Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
sonda nie miała silnika. Jej kierunek całkowicie wyznaczały względne pozycje wybuchających bomb. Każda z nich wyposażona była w małe silniki sterujące. Gdy sonda przelatywała obok którejś z nich, odległość między nimi wynosiła zaledwie kilkaset metrów. Odpowiednio ją zwiększając lub zmniejszając, można było zmienić kąt między żaglem i siłą pchania wytwarzaną przez wybuch bomby, i w ten sposób kierować jej lotem.
Żagiel radiacyjny był cienką błoną i mógł jedynie ciągnąć ładunek w kapsule za sobą. Tak więc cała sonda przypominała gigantyczny spadochron, z tym że leciał on „do góry nogami”. Żeby zapobiec uszkodzeniom, które mogły spowodować wybuchy jądrowe w odległości od trzech do dziesięciu kilometrów za żaglem, liny łączące go z ładunkiem musiały być bardzo długie – mierzyły około pięciu kilometrów. Samą kapsułę chroniła powłoka ablacyjna. Gdy wybuchała bomba, materiał ablacyjny stopniowo wyparowywał, co schładzało kapsułę oraz zmniejszało jej masę ogólną.
Liny zrobione były z nanomateriału zwanego „latającym ostrzem”. Nie można ich było dostrzec gołym okiem, bo miały grubość zaledwie jednej dziesiątej nici pajęczej. Z ośmiu gramów tego materiału można było zrobić linę o długości stu kilometrów, na tyle mocną, by mogła bezpiecznie ciągnąć ładunek podczas przyspieszania i nie przerwać się wskutek wybuchów jądrowych.
Oczywiście huolong chu shui nie dorównywał w istocie rzeczy dwustopniowej rakiecie, a powtarzalna kusza karabinowi maszynowemu. Tak samo program Klatka Schodowa nie mógł zapoczątkować ery kosmicznej. Był jedynie rozpaczliwą próbą wykorzystania wszystkiego, co mogła zaoferować ówczesna prymitywna technologia.
Lata 1–4 ery kryzysu
Cheng Xin
Od ponad pół godziny trwało wystrzeliwanie pocisków Peacekeeper. Smugi pozostawione przez sześć z nich połączyły się i w świetle księżyca wyglądały jak prowadząca do nieba srebrna droga.
Co pięć minut po tej srebrnej drodze wspinała się w kosmos kolejna ognista kula. W jej blasku ludzie i drzewa rzucali na ziemię cienie, które wyglądały jak minutowe wskazówki zegarków. Pierwsza seria składała się z trzydziestu pocisków, które miały rozmieścić na orbicie trzysta głowic jądrowych o sile od pięciuset kiloton do dwóch i pół megatony.
W tym samym czasie wzbijały się w górę pociski Topol w Rosji i Dongfeng w Chinach. Niebo wyglądało jak podczas apokalipsy, ale z trajektorii rakiet Cheng Xin wiedziała, że nie były to uderzenia międzykontynentalne, lecz loty na orbitę okołoziemską. Urządzenia, które mogłyby zabić miliardy ludzi, nigdy nie wrócą na powierzchnię Ziemi. Ich połączona energia nada piórku jeden procent prędkości światła.
Oczy Cheng Xin wypełniły się gorącymi łzami. W blasku każdej ze wznoszących się rakiet wyglądały jak połyskujące sadzawki. Co rusz powtarzała sobie, że warto było posunąć tak daleko program Klatka Schodowa.
Ale dwóch stojących obok niej mężczyzn, Wadimowa i Wade’a, ów spektakl rozgrywający się przed ich oczami zdawał się w ogóle nie poruszać. Żadnemu z nich nie chciało się nawet podnieść głowy; palili i rozmawiali ściszonymi głosami. Cheng Xin dobrze wiedziała, o czym dyskutują – kto zostanie wybrany do programu.
Podczas ostatniego zebrania ROP po raz pierwszy przyjęto propozycję w sprawie, której nawet nie przedstawiono na piśmie. A Cheng Xin przekonała się, że Wade, który zwykle był bardzo lakoniczny, potrafi dyskutować. Przekonywał, że gdyby założyć, iż Trisolarianie potrafią ożywić ciało w stanie głębokiego zamrożenia, to można by przyjąć, że potrafią również ożywić sam mózg, który jest w takim samym stanie, i prowadzić z nim rozmowę poprzez jakiś zewnętrzny interfejs. Z pewnością byłoby to błahe zadanie dla cywilizacji, która zdołała rozwinąć proton w dwóch wymiarach i na powstałej płaszczyźnie wyżłobić obwody. W pewnym sensie mózg nie różnił się od całej osoby – miał te same co ona myśli, osobowość i pamięć. I na pewno posiadał też zdolność tej osoby do spiskowania. Gdyby się to udało, ten mózg byłby bombą tykającą w sercu wroga.
Chociaż członkowie ROP nie w pełni się zgodzili, że mózg jest tym samym co cała osoba, nie mieli lepszych propozycji, tym bardziej że program Klatka Schodowa interesował ich głównie ze względu na technologię przyspieszenia sondy do jednego procentu prędkości światła. W końcu podjęto uchwałę pięcioma głosami przy dwóch wstrzymujących się.
Po przyjęciu programu na plan pierwszy wysunął się problem, kogo powinno się wysłać. Cheng Xin brakowało odwagi, by choćby wyobrazić sobie taką osobę. Nawet gdyby jej mózg został przechwycony przez Trisolarian i ożywiony, jej późniejsze życie – jeśli taką egzystencję można było nazwać życiem – byłoby niekończącym się koszmarem. Za każdym razem gdy o tym pomyślała, czuła się tak, jakby jej serce ściskała dłoń schłodzona do minus dwustu stopni Celsjusza.
Pozostali przywódcy i wykonawcy programu Klatka Schodowa nie mieli takich wyrzutów sumienia. Gdyby PAW była agencją wywiadu jakiegoś państwa, sprawę tę rozstrzygnięto by już dawno temu. Jednak ponieważ była ciałem międzynarodowym składającym się z przedstawicieli stałych członków ROP, po przedstawieniu programu społeczności kwestia ta stała się bardzo drażliwa.
Kluczowym problemem było to, że przed wystrzeleniem w przestrzeń kosmiczną osobę tę trzeba było zabić.
Kiedy nieco opadła początkowa panika wywołana kryzysem trisolariańskim, w głównym nurcie polityki międzynarodowej zapanowała zgoda co do tego, że nie można dopuścić, by został on wykorzystany jako narzędzie zniszczenia demokracji. Kraje, których przedstawiciele stanowili personel PAW, poinstruowały ich, by zachowali wyjątkową ostrożność podczas wybierania potencjalnych kandydatów do programu i nie popełnili politycznych błędów, które mogłyby postawić je w kłopotliwej sytuacji.
I znowu wyjątkowy sposób pokonania tej trudności zaproponował Wade. Za pośrednictwem ROP, a potem ONZ, zaproponował, by w jak największej liczbie krajów przyjęto ustawy dopuszczające eutanazję, ale nawet on nie był pewien, czy ten plan się powiedzie.
Trzech z siedmiu stałych członków szybko poszło za jego radą, ale w przyjętych przez nie ustawach wyraźnie stwierdzano, że z prawa do eutanazji mogą skorzystać tylko osoby nieuleczalnie chore. Nie było to rozwiązanie idealne dla programu Klatka Schodowa, ale wydawało się, że jest to ostateczna granica tego, co jest do przyjęcia pod względem politycznym.
A zatem kandydatów do programu trzeba było wybrać spośród śmiertelnie chorych.
Umilkł grzmot silników, z nieba zniknęły jasne światła. Wszystkie pociski zostały wystrzelone. Wade i inni obserwatorzy z ramienia PAW wsiedli do samochodów i odjechali. Zostali tylko Wadimow i Cheng Xin.
– A może byśmy zerknęli na twoją gwiazdę? – zaproponował.
Przed czterema dniami Cheng Xin otrzymała akt własności DX3906. Była całkowicie zaskoczona i wpadła w szał radości. Przez cały dzień powtarzała sobie: „Ktoś podarował mi gwiazdę, ktoś podarował mi gwiazdę, ktoś podarował mi gwiazdę…”.
Gdy poszła złożyć Wade’owi raport o stanie prac, tak jaśniała szczęściem, że szef zapytał ją, co się z nią dzieje. Pokazała mu akt własności.
– Bezużyteczny świstek papieru – stwierdził i zwrócił go jej. – Jeśli jesteś sprytna, powinnaś od razu obniżyć cenę i odsprzedać to. W przeciwnym razie zostaniesz z niczym.
Ale jego cynizm nie ostudził jej entuzjazmu, bo z góry wiedziała, co powie. Wiedziała o nim bardzo mało poza tym, gdzie wcześniej pracował: najpierw służył w CIA, potem był zastępcą sekretarza Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego,