Posłuszna żona. Kerry Fisher

Posłuszna żona - Kerry  Fisher


Скачать книгу
twarzy Anny przekształcił się w oburzenie, zająknęłam się i umilkłam. Położyła łokieć na stole i teatralnie, w zwolnionym tempie, podparła podbródek dłonią.

      – Nico nie może się przeprowadzić gdzieś indziej. Farinelli mieszkają tutaj od prawie pięćdziesięciu lat. Mój mąż kupił każdemu synowi dom, żeby Nico i Massimo mogli być koło siebie, naprzeciwko nas, przez resztę życia. Nico się nie przeprowadzi. To jego dom. Farinelli mieszkają na Siena Avenue od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku, odkąd przenieśliśmy się do Anglii. Wybraliśmy tę ulicę, bo jesteśmy z Sieny i czuliśmy, że ta nazwa to dobry omen.

      Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zerwała się z krzesła.

      – Taki to już problem, kiedy ludzie nie traktują rodziny jako czegoś ważnego.

      Usiłowałam się wycofać.

      – Anno, przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować. Oczywiście to cudowny dom i ulica też, ale ja tylko myślałam o Francesce. I chyba łatwiej by jej było mnie zaakceptować, gdybyśmy przeprowadzili się do miejsca zupełnie nowego dla nas wszystkich. Które może nie wiązałoby się z tyloma wspomnieniami o Caitlin. Nie chodziło mi o to, że mamy to zrobić jutro czy nawet w przyszłym roku.

      – Gdybyś w ogóle myślała o Francesce, nigdy nie zmusiłabyś Nico, żeby się z tobą ożenił.

      Zdanie to wyrzuciła z siebie, cedząc słowa, jakby do tyłu przednich zębów przylepiła jej się ciągutka. Niespodziewana niechęć z jej strony sprawiła, że do oczu napłynęły mi łzy. Oczywiście wiedziałam, że Anna nie pali się, żeby mnie przyjąć na łono rodziny. Pogodziłam się z tym, iż może to trochę potrwać, i prawdopodobnie nie wyglądam, jakbym się nadawała do roli pani Farinelli – trochę przysadzista, z włosami w wiecznym nieładzie, eufemistycznie rzecz ujmując, oraz z naturalną, niedającą się zwalczyć skłonnością do koszulek w hipisowskie wzory, frędzli i falbanek. Nie spodziewałam się jednak, że będzie mnie nienawidzić. Po chwili poczułam, że odzyskuję oddech.

      – Nie zmusiłam go, żeby się ze mną ożenił.

      Anna prychnęła.

      – Oczywiście, że zmusiłaś. Może nie przystawiłaś mu pistoletu do głowy, ale Nico zawsze łatwo ulegał wpływom. Jest o wiele za miękki. Jego brat ma znacznie więcej oleju w głowie. Pozbył się tej swojej niemądrej pierwszej żony, która nie chciała mieć dzieci, i znalazł taką, która rozumie, co to znaczy być panią Farinelli.

      Nadzieja, że Lara może być moim sprzymierzeńcem, okazała się równie chybiona jak mój genialny pomysł sprzedania domu i znalezienia nowego miejsca dla naszej dziwnej, niedobranej rodzinki. Proszę bardzo: wyłożono karty na stół, całą talię, aż im się krawędzie zwijały w brutalnym świetle prawdy. Anna mnie nie akceptowała. Uważała, że Nico jest słabym człowiekiem, a ja wymusiłam na nim małżeństwo, ruszając do ataku, kiedy tylko Caitlin łaskawie zechciała umrzeć. Nigdy bardziej nie tęskniłam za wspólnym spaniem na kanapie i za popisami wokalnymi mojej mamy, śpiewającej do butelki z sosem jak do mikrofonu.

      ROZDZIAŁ 4

      LARA

      Po prawie miesiącu poszukiwania naszej kotki wciąż nie mogłam pogodzić się z myślą, że może po prostu znalazła sobie inny dom, obficiej zaopatrzony w makrelę, albo leży martwa w jakimś żywopłocie. Usiłowałam być dzielna ze względu na Sandra, ale musiałam schować miski Misty do kredensu, żeby nie wybuchać płaczem za każdym razem, kiedy koło nich przechodziłam.

      Odziedziczyłam Misty trzy lata temu, kiedy mój tata poszedł do domu opieki. Zawsze, patrząc na nią, widziałam jego i przypominałam sobie czasy, kiedy mieszkaliśmy razem. Obraz taty głaszczącego kotkę po grzbiecie podczas oglądania Question Time albo słuchania radiowego tasiemca The Archers, a nie zdezorientowanego staruszka z trudem zapinającego guziki ze skoncentrowanym wyrazem twarzy, która radośnie rozpromienia się dopiero wtedy, gdy wchodziłam do świetlicy pensjonariuszy.

      Odkąd Misty z nami zamieszkała, całkowicie ignorowała starania Massima, który próbował ją zwabić kawałkami tuńczyka, głaskaniem po łebku czy potrząsaniem pluszowymi myszkami na patyku. Tuliła się natomiast do Sandra, jakby jego kolana były stworzone na legowisko dla jej burego zadka. Z początku Massimo obracał to w żart. „Ta kocica nie zdaje sobie sprawy, jak dobrze jej się powodzi. Niewdzięczne kocisko. Kto niby ją zaopatruje w kurzą wątróbkę? Dobrze, że chociaż moja żona mnie docenia”.

      Śmiałam się i droczyłam z nim, że Misty to jedyna kobieta, która nie uważa go za ósmy cud świata. A on rzucał mi rękawicę, zapowiadając, że kotka pokocha go bardziej ode mnie, kiedy tylko podziała na nią jego nieodparty urok.

      Co kilka miesięcy podejmował wyzwanie, nie mogąc uwierzyć, że istnieje jakieś stworzenie obojętne na jego wdzięki. Ale Misty wszystkie próby przekupstwa frykasami, odwijaną z kłębka włóczką czy kuszącym „kici, kici, kici” zbywała wzgardliwym spojrzeniem, po czym oddalała się, żeby wskoczyć Sandrowi na kolana.

      Sandro nawet próbował przekonać Misty do Massima, kusząc ją kawałeczkami kurczaka. Siadała wtedy na kolanie Massima na jakieś pięć sekund, pożerając smakołyk, po czym zeskakiwała z lekceważącym machnięciem ogonem. Massimo trochę się śmiał, trochę klął, a Sandro po cichu cieszył się, że w tej jednej rzeczy jest lepszy od swojego ojca.

      Teraz, cztery tygodnie po zniknięciu Misty, kiedy leżałam w nocy w łóżku, ciągle wydawało mi się, że słyszę dźwięk dzwoneczka, który rozbrzmiewał, gdy przechodziła przez kocią klapkę w drzwiach, albo jej żałosny płacz na dachu garażu. Schodziłam na palcach na dół, żeby to sprawdzić, ale nie było po niej śladu. Wsuwałam się z powrotem do łóżka, a Massimo wyciągał rękę, żeby ścisnąć moją dłoń, i przyciągał mnie do siebie, a ja szlochałam. Jakoś nie mogłam dać sobie spokoju z poszukiwaniami. Dzisiaj znów obeszliśmy z Sandrem okolicę, rozwieszając zdjęcia Misty patrzącej w obiektyw pięknymi bursztynowymi oczami, z apelem do sąsiadów, by przeszukali swoje szopy i garaże.

      Nie wiem dlaczego, ale jej zniknięcie sprawiło, że moja rozpacz z powodu powoli tracącego pamięć taty wezbrała i zamieniła się w kłębowisko uczuć, nad którym z trudem panowałam. Przy każdej wbijanej w słupek ogrodzenia pinezce, każdym przyklejanym w oknie wystawowym plakacie czułam się tak, jakbym usiłowała odnaleźć nie tylko kotkę, lecz siebie. Jakbym oferowała nagrodę za tę kobietę, którą byłam dziesięć lat temu, zanim Massimo uwiódł mnie swoim wiktoriańskim domem, wysoką pozycją w pracy, pragnieniem posiadania dzieci. Miałam wtedy dwadzieścia pięć lat i mieszkałam z tatą w połówce bliźniaka z lat trzydziestych, więc propozycje Massima oznaczały dla mnie wizję przynależności do „nowego plemienia”. Do rodziny, która robi wspólne, spontaniczne imprezy przy grillu, przy najskromniejszej okazji otwiera szampana i zawsze ma w garnku dość, by nakarmić jeszcze jedną gębę. Nie to co nasz dom z firankami w oknach, nożem do masła i plastikowymi pojemnikami na żywność, w którym wszystkie moje próby zmian kończyły się wygłaszaną, zawsze w dobrej wierze, radą taty: „Nie bierz na siebie za dużo”.

      Częścią uroku Massima było też to, że uparcie powtarzał: „Jesteś jedyną kobietą na świecie, z którą chcę mieć dzieci”.

      Jak pochlebnie i prosto to wszystko brzmiało.

      Nie zdawałam sobie sprawy, że Massimo oczekuje określonego typu potomka: krzepkiego, żywego, lubiącego sport i pewnego siebie, będącego lustrzanym odbiciem jego gustów, zdolności, intelektu. A nie, najwidoczniej, syna takiego jak Sandro – wiecznie zamyślonego, o artystycznej duszy – którego sama obecność zdawała się raczej irytować Massima niż go oczarowywać.

      Teraz jednak zniknięcie


Скачать книгу