Neverland. Maxime Chattam

Neverland - Maxime Chattam


Скачать книгу
siedziała skulona, obejmując rękoma nogi. Przez dwa dni myślała, że umrze. Zrozpaczona, bez jakiejkolwiek ochoty do życia, obojętnie patrzyła na przesuwający się przed jej oczyma krajobraz. Wieczorny posiłek zjadła tylko dlatego, że Ti’an ją do tego zmusił. Miedziana obroża, którą miała zaciśniętą na szyi, zabiła ją psychicznie.

      A przecież była to zwykła, błyszcząca taśma, zamknięta na szyi za pomocą niewielkiej kłódki. Jednak miała olbrzymią moc. Całkowicie zlikwidowała przeobrażenie Amber. I, co gorsza, stłumiła także energię Jądra Ziemi. Amber nie czuła już w sobie nic, żadnego wewnętrznego ciepła.

      Wszyscy Piotrusie mieli założone obroże, które unicestwiały ich odmienność. Żołnierze Pokiereszowanego wsadzili ich do klatek rozmieszczonych na trzech wozach i eskortowani przez dziesięciu ludzi, w tym sześciu jeźdźców, opuścili fortecę Krama.

      Trzeciego dnia podróży rano Amber obudziła się z dziwnym wrażeniem, że czuje w swoich trzewiach żywe włókna, delikatne i powolne ruchy pomiędzy narządami wewnętrznymi. Było to bardzo dziwne odczucie, które powtórzyło się wielokrotnie, po czym nasiliło się około południa.

      – Co ci dolega? – zapytał Ti’an, widząc, że trzyma się za brzuch.

      ChloroPiotrusiofil miał wyschnięte wargi i wyglądał na wycieńczonego. Zieleń jego oczu nie błyszczała już tak intensywnie jak kiedyś.

      – Coś się dzieje w moim ciele! Czuję w środku jakieś ruchy, w brzuchu. Najpierw przypominało to bąbelki, a teraz jest silniejsze, jak trzepot skrzydeł motyli!

      Ti’an wytrzeszczył oczy.

      – Jesteś… jesteś w ciąży? – spytał zaskoczony.

      – Nie! Oczywiście, że nie jestem!

      – A jednak to przypomina ruchy dziecka…

      – To niemożliwe! Ti’an, to niemożliwe. Ja nigdy… To nie to.

      – Więc co?

      Usiedli bliżej siebie, by porozmawiać szeptem, nie zwracając przy tym uwagi prowadzącego wóz mężczyzny lub krążących wokół nich jeźdźców. Pozostali Piotrusie w klatce drzemali.

      – Myślę, że to Jądro Ziemi. Nie jest martwe ani nawet uśpione. Sądzę, że ta obroża pozbawia mnie tylko kontaktu z nim.

      – Dlaczego więc znowu je czujesz?

      – Może przyzwyczajam się do obroży albo jej moc maleje…

      – Sądzisz, że mogłabyś ożywić Jądro Ziemi i użyć go, aby nas uwolnić?

      – Nie, do tego jeszcze daleko. To tylko odczucia fizyczne, bez żadnej więzi energetycznej, ale jestem pełna nadziei. Za kilka dni sytuacja może się rozwinąć.

      Na twarzy Ti’ana zarysowało się coś na kształt uśmiechu.

      Tego samego wieczoru, kiedy wozy zatrzymały się na noc, Amber odzyskała po części swoją stanowczość. W czasie, gdy jedna grupa mężczyzn zbierała drewno na ognisko, pozostali zajmowali się końmi. Trzymając się prętów, Amber podeszła w kąt klatki i zobaczyła pochylonego do przodu jeźdźca, który czyścił kopyta swego wierzchowca.

      – Gdzie jesteśmy? – zapytała cienkim głosikiem.

      – Nadal w księstwie maestera Craina.

      – A dokąd jedziemy?

      – Do Brązowego Miasta.

      – Co z nami zrobicie?

      Żołnierz wyprostował się, stając naprzeciw Amber. Pocił się pod zbroją i zdjął hełm, żeby wytrzeć czoło.

      – A jak myślisz? – powiedział bez cienia okrucieństwa, co było u Ozyjczyków rzadkością.

      – Zostaniemy niewolnikami?

      Mężczyzna wydął z podziwu wargi i spojrzał na dziewczynę z odrobiną czułości. Amber poczuła się zbita z tropu. Od czasu, gdy znalazła się w Europie, po raz pierwszy jakiś dorosły okazał jej trochę współczucia.

      – Jesteś bystra – przyznał. – Będziesz dobrą służącą.

      Przełożył przez kraty drżącą z podniecenia dłoń i położył jej na udzie. Amber podskoczyła.

      – I nie tylko – dodał z pożądliwym uśmiechem.

      Wystraszona dziewczyna odsunęła się do tyłu. Mężczyzna zachichotał, po czym wrócił do konia.

      – W każdym razie mnie na ciebie nie stać! Jesteś tak piękna, że kupi cię sam maester z Brązowego Miasta!

      Przez czas, którego potrzebowała, aby jej serce zaczęło bić w normalnym rytmie, Amber pozwoliła mu krzątać się ponownie przy końskich kopytach, po czym wróciła do realizacji zadania, nadal mówiąc tym samym słodkim i przymilnym głosem małej dziewczynki:

      – Na plaży były inne dzieci, to wy je schwytaliście?

      Mężczyzna wzruszył ramionami.

      – Za dużo gadasz!

      – Ale było nas bardzo wiele! Moglibyście zabrać jeszcze wiele innych i dużo zarobić!

      – Tutejsze wybrzeża nękane są przez takich kanibali jak Kram i jego banda. Jeśli był do zrobienia jakiś interes lub jakieś mięso do zjedzenia, możesz być pewna, że zebrali je, zanim zajęły się tym sępy! Teraz wracamy do cywilizowanego świata!

      – Ile…

      Skórzany rzemień trzasnął o klatkę, tuż przy twarzy Amber, która odchyliła się do tyłu. Bicz zaświstał w powietrzu i po chwili spadł na ziemię, blisko żołnierza, którego koń skoczył do przodu, przewracając mężczyznę w końskie łajno.

      – Czy nie zabroniłem rozmów z niewolnikami? – spytał gniewnie Pokiereszowany, podjeżdżając na swoim wierzchowcu.

      Amber wcisnęła się w przeciwległy kąt klatki, a Ti’an stanął przed nią, chcąc ją chronić.

      Pokiereszowany zatrzymał się i spojrzał na nich z pogardą.

      – Dostanę za ciebie świetną cenę i tylko dlatego tym razem cię nie uderzę. Ale żebyś więcej nie ważyła się rozmawiać z moimi ludźmi.

      Splunął w stronę dwojga nastolatków i odszedł w kierunku swoich oddziałów.

      Czwartego dnia, kiedy Piotrusie byli wycieńczeni brakiem przestrzeni, ruchu i złymi warunkami podróży, Amber nabrała przekonania, że Jądro Ziemi zaczyna powoli w niej wzrastać. Ich związek stawał się coraz bardziej namacalny, chociaż jeszcze nie mogła wykorzystać Jądra Ziemi. Obroża traciła swą szkodliwą moc. W tym tempie – obliczała – za dwa–trzy dni będzie mogła znowu użyć swojej energii. Nawet jeśli nie będzie zbyt silna, to i tak wystarczy, żeby ich uwolnić. W każdym razie nie ma na co dłużej czekać. Ozyjczycy nigdy nie będą rozmowni, była naiwna, myśląc inaczej. Trzeba uciec, nim Piotrusie się rozchorują, zanim pojawią się odleżyny. Z pewnością byli już blisko dużego miasta, w którym zasięgną języka. Amber może się ucharakteryzować i uchodzić za młodą Ozyjkę. Była gotowa podjąć to ryzyko.

      Wieczorem, kiedy obóz był już rozbity, Pokiereszowany podszedł do klatki Amber i Ti’ana. Nakazał wszystkim, którzy byli w środku, usiąść plecami do krat i pozostać w bezruchu. Obawiając się bicza, posłuchali. Amber poczuła, że coś się za nią porusza, i nim zrozumiała, co się dzieje, nowa obroża zatrzasnęła się na jej szyi, podczas gdy zdjęto poprzednią. Natychmiast złapała rękoma za szyję, lecz było już za późno. Znowu poczuła zstępujący chłód. W ciągu kilku sekund motyle w jej brzuchu osłabły, po czym zniknęły.

      Przybita,


Скачать книгу