Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind

Pierwsza Spowiedniczka - Terry  Goodkind


Скачать книгу
do czasu o nim wspominał. Z tego, co – jak słyszała – Baraccus mówił innym, wynikało, że nie należy go lekceważyć. Pasował do tego, co o nim słyszała. Z komentarzy członków rady wiedziała, że wielu nie miało dobrego zdania o Alricu Rahlu. W przeciwieństwie do Baraccusa. On jej powiedział, że Rahlowi można ufać, choć jest zuchwały.

      Kiedy szła ku drzwiom, ponurzy żołnierze rozstawili się w korytarzu. Obejrzała się przez ramię.

      – Spodziewasz się kłopotów tu, w Wieży, lordzie Rahlu?

      – Z tego, co widziałem, wynika, że w tych czasach w Wieży nie jest bezpieczniej niż gdzie indziej – odparł zagadkowo.

      Magda zmarszczyła brwi.

      – A co widziałeś, jeśli wolno mi spytać?

      – Trzej spośród moich ludzi zmarli po naszym przybyciu.

      Magda przystanęła i przyjrzała się jego ponurej minie.

      – Zmarli? W Wieży? Jak?

      Wsunął kciuk za skórzany pas.

      – Jednego znaleziono w korytarzu, zmarł od mnóstwa ran kłutych. Drugi umarł we śnie, nie znaleźliśmy przyczyny. Trzeci w niewyjaśnionych okolicznościach spadł z wysokiego muru.

      Magda też omal w taki sposób nie spadła. Nadal czuła się dziwnie rozkojarzona, jakby dopiero teraz otrząsała się z przerażającego, zaświatowego koszmaru, a nie tylko dochodziła do siebie po wywołanej żałobą chwili słabości i zwątpienia.

      – Może ten, którego zadźgano, wdał się w bójkę z nieodpowiednimi ludźmi? – zasugerowała.

      – Wszystkie trzy śmierci można wyjaśnić, jeśli człowiek się wystarczająco postara – odparł, jasno dając do zrozumienia, że odrzuca proste wyjaśnienia.

      Magda znowu zapatrzyła się przed siebie, starając się nad sobą zapanować. Mijała postawnych, milczących, przypatrujących się jej żołnierzy. Wolała nie myśleć o Wieży jako o miejscu, w którym czai się niebezpieczeństwo. Chociaż i Baraccusa niepokoiły podejrzane jego zdaniem zgony.

      No a poza tym to w Wieży zmarł również jej mąż. Mało brakowało, żeby milcząca Wieża zobaczyła, jak i ona idzie za nim w śmierć.

      Zaczynała rozumieć, że za śmiercią jej męża kryło się więcej, niż się początkowo wydawało. To już nie wyglądało na zwykłe samobójstwo. Kartka w jej kieszeni, ostatnia wiadomość od niego, z pewnością świadczyła o tym, że coś się dzieje.

      Właściwie to nie było zaskakujące, że w Wieży umierali ludzie – przy tylu mieszkających i pracujących w Wieży osobach, szalejącej wojnie, żeby już nie wspomnieć o mających dar, którzy wykorzystywali ogromnie niebezpieczną magię, żeby stworzyć broń do odparcia hordy ze Starego Świata. Śmierć trzech ludzi lorda Rahla to nie jedyne niewyjaśnione zgony, o których Magda słyszała. Nawet zdrowe niemowlęta od czasu do czasu umierały, nie wiadomo dlaczego.

      Takie zgony nie dowodziły, że w murach Wieży dzieje się coś złego, chociaż wiedziała, że są tacy, którzy w to wierzą. Śmierć to część życia. Nie może istnieć życie bez kładącej się na nim cieniem śmierci.

      Magda otworzyła szeroko ciężkie drzwi. Dwaj olbrzymi strażnicy weszli za lordem Rahlem do komnaty, zamknęli drzwi i ustawili się po obu ich bokach – stopy rozstawione, dłonie splecione za plecami.

      Wskazała na nich.

      – Zdawało mi się, że powiedziałeś, iż chcesz porozmawiać na osobności.

      Alric Rahl obejrzał się na żołnierzy i zrozumiał aluzję.

      – Rozmawiamy na osobności. To moi przyboczni gwardziści.

      – Czarodziej potrzebuje siły mięśni?

      – Magia nie gwarantuje bezpieczeństwa, lady Searus. Mąż z pewnością ci o tym mówił.

      – Co masz na myśli?

      – W krainie ślepców wzrok daje przewagę. Ale nie tam, gdzie wszyscy widzą. Wśród mających dar umiejętność wykorzystywania magii nie czyni cię kimś wyjątkowym, a tym bardziej niezwyciężonym. Magii można przeciwdziałać magią innych, toteż dar sam w sobie nie czyni nikogo wszechpotężnym czy absolutnie bezpiecznym.

      Alric Rahl odwrócił się i gestem dłoni zapalił knoty lamp na pobliskich stołach i świec w metalowym kandelabrze.

      – Co nie znaczy, że się nie przydaje.

      Wszedł w głąb cichej komnaty, przyglądając się książkom w stojących pod ścianą po prawej szafach bibliotecznych z orzechowego drewna. Trzymał dłoń na srebrnej rękojeści noża tkwiącego za pasem i szedł wzdłuż szaf, przystając, żeby popatrzeć na tomy za przeszklonymi drzwiczkami. Lekko mrużył oczy, odczytując tytuły.

      – Co więcej – dodał, prostując wreszcie szerokie bary – wszyscy jesteśmy z ciała i krwi i zwykły nóż poderżnie mi gardło tak samo jak tobie, a do tego nie potrzeba żadnej magii.

      – Rozumiem. Baraccus nigdy nie wyraził tego takimi słowy, lecz słyszałam, jak mówił podobne rzeczy. Kiedyś powiedział mi, że daru zazdroszczą ci, którzy go nie mają, bo błędnie sądzą, że by ich chronił lub pomógł zwyciężyć w walce, lecz nie zdają sobie sprawy, że dar zapewnia jedynie chwiejną równowagę. Chyba nigdy do końca nie rozumiałam, co tak naprawdę miał na myśli, póki nie usłyszałam twojego wyjaśnienia.

      Alric Rahl skinął głową, nadal patrząc na książki.

      – Krótko mówiąc, chodzi o równowagę mocy. Nawet teraz, kiedy rozmawiamy, czarodzieje o wielkich talentach, tutaj i w Starym Świecie, trudzą się, żeby odkryć nowe rodzaje magii, które dałyby przewagę w wojnie. Obie strony szukają coraz groźniejszej broni wywodzącej się z magii, w nadziei, że znajdą taką, której druga strona nie zneutralizuje. Jeżeli się nam powiedzie, odwrócimy bieg wojny i przetrwamy. Jeśli to im się uda, zrobią z nas niewolników lub nas pozabijają.

      Magda, ogarnięta niejasnym lękiem, rozejrzała się po pustej komnacie.

      – Jako żona Pierwszego Czarodzieja często słyszałam o takich obawach.

      Lord Rahl skończył przeglądać książki i wrócił do Magdy.

      – To dlatego tutaj jestem. Równowaga mocy się zmieniła. Grozi nam zagłada.

      ROZDZIAŁ 9

      To przerażające wieści. – Przygnębiona Magda potrząsnęła głową. – Obawiam się jednak, że nie mogę ci pomóc. Nie mam daru.

      Alric Rahl zrobił kilka kroków, chyba się zastanawiał, jak ma postąpić.

      – Pracowaliśmy nad czymś razem z Baraccusem – powiedział w końcu. – Ja zajmowałem się swoją częścią roboty, a on swoją. Muszę wiedzieć, czy mu się udało dopiąć celu, lecz nie zdążyłem z nim porozmawiać. – Odwrócił się. – Baraccusa już nie ma, toteż mam nadzieję, że ty wspomożesz mnie w tym, co należy zrobić.

      Magda odruchowo chciała odrzucić włosy za ramię, ale teraz ledwie sięgały barków. Opuściła rękę.

      – Przykro mi, lordzie Rahlu, lecz nie wiem, jak miałabym ci pomóc.

      – Znasz ludzi z wewnętrznych kręgów władzy tu w Wieży. Wiesz, kto by mnie wysłuchał. Możesz przemówić przed radą. Mogłabyś pomóc ich przekonać, żeby poważnie potraktowali moje ostrzeżenia. To byłby dobry początek.

      – Przemówić przed radą? Rada by mnie nie wysłuchała.

      – Oczywiście, że tak. Twoje słowa


Скачать книгу