Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind

Pierwsza Spowiedniczka - Terry  Goodkind


Скачать книгу
go za ramię.

      – Jesteś pewien?

      – Tak. Wypróbowałem to na naszym Nawiedzającym Sny.

      – Skąd możesz mieć pewność, że nie udawał, iż nie może się dostać do twojego umysłu?

      Rahl uniósł brew.

      – Zapewniam cię, że, zważywszy na to, co i jak długo mu robiono, z pewnością, gdyby tylko mógł, wniknąłby do mojego umysłu, żeby mnie powstrzymać.

      – Więc stworzone przez ciebie zaklęcie jest naszym ocaleniem.

      – I tak, i nie.

      Znów traciła nadzieję.

      – Jak to?

      – Udało mi się stworzyć remedium na Nawiedzającego Sny, wspaniale działające. Problem w tym, że działa wyłącznie na mnie. Próbowałem, ale nie udało mi się dać innym podobnej mocy. Tylko ja ją mam, bo płynie z moich przyrodzonych cech.

      Magda podupadła na duchu.

      – Zatem my wszyscy pozostaniemy na łasce Nawiedzających Sny.

      – Niekoniecznie. W końcu udało mi się wymyślić, jak chronić także innych. Wiąże się to ze stale się zmieniającą równowagą mocy, o której wspominałem. Ci ze Starego Świata zyskali chwilową przewagę, tworząc Nawiedzających Sny, lecz stworzyłem na nich remedium i teraz mogę chronić też innych. Mogę pokrzyżować plany wroga.

      Magda przyjrzała mu się podejrzliwie.

      – No to w czym problem?

      – W Naczelnej Radzie. Większość krain D’Hary przystała na to rozwiązanie i Nawiedzający Sny już im nie zagrażają. Trzeba, żeby rada pomogła nam i tutaj ustanowić taką ochronę. Dlatego zależy mi, żebyś do nich przemówiła. Już próbowałem ich ostrzec, jakie niebezpieczeństwo nam grozi, i przekonać do zastosowania mojego remedium, ale nie chcieli mnie słuchać i nie posłuchają, skoro Baraccus już mnie nie poprze.

      Magda przytknęła palce do czoła, zirytowana, że on wciąż uważa, iż mogłaby jakoś przekonać radę.

      – Skoro nie posłuchali lorda Rahla, władcy krain D’Hary, z pewnością nie posłuchają mnie.

      – Słuchali twoich argumentów przez kilka lat i wiedzą, że są dobrze przemyślane i dotyczą ważnych spraw. Przywykli, że występujesz przed radą. Często robili to, o co ich prosiłaś. Za to wobec mnie zawsze byli podejrzliwi i nie są skłonni wysłuchać mnie bez uprzedzeń.

      – Żałuję, lordzie Rahlu, chciałabym, aby było inaczej, ale nie sądzę…

      – Jeśli nie posłuchają cię w tak ważnej sprawie i nie zrobią tego, co konieczne, mieszkańcy Midlandów nie będą w stanie strzec swoich umysłów.

      Magda znieruchomiała, słysząc te słowa. Niemal to samo napisał Baraccus.

      Bądź teraz silna, strzeż swego umysłu…

      Ciekawa była, czy Baraccus mógł mieć na myśli właśnie to. Czy próbował jej powiedzieć o Nawiedzających Sny. Lecz czy na pewno o to mu chodziło?

      Wtem przypomniała sobie szepty rozlegające się w jej głowie i ponaglające, żeby skoczyła z muru. Poczuła niepokój.

      Czy to możliwe? Ogarnęło ją przerażenie.

      – Co ludzie powinni zrobić, żeby się chronić? Jaki sposób znalazłeś?

      – Dzięki urokowi, który stworzyłem i który jest teraz częścią mnie, Nawiedzający Sny nie mogą już wniknąć do mojego umysłu. Lecz, jak mówiłem, nie mogę stworzyć takiego czaru dla innych. Próbowałem, ale bez skutku. Za to udało mi się dowiedzieć, jak mogę własną mocą ochraniać innych. Dzięki tej więzi ich umysły, tak jak mój, są niedostępne dla Nawiedzających Sny.

      – Na pewno? Jak to w ogóle możliwe?

      – W każdym, nawet w kimś, kto nie ma daru, jest iskra magii. To dzięki niej są podatni na magię także wtedy, gdy sami nie mogą jej tworzyć. I dzięki niej wszyscy, którzy uznają we mnie władcę, stają się moimi poddanymi i łączy ich ze mną więź. Stajemy się powiązani. Oni ze mną, ja z nimi. Staję się ich magią przeciwko magii – wskazał na dwóch gwardzistów przyglądających im się od drzwi – a oni z kolei chronią mnie.

      Magda otworzyła szeroko oczy.

      – Chcesz powiedzieć, że ludzie muszą przysiąc ci wierność, żeby uzyskać ochronę przed Nawiedzającymi Sny?

      – Tak i nie. Szczera wiara w moje zwierzchnictwo jest właśnie tym, co tworzy więź. I to zupełnie wystarczy. Jednakże przysięga na wierność pomaga w pełni się zawierzyć niezdecydowanym.

      – Jak zwyczajna przysięga na wierność może wytworzyć więź z twoją mocą?

      – Rzecz nie w przysiędze. Tak naprawdę chodzi o uświadomienie sobie, o całkowitą pewność, że są moimi poddanymi, a ja ich władcą, to sprawia, że ich iskra daru łączy się z moją magią. Tylko szczere i niezachwiane poczucie, że tak jest, daje więź z zaklęciem, które mam w sobie. Nie musi się im to podobać, lecz powinni zaakceptować fakt, że jestem ich władcą.

      – Nie rozumiem…

      – Zawsze jest z tym problem, a nie mamy czasu, żeby tłumaczyć ludziom zawiłości magicznej więzi z konstruktywnymi zaklęciami. – Zniecierpliwiony lord machnął ręką. – To skomplikowane i trudne do wytłumaczenia nawet tym, którzy mają dar, nawet czarodziejom. Na szczęście stwierdziłem, że przysięga skłania do akceptacji, inicjuje połączenie i tworzy więź.

      – Przysięga?

      – Tak. Żeby więź zadziałała, wystarczy szczere wewnętrzne uznanie mojego zwierzchnictwa. Lecz, jak powiedziałem, przysięga ułatwia sprawę i działa w większości przypadków. To właściwie niezawodne, jeśli łączy się z tym lęk: lęk przed Nawiedzającymi Sny czy choćby przede mną. Lęk wywołuje potrzebę, a potrzeba niezachwianą szczerość. Szczerość zaś jest niezbędna. Kiedy więź już powstanie, poprzez iskrę daru, którą każdy nosi w sobie, rozciąga na wszystkich ochronę tkwiącego we mnie konstruktywnego czaru. Długo i mozolnie pracowałem nad stworzeniem przysięgi zapoczątkowującej tę więź w duszy składającej ją osoby.

      Magda nie odrywała od niego wzroku.

      – A jak brzmi ta przysięga?

      – Żeby zyskać ochronę, należy wypowiedzieć te słowa: „Prowadź nas, mistrzu Rahlu. Nauczaj nas, mistrzu Rahlu. Rozkwitamy w twojej chwale. Osłania nas twoje miłosierdzie. Twoja mądrość przerasta nasze zrozumienie. Żyjemy tylko po to, żeby ci służyć. Nasze życie należy do ciebie”.

      Magda osłupiała.

      – I oczekujesz, że ludzie złożą ci taką przysięgę?

      – Staram się ocalić im życie, Magdo. – Niedbale skinął ręką. – Określenie „przysięga” prowokuje ludzi do odmowy, toteż nazwałem to modłami. To trochę łagodzi wydźwięk. Przekonałem się, że właściwie zawsze działa, jeżeli wypowie się te słowa na klęczkach, dotykając czołem podłogi w pokłonie. Jest coś w przysięganiu na klęczkach, co wywołuje w suplikantach lęk i budzi wiarę.

      Nic dziwnego, że rada odrzuciła pomysł lorda Rahla.

      Chciał, żeby mu pomogli przejąć władzę nad całym Nowym Światem.

      ROZDZIAŁ 12

      Magda – składając w całość to, co mówił jej mąż, i to, czego się dowiedziała od Alrica Rahla – zaczynała rozumieć, jak straszliwe niebezpieczeństwo


Скачать книгу