Posłuszna żona. Kerry Fisher

Posłuszna żona - Kerry  Fisher


Скачать книгу
wysiłków, żeby lepiej ją poznać, Francesca albo udawała głuchą, albo była zwyczajnie niegrzeczna. Czasem twarz jej się rozjaśniała, kiedy proponowałam wyprawę do kina albo wyjście na kolację, po czym szybko z powrotem pochmurniała, jakby wykazywanie choćby cienia entuzjazmu dla moich pomysłów oznaczało nielojalność wobec jej matki. Przypuszczałam, że przyjście na nasz ślub zapewne uznałaby za zdradę do kwadratu, więc zasugerowałam Nico, że lepiej byłoby dać jej wybór, czy pojawić się na ceremonii, czy nie. Ale Nico był stanowczy. „Chcemy być rodziną, nie jakąś grupą towarzyską, z której można się wypisać według własnego widzimisię. Musimy zaprezentować zjednoczony front. Koniec końców to jej da poczucie bezpieczeństwa”.

      Ale dlaczego ponowne małżeństwo ojca miałoby być dla Franceski powodem do świętowania? Dla trzynastolatki musiało być dobitnym dowodem na to, że pamięć o jej matce coraz bardziej blednie. Że ojciec, człowiek, którego ból po stracie był równie silny jak jej, nauczył się żyć bez żony, więc teraz Francesca z trudem samotnie podtrzymywała wysokie standardy żałoby.

      Kiedy usłyszałam za plecami krzyk, na sekundę zamarło mi serce, bo pomyślałam, że Francesca w końcu straciła panowanie nad sobą. Nawet urzędniczka przerwała, gdy wrzask odbił się echem po sali. Na marmurowej posadzce rozległy się kroki tak lekkie, że mogły należeć tylko do Sandra, siedmioletniego bratanka Nico. Za nimi stukot wysokich obcasów, a potem trzaśnięcie drzwi.

      Oparłam się pokusie, żeby się obejrzeć, i zmusiłam się do słuchania urzędniczki, zbliżającej się do słów, których się bałam, tego kawałka o „w chorobie i zdrowiu”. Nie mogłam skoncentrować się na tym, co sobie przyrzekaliśmy, tylko cały czas myślałam, że Nico będzie wypowiadał te słowa po raz drugi. Czy wtedy chociaż przez chwilę wyobrażał sobie ciężar tej przysięgi, rzeczywistość, której być może będzie zmuszony stawić czoło? Czy spodziewał się, że w przypadku Caitlin, z jej jędrnymi bicepsami i błyszczącymi włosami, spełni się to „w chorobie”? Że będzie patrzył, jak jego żona gaśnie z tygodnia na tydzień? Czy kiedy myślał o dzieciach, wyobrażał sobie, że będzie siedział przy stole nakrytym dla dwojga i rozmawiał pogodnie z nastoletnią córką, usiłując ignorować miejsce, na którym kiedyś siedziała Caitlin, szokująco i zuchwale ziejące pustką?

      Głos mu zadrżał przy tych słowach. Położyłam mu dłoń na ramieniu, żeby go uspokoić i zapewnić, że przez następne pięćdziesiąt lat zamierzam iść przez życie jak taran i nie grozi mi nawet płaskostopie. To, jak chwycił moją rękę, uświadomiło mi, że jego pierwsze małżeństwo ukształtuje drugie.

      Na szczęście żyłam już na tyle długo, żeby nie spodziewać się bajki.

      ROZDZIAŁ 2

      LARA

      Wśród zebranych rozległ się szmer dezaprobaty – rodzina Farinellich jednomyślnie zmarszczyła brwi – kiedy Maggie weszła do sali boso, ściskając w ręku pojedynczy kwiat słonecznika. Idąc nawą pod ramię ze swoim synem Samem, może nie tańczyła, ale poruszała się niemalże w tanecznych podskokach, jakby rytm Chapel of Love wnikał w jej stopy i zalewał nogi falą radości.

      Kiedy Sam, w cylindrze i fraku w rozmiarze chłopięcym, zakołysał lekko do rytmu ramionami, miałam nadzieję, że nikt poza mną nie słyszał komentarza mojego męża Massima: „Jakby cyrk przyjechał”. Nie mogłam się powstrzymać i zerknęłam na Annę, moją teściową, która stała wyprostowana jak struna, w toczku tkwiącym na czubku głowy niczym przyczajony drapieżny orzeł. Na jej twarzy malował się wyraz doskonałej pogardy, jakby musiała koncentrować się na tym, żeby nie krzyknąć: „Niech ktoś wyłączy to rzępolenie!”.

      Z trzepotem woalki Anna pochyliła się do przodu i podchwyciła moje spojrzenie. Była zbyt dobrze wychowana, żeby zrobić znaczącą minę, którą mógłby zauważyć ktoś inny, ale wiedziałam, że już się szykuje w blokach startowych, by zacząć porównywać mnie z nową synową. Może nawet tym razem miałam szansę wyjść z tego zwycięsko, po tylu latach wysłuchiwania, że „Caitlin tak pięknie odzyskała figurę po urodzeniu Franceski. No ale ty miałaś cesarkę, to pewnie nie pomogło”. Po czym następowały porady, jak można „zamaskować ten brzuszek” szalem; co jakiś czas znajdowałam na stole w kuchni wycinek z „Daily Mail” w rodzaju: „Schudnij o cały rozmiar w dziesięć dni!”. Wytykano mi także braki w ogrodnictwie, gotowaniu oraz, jak to nazywała Anna, „administrowaniu gospodarstwem domowym”, miałam więc nadzieję, że Maggie nie będzie dysponowała ogromnym zasobem sekretnych umiejętności, którymi mogłaby mnie zawstydzić.

      Znałam Annę na tyle, by wiedzieć, że spróbowała wszystkich sposobów, żeby odwieść Nico od ślubu z Maggie. „Dwa lata to o wiele za wcześnie, jesteś jeszcze w żałobie. To nie fair wobec Franceski. Nie potrzebuje nowej matki; potrzebuje ojca, który się na niej skupi. Naprawdę chcesz wychowywać nieślubne dziecko jakiegoś innego mężczyzny?” Prawdopodobnie użyła dokładnie takich słów. Wszystko, co nie pasowało do światopoglądu Anny, należało wyselekcjonować i odstrzelić.

      Najwyraźniej jednak nie udało jej się zniechęcić Nico do Maggie. Twarz miał rozpaloną wzruszeniem, jakby nie mógł uwierzyć, że oto pojawiła się ta beztroska istota, by ożywić surowe korytarze domostw Farinellich. Zdumiewające, że Maggie miała trzydzieści pięć lat, tyle samo co ja. Traktowała dorosłość z lekkością, niczym stan, który przybierała, kiedy było to absolutnie konieczne, przerywnik w dobrej zabawie i nietroszczeniu się o jutro. Ze staranną, przyciętą równo do podbródka fryzurą, z perłoworóżowymi paznokciami i w uwielbianych przez Massima sukienkach do kolan wyglądałam na dziesięć lat starszą od niej.

      Mimo pomrukiwań Anny, że ich małżeństwo jest „skazane na klęskę”, wcale nie było mi żal Maggie. Zazdrościłam jej. Zazdrościłam im tej płomiennej intensywności nowego uczucia. Optymizmu. Nadziei na przyszłość.

      Wyobrażałam sobie, jak Nico się śmieje, kiedy ona śpiewa przy włączonym radiu, jak całuje ją przelotnie w czubek głowy, kiedy ona siada przy stole, jak poprawia jej szalik przed wyjściem do pracy. Poczułam ukłucie nostalgii za czasami, kiedy Massimo wślizgiwał się do mojego gabinetu i zmiatał z biurka wszystkie starannie ułożone papiery, a szczegóły rachunków, których kontrolę przeprowadzałam, wylatywały mi z głowy, wyparte dzikością jego pocałunków. Za „służbowymi” kolacjami, na których byliśmy tak pochłonięci sobą, że odrywaliśmy się od siebie dopiero, kiedy kelnerzy zaczynali sprzątać. Tęskniłam za tą bliskością, tym porozumieniem, które otwierało drzwi do poczucia przynależności, bycia znów częścią rodziny.

      Szkoda, że nie wzięłam na ten ślub taty. Massimo miał na sercu tylko jego dobro: nie chciał, żeby tatę zdezorientowały te wszystkie nowe twarze, ale tata wciąż kochał muzykę, a ta piosenka z lat sześćdziesiątych była akurat w jego stylu. Uszczęśliwiał mnie każdy pojawiający się u niego przebłysk kojarzenia. Cudownie byłoby też zobaczyć go znowu w garniturze, eleganckiego i uśmiechniętego, takiego, jaki był kiedyś.

      Jacy wszyscy kiedyś byliśmy.

      Skupiłam się z powrotem na Nico i Maggie, którzy właśnie składali przysięgę. Patrząc na nich, dostrzegłam spięty wyraz twarzy Franceski. Mimo czarnowidztwa Anny uważałam, że powtórne małżeństwo Nico jest dobre dla jego córki. Moja matka umarła, kiedy byłam malutka, a mój kochany ojciec blaknął teraz jak stara polaroidowa odbitka, więc byłabym w siódmym niebie, mieszkając z ciepłą, wesołą macochą, na którą mogłabym liczyć. Może gdybym miała kogoś, z kim można by porozmawiać o wszystkim, a nie schorowanego tatę, którego musiałam chronić, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.

      Zanim jednak zdążyłam się zagłębić dalej w roztrząsanie przeszłości i teraźniejszości, mój siedmioletni


Скачать книгу