Odyssey One: W samo sedno. Evan Currie
nie jest stale funkcjonującą jednostką. Wojska regularne mogą charakteryzować się mniejszymi uzdolnieniami, głównie z powodu miejsca i sposobu, w jaki ich członkowie zostali wcieleni do armii. Jednak w odróżnieniu od wojsk doraźnych funkcjonują jako jednostka: stają się czymś więcej niż tylko sumą swoich części. – Uśmiechnął się. – A w celu zapewnienia silnej obrony potrzebuje pan regularnej armii. Przynajmniej na dłuższą metę.
– Rozumiem – odparł Tanner, wzdychając. – Obawiam się, że nie wiem zbyt wiele na temat wojskowego stylu życia, z którego czerpie pan swoją wiedzę, kapitanie. Zawsze uważałem go za raczej archaiczny – wliczając w to fakt, że zaakceptowałem posiadanie broni, choć wcale jej nie używamy. Wiem jednak, że jeśli chodzi o zaopatrywanie w personel naszych transporterów i okrętów zwiadowczych, wolimy obsadzać je wojskiem polowym. Być może jest jakiś sens w tym, co pan mówi.
– Panie admirale, do dobrej, solidnej ochrony pańskich ludzi potrzebuje pan żołnierzy, którzy służą nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że uważają to za honor – stwierdził Eric. – Wojska nieregularne są dobre w przypadku krótkoterminowej obrony – ciągnął po chwili. – To świetni żołnierze, którzy czasami są w stanie pokonać zorganizowane jednostki przewyższające ich liczebnie, nierzadko przy użyciu gorszej broni i sprzętu. Wojsk nieregularnych broniących swojego terenu nie można lekceważyć. Jednak gdy zagrożenie przeminie, ci ludzie będą chcieli wrócić do swoich domów.
Tanner wzruszył ramionami.
– Nie widzę w tym żadnego problemu, kapitanie.
Weston uśmiechnął się, kręcąc głową.
– Bo go nie ma. Mój własny kraj utrzymuje coś, co nazwałbym doraźną jednostką, choć trenujemy ich tak, aby działali na zasadzie regularnej armii. Pojawiają się, gdy jest kryzys, a potem rozchodzą do swoich domów i normalnej pracy. Stanowią istotną część naszego bezpieczeństwa narodowego.
Umilkł na chwilę, a potem dodał poważnym tonem:
– Nie są jednak naszą pierwszą linią obrony. Koszty utrzymania regularnych oddziałów wojskowych podczas pokoju są bardzo wysokie, ale trzeba je utrzymywać, bo jedyna rzecz, której możemy być pewni, to fakt, że wróg nie będzie ostrzegał przed atakiem. Panie admirale, pańscy ludzie rozpaczliwie potrzebują silnej jednostki, w której żołnierze HONOR służby stawiają na pierwszym miejscu. Nie takich, którzy walczą, bo jest to konieczne w danym momencie.
Tanner pokiwał powoli głową, sprawiając wrażenie, jakby rozumiał, przynajmniej do pewnego stopnia.
– Właśnie dlatego… – Weston wyciągnął dłoń i wpisał sekwencję, po której pokazała się sporych rozmiarów projekcja mapy – potrzebujecie aż tyle przestrzeni.
Rael pokiwał w końcu głową.
– Rozumiem. W takim razie prześlę prośbę o przyznanie ziemi z moim poparciem. Jeśli Centrala się zgodzi, to względnie szybko będziemy mogli zabrać się do jej oczyszczania. Prawdopodobnie zajmie nam to kilka dni. Jeśli nie, to obawiam się, że będę potrzebował o wiele więcej czasu.
– Na pewno dobrze wykorzystamy ten czas, admirale. Wie pan, wydaje mi się, że w pewnym sensie ma pan nad nami przewagę w tej kwestii.
Rael rzucił mu pytające spojrzenie.
– Jak to?
Eric uśmiechnął się.
– Nasi ludzie, to znaczy moi ludzie mają mocno ugruntowaną tradycję heroicznych wyczynów z tendencją do sprzeciwiania się koncepcji jednostki.
– Obawiam się, że nie rozumiem. – Tanner wzruszył ramionami, potrząsając głową. – Przecież bohaterów należy cenić, prawda?
Eric przyglądał się jego gestom, zastanawiając się nagle nad pierwszym momentem, w którym użyli tych samych ruchów głową do wyrażenia „tak” lub „nie”. Odsunął od siebie tę myśl, mówiąc dalej:
– Większość oficerów nie może znieść posiadania bohatera za dowódcę, admirale. – Gdy Rael rzucił mu zdezorientowane spojrzenie, uśmiechnął się i dodał: – Mamy takie powiedzenie… Bohaterowie pojawiają się wtedy, gdy wszystko idzie źle. Jeśli jednostka działa bez zakłóceń, ma dobry plan i wszystko idzie jak należy, to bohaterskie wyczyny są zbędne. Bohater zazwyczaj pokazuje się tuż po tym, jak pan Murphy zdąży narobić porządnego bałaganu.
Rzecz jasna, Rael kompletnie nie zrozumiał żartu, więc Eric musiał wytłumaczyć.
– Przepraszam, panie admirale – powiedział z uśmiechem. – Prawa Murphy’ego to nazwa, jaką określamy prawdopodobieństwo, a właściwie pewność, że coś pójdzie nie tak. W tym wypadku określa szczególny rodzaj „szczęścia”, który nieodmiennie zdarza się, gdy weźmiemy grupę bardzo skomplikowanych ludzi, damy im równie skomplikowane broń i sprzęt i wyślemy na misję, która okazuje się bardziej skomplikowana, niż się sądziło podczas opracowywania planu.
Tanner uśmiechnął się kwaśno, aż nadto rozumiejąc ten szczególny rodzaj szczęścia.
– Na przykład wtedy, gdy wróg zaatakuje na chwilę przed tym, zanim twoja fabryka zdąży wypuścić pierwszy okręt wojenny.
– To się nazywa wizyta pana Murphy’ego, admirale – powiedział Eric, uśmiechając się szeroko.
– Tak jak pan wspomniał, bohaterowie pojawili się chwilę później. – Rael kiwnął głową. – Pan we własnej osobie, kapitanie, oraz pański okręt. W moim świecie jesteście bohaterami. Jednakże, gdyby wszystko potoczyło się pomyślnie, nie bylibyście aż tak bardzo potrzebni. Chyba rozumiem, co ma pan na myśli. Jestem wam wdzięczny za pomoc, ale pamiętam, że w tamtym czasie pełnym… frustracji… to było konieczne. Nie mamy tradycji bohaterskich wyczynów, jak pan to ujął.
– Właśnie – odparł Eric. – Ale związany jest z tym jeszcze jeden aspekt. W obrębie regularnej jednostki militarnej pierwszą rzeczą, jaką się robi, jest próba utemperowania każdego, kto aspiruje do bycia bohaterem. Z drugiej strony, w jednostkach nieregularnych często się ich wielbi.
– A więc odniesiemy podwójną korzyść dzięki trenowaniu regularnego wojska, z tą „przewagą”, że pańscy ludzie nie mają skłonności do uwielbienia heroicznych ideałów – skonkludował admirał Tanner z krzywym uśmiechem. – Wierzę, że pana rozumiem, kapitanie.
Eric wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Świetnie, bo już zaczynałem się gubić w swojej wypowiedzi.
Rael roześmiał się serdecznie.
– Jestem dziwnie pewien, że w końcu by się pan odnalazł.
– Mam taką nadzieję, admirale – powiedział Eric. – W przeciwnym razie byłby ze mnie kiepski kapitan.
– W rzeczy samej. No cóż, kapitanie, dziękuję za opinię. Przy odrobinie szczęścia Centrala wyrazi zgodę i sprawy potoczą się naprawdę szybko. Możliwe, że w ciągu tygodnia będziemy mogli zacząć prace.
– Byłoby świetnie. Pułkownik Reed już nie może się doczekać – powiedział Eric z zamyślonym uśmiechem. – Panie admirale, tak się zastanawiałem… Czy istnieje możliwość zobaczenia Centrali?
Tanner wzruszył ramionami.
– Oczywiście. Choć muszę stwierdzić, że nie ma tam zbyt wiele do oglądania. Zwykła kamienna ściana. Centrala jest kompletnie odcięta.
– Mimo to muszę przyznać, że jestem ciekaw.
– W takim razie zapraszam pana. – Rael skłonił nisko głowę. – Oficjalnie.
– Dziękuję, admirale. – Eric odwzajemnił