w pułapce, a świadomość, że Tanner i Jehan zniknęli w tajemniczy sposób, budziła zarówno podejrzenia, jak i obawy.

      – Możesz się uspokoić – powiedział głos łagodnie. – Jak już wspominałem, w dalszym ciągu próbują uzyskać pozwolenie na przydział ziemi, której potrzebują.

      – Gdzie oni są? – spytał stanowczym tonem Eric, odkładając na później problem czytania w myślach.

      – Tutaj. Razem z tobą.

      Eric zamknął oczy i liczył powoli do dziesięciu, tłumiąc wściekłą ripostę, którą miał na końcu języka.

      – Nie mam matki, kapitanie, więc nie będę żywić urazy.

      Eric zaczął odliczać jeszcze raz.

      Tym razem głos pozwolił mu dociągnąć do dziesięciu bez dawania kolejnego powodu do wybuchu. Kapitan wziął głęboki oddech.

      – Dlaczego ich nie widzę?

      – Ach, doskonałe pytanie – odparł głos z humorem. – Wolisz prostą odpowiedź czy raczej prawdziwą?

      Eric odniósł wrażenie, że zostało mu zadane podchwytliwe pytanie.

      – Wal prawdę prosto z mostu.

      – Pozwoliłem sobie na zmianę struktury trójwymiarowo-czasowej przestrzeni, którą obecnie zamieszkujesz.

      Eric zamknął oczy i jęknął, jakby coś go zabolało.

      – A ta prosta odpowiedź?

      – Ukryłem ich przed tobą.

      – Dlaczego?

      Tym razem zapadła długa cisza.

      – Centrala? – spytał w końcu Eric, rozglądając się dokoła. – Jesteś tu?

      – Jestem, kapitanie – odezwał się znowu głos. – Odpowiedź na twoje pytanie jest… złożona. Po pierwsze, chciałem z tobą porozmawiać, aby… móc ci podziękować.

      – Podziękować? Za co?

      – Za ocalenie mnie – odparł głos. – Przechwycenie i zniszczenie okrętów Plagi oraz ich Virii na powierzchni planety uratowało nie tylko wielu ludzi, ale także i mnie.

      Eric zastanawiał się nad tym przez chwilę, próbując sobie wyobrazić, czy komputer był zdolny do odczuwania wdzięczności.

      – Jak już wcześniej mówiłem, kapitanie, nie jestem komputerem.

      – W takim razie czym? – spytał Eric, wyraźnie sfrustrowany.

      – Jestem sercem – powiedział głos. – Ty również.

      – To nie jest odpowiedź na pytanie.

      – Nie taka, jaką byś chciał usłyszeć – przyznał głos. – Jednakże w tej chwili nie mam lepszego opisu. Nie zadawano mi tego pytania od ponad dwudziestu tysięcy cykli.

      Dwadzieścia


Скачать книгу