Pragnienie. Ю Несбё
merdającego ogonem psa, który przyniósł patyk. Postanowiła siłą odepchnąć to skojarzenie.
Truls jechał samochodem do domu. Podkręcił radio, kiedy usłyszał, że puszczają tę piosenkę Motörhead, o której zawsze sądził, że nazywa się Ace of Space, aż do czasu, kiedy Mikael na imprezie w liceum krzyknął głośno: „Beavis myśli, że Lemmy śpiewa ace of… space!”. Ciągle miał w uszach tamten ryk śmiechu, który zagłuszył muzykę. Widział błysk w pięknych, wilgotnych z rozbawienia oczach Ulli.
Niech tam, Truls i tak ciągle uważał, że Ace of Space to o wiele lepszy tytuł niż Ace of Spades. Pewnego dnia, kiedy zaryzykował i w kantynie usiadł przy stole, przy którym siedzieli już inni, Bjørn Holm akurat perorował tym swoim śmiesznym dialektem z Toten, że jego zdaniem o wiele bardziej poetyckie byłoby, gdyby Lemmy dożył siedemdziesięciu dwóch lat. Kiedy Truls spytał dlaczego, Bjørn odparł tylko: „Siedem i dwa, dwa i siedem, no nie? Morrison, Hendrix, Joplin, Cobain, Winehouse, cała ta gromada”.
Truls tylko pokiwał głową, kiedy zobaczył, że inni też kiwają. Ciągle nie wiedział, co to znaczy. Wiedział jedynie, że znajduje się poza nawiasem.
Ale poza nawiasem czy nie, tego wieczoru Truls był o trzydzieści kawałków bogatszy niż pieprzony Bjørn Holm i jego kiwający głowami kumple z kantyny.
Mona zapaliła się porządnie dopiero wtedy, kiedy Truls powiedział jej o tej nakładce na zęby – o żelaznej szczęce, jak nazwał ją Holm. Zadzwoniła do swojego naczelnego i przekonała go, że Truls rzeczywiście zaprasza na obiad z trzech dań. Na przystawkę zaserwował informację, że Elise Hermansen była na randce z Tindera. Jako danie główne, że zabójca prawdopodobnie już znajdował się w mieszkaniu, kiedy tam wróciła. A na deser, że zabił ją, przegryzając jej tętnicę żelazną szczęką. Dziesięć tysięcy za każde danie. W sumie trzydzieści. Trzy i zero, zero i trzy, no nie?
– Ace of space, ace of space! – zawyli razem Truls i Lemmy.
– To nie wchodzi w grę – oświadczyła Katrine, wciągając spodnie. – Jeśli nie masz gumy, możesz o tym zapomnieć.
– Ale ja się badałem dwa tygodnie temu. – Ulrich usiadł w łóżku. – Zaklinam się na wszystkie świętości!
– Te świętości możesz sobie wsadzić w… – Katrine musiała wciągnąć brzuch i wstrzymać oddech, żeby zapiąć spodnie. – Nie pomogą mi w uniknięciu ciąży.
– Ty się nie zabezpieczasz, dziewczyno?
Dziewczyno? Owszem, polubiła Ulricha, nie o to chodzi, tylko… Cholera wie o co.
Poszła do przedpokoju, włożyła buty. Zapamiętała, gdzie powiesił jej kurtkę i to, że drzwi zamykają się na zwykły zamek. Jasne, była świetna w przygotowywaniu planów odwrotu. Wyszła z mieszkania i zbiegła po schodach. Na Gyldenløves gate świeże jesienne powietrze miało smak wolności, poczucia wydostania się z zamknięcia. Roześmiała się. Ruszyła ścieżką w alei drzew biegnącej środkiem tej szerokiej, pustej ulicy. Cholera, taka pokręcona. Ale jeśli rzeczywiście była świetna w zabezpieczaniu odwrotu, jeśli zapewniła sobie drogę ucieczki już wtedy, kiedy zamieszkała razem z Bjørnem, to dlaczego nie założyła sobie spirali albo nie zaczęła brać pigułek? Przeciwnie, pamiętała przecież tamtą rozmowę, podczas której tłumaczyła Bjørnowi, że jej i tak krucha psychika nie potrzebuje dodatkowej huśtawki nastrojów, wywołanej manipulowaniem hormonami. Tak było. Przestała brać pigułki, zaraz kiedy związała się z Bjørnem.
Ciąg myśli przerwał dzwonek jej telefonu. Początkowy riff z O My Soul Big Star zainstalowany – oczywiście – przez Bjørna, który z ogromnym zaangażowaniem przekonywał ją o wielkości tego założonego w latach siedemdziesiątych zapomnianego już zespołu z południa Stanów i skarżył się, że film dokumentalny dostępny na Netfliksie odebrał mu wieloletnią misję. „Niech ich szlag trafi, połowa radości związanej z nieznanymi zespołami tkwi właśnie w tym, że nikt ich nie zna”. Ktoś taki szybko nie dorośnie.
Odebrała połączenie.
– Cześć, Gunnar, słucham.
– „Zamordowana żelaznymi zębami”? – Zwykle tak spokojny naczelnik wydziału wydawał się bardzo zdenerwowany.
– Słucham?
– Tak brzmi w tej chwili główny tytuł na stronie internetowej „VG”. Napisali, że zabójca czekał na Elise Hermansen w jej mieszkaniu i że przegryzł jej tętnicę szyjną. Podobno mają te informacje z wiarygodnego źródła w policji.
– Co?
– Bellman już dzwonił. I jest… Jakiego słowa szukam? Wkurzony.
Katrine się zatrzymała. Próbowała myśleć.
– Przede wszystkim nie wiemy na pewno, czy on tam już był, i nie wiemy, czy ją zagryzł. Nie wiemy nawet, czy to jakiś on!
– No to niewiarygodne źródło w policji. Gówno mnie to obchodzi! Trzeba wyjaśnić, kto jest tym informatorem!
– Nie wiem. Ale wiem, że „VG” z zasady będzie chronić swoje źródło informacji.
– Nie wierzę w żadne zasady. Oni chcą, żeby to źródło zostało całe i zdrowe, bo wiedzą, że będą mogli dalej z niego czerpać. Musimy zatkać ten przeciek, Bratt.
Katrine w końcu się pozbierała.
– Więc Bellman się martwi, że przeciek może zaszkodzić śledztwu?
– Martwi się, że to postawi w złym świetle całą komendę.
– Tak myślałam.
– Co myślałaś?
– Dobrze wiesz, bo myślisz tak samo.
– Musimy się tym zająć jutro od rana.
Katrine Bratt schowała telefon do kieszeni kurtki i popatrzyła w górę ścieżki. Jakiś cień się poruszył. Pewnie wiatr powiał mocniej wśród drzew.
Przez moment zastanawiała się, czy nie przejść na oświetlony chodnik, ale w końcu przyspieszyła i poszła dalej prosto.
Mikael Bellman stał przy oknie salonu. Z okien ich willi na Høyenhall miał widok na całe centrum Oslo ciągnące się na zachód w stronę niskich wzgórz poniżej Holmenkollen. A tego wieczoru miasto w świetle księżyca migotało jak diament. Jego diament.
Jego dzieci spały bezpiecznie. Jego miasto spało stosunkowo bezpiecznie.
– O co chodzi? – spytała Ulla, podnosząc głowę znad książki.
– O to zabójstwo. Trzeba znaleźć sprawcę.
– Chyba jak w wypadku każdego innego zabójstwa.
– Zrobiła się z tego wielka sprawa.
– To jedna kobieta.
– Nie o to chodzi.
– Dlatego że „VG” tak to rozdmuchała?
Słyszał lekką pogardę w jej głosie, ale w ogóle go to nie martwiło. Ulla się uspokoiła. Wróciła na swoje miejsce. Bo w głębi ducha znała swoje miejsce. Nie była osobą szukającą konfliktów – jego żona ponad wszystko ceniła zajmowanie się rodziną, pogawędki z dziećmi i czytanie tych swoich książek. Dlatego krytyka w tonie jej głosu w zasadzie nie wymagała odpowiedzi. Zresztą Ulla raczej i tak by jej nie zrozumiała. Że jeśli chcesz zostać zapamiętany jako dobry król, masz dwie możliwości. Albo być królem w dobrych czasach, mieć szczęście