Fjällbacka. Camilla Lackberg

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
zawsze powtarzała, że on się tak łatwo denerwuje.

      – Matka jest w ogrodzie, za domem. Z maluchami – powiedziała Dagmar. Chyba dopiero wtedy ją zauważyli.

      – Dziękuję – odparł policjant i obrócił się na pięcie.

      Ojciec szedł za nimi, krok w krok.

      – Nie wolno tak wpadać do domu uczciwych ludzi. Śmiertelnie nas nastraszyliście. Natychmiast mi wyjaśnijcie, o co chodzi.

      Dagmar odrzuciła kołdrę, spuściła nogi na zimną podłogę i pobiegła za nimi w samej koszuli. Za rogiem stanęła jak wryta. Dwóch policjantów mocno trzymało matkę za ręce. Wyrywała się, aż się zasapali z wysiłku. Dzieciaki krzyczały. W tym zamęcie spadło pranie, które matka przed chwilą rozwiesiła.

      – Matko! – zawołała Dagmar, biegnąc.

      Rzuciła się na policjanta i najmocniej jak mogła ugryzła go w udo. Policjant krzyknął, puścił matkę, odwrócił się i uderzył ją w twarz. Aż przysiadła na trawie. Ze zdumieniem przesunęła dłonią po piekącym policzku. Przez całe jej ośmioletnie życie jeszcze nigdy nikt jej nie uderzył. Widywała, jak matka spuszcza lanie maluchom, ale nigdy nie podniosła ręki na nią. Ojciec też się nigdy nie odważył.

      – Co wy sobie myślicie?! Że będziecie bić moją córkę? – Matka wpadła w furię, zaczęła kopać policjantów.

      – To nic w porównaniu z tym, co wyście zrobili. – Policjant znów mocno chwycił ją za ramię. – Jest pani podejrzana o mordowanie dzieci. Mamy nakaz przeszukania domu. I zrobimy to bardzo, ale to bardzo dokładnie.

      W tym momencie Dagmar zobaczyła, jak matka zapada się w sobie. Policzek palił ją od uderzenia, serce waliło w piersi. Dzieci krzyczały. Istny sądny dzień. Dagmar nie rozumiała, co się dzieje, ale patrząc na matkę, domyśliła się, że właśnie rozpadł się ich świat.

      – Patriku, możesz popłynąć na Valö? Dostaliśmy telefon, że był pożar, może podpalenie.

      – Co? Przepraszam, coś ty powiedziała?

      Patrik zerwał się z łóżka. Przyciskał głową słuchawkę do ramienia i jednocześnie wciągał dżinsy. Nie do końca rozbudzony zerknął na budzik. Kwadrans po siódmej. Był zdziwiony. Co Annika robi w komisariacie o tej porze?

      – Powiedziałam, że był pożar na Valö – powtórzyła cierpliwie. – O świcie była tam straż pożarna, podejrzewają podpalenie.

      – W którym miejscu na Valö?

      Erika odwróciła się do niego.

      – Co się dzieje? – wymamrotała.

      – Z pracy. Muszę płynąć na Valö – szepnął, żeby nie obudzić bliźniąt, skoro choć raz spały dłużej niż do wpół do siódmej.

      – W ośrodku kolonijnym – odpowiedziała Annika.

      – Okej. Zaraz wskakuję do łódki. Zadzwonię, obudzę Martina. Chyba to on ma dzisiaj ze mną dyżur, prawda?

      – Zgadza się. Do zobaczenia w komisariacie.

      Patrik się rozłączył i włożył T-shirt.

      – Co się stało? – spytała Erika, siadając na łóżku.

      – Straż pożarna podejrzewa, że w dawnym ośrodku kolonijnym ktoś podłożył ogień.

      – W ośrodku kolonijnym? Ktoś chciał go spalić? – Erika spuściła nogi z łóżka.

      – Przyrzekam, że potem ci wszystko opowiem – powiedział Patrik z uśmiechem. – Wiem, że bardzo się tym interesujesz.

      – Dziwny zbieg okoliczności. Podpalają dom akurat wtedy, gdy wróciła Ebba.

      Patrik pokręcił głową. Wiedział, że jego żona lubi się wtrącać w nie swoje sprawy, a w dodatku rozpędza się z wyciąganiem daleko idących wniosków. Inna rzecz, musiał przyznać, że często ma rację. Ale czasem robi niezły zamęt.

      – Annika powiedziała, że podejrzewają podpalenie. To wszystko. Ale to nie musi znaczyć, że tak jest.

      – A jednak – upierała się Erika. – Ciekawe, że zdarzyło się to właśnie teraz. Nie mogłabym się zabrać z tobą? I tak chciałam tam popłynąć, pogadać z Ebbą.

      – A dziećmi kto się zajmie? Maja raczej nie ugotuje chłopcom kaszki? Chyba jest jeszcze trochę za mała, prawda?

      Pocałował Erikę w policzek i zbiegł ze schodów. Zdążył jeszcze usłyszeć popiskiwanie bliźniaków, jak na zamówienie.

      W drodze na Valö Patrik i Martin nie zamienili zbyt wielu słów. Myśl, że ktoś z premedytacją podłożył ogień, była przerażająca i trudna do przyjęcia. Kiedy podpłynęli bliżej i zobaczyli roztaczający się przed nimi idylliczny krajobraz, wydała im się kompletnie oderwana od rzeczywistości.

      – Jak tu pięknie – powiedział Martin, idąc w górę od pomostu, przy którym Patrik cumował motorówkę.

      – Chyba już tu byłeś? – spytał Patrik, nie odwracając się. – Nie tylko w tamto Boże Narodzenie.

      Martin coś mruknął, jakby nie chciał wracać do tamtych fatalnych świąt na wyspie, gdy stał się uczestnikiem rodzinnego dramatu.

      Przystanęli przed rozległym trawnikiem i rozejrzeli się.

      – Mam stąd sporo fajnych wspomnień – powiedział Patrik. – W szkole prawie co roku przyjeżdżaliśmy tu na wycieczki, a któregoś lata byłem tu na obozie żeglarskim. Na tamtym trawniku graliśmy w nogę. I w palanta.

      – Kto tu nie był! Wszyscy. Dziwne, że na to miejsce zawsze mówiło się ośrodek kolonijny.

      Patrik wzruszył ramionami.

      – Już tak zostało. Internat był tutaj dość krótko, a ten von Schlesinger, który tu mieszkał, nie przyjął się. Nie chcieli nazywać tego miejsca od jego nazwiska.

      – Słyszałem co nieco o tym zwariowanym staruchu – powiedział Martin i zaklął, gdy dostał w twarz gałązką. – A kto teraz jest właścicielem?

      – Przypuszczam, że małżeństwo, które tam mieszka. Od 1974 roku, o ile wiem, zarządzała tym gmina. Szkoda, że dom popadł w ruinę, ale wygląda na to, że właśnie zabrali się do remontu.

      Martin spojrzał na dom. Cały front pokrywały rusztowania.

      – Może być naprawdę ładny. Miejmy nadzieję, że ogień nie zdążył za dużo zniszczyć.

      Podeszli do kamiennych schodków prowadzących do wejścia. Było spokojnie, strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej we Fjällbace zbierali sprzęt. Muszą pod tymi kombinezonami spływać potem, pomyślał Patrik. Mimo wczesnej pory upał już dawał się we znaki.

      – Cześć! – Dowódca strażaków, Östen Ronander, skinął im głową na powitanie. Dłonie miał czarne od sadzy.

      – Cześć, Östen. Co tu się stało? Annika powiedziała, że podejrzewacie podpalenie.

      – Rzeczywiście, na to wygląda, chociaż nie mam kwalifikacji, żeby to stwierdzić jednoznacznie. Mam nadzieję, że Torbjörn już tu jedzie.

      – Dzwoniłem do niego z drogi, powiedział, że będą za… – Patrik spojrzał na zegarek – jakieś pół godziny.

      – Dobrze. Może tymczasem zajrzymy do środka? Staraliśmy się nie zatrzeć śladów. Kiedy


Скачать книгу