Posłuszna żona. Kerry Fisher

Posłuszna żona - Kerry  Fisher


Скачать книгу
wrogiem, którego Francesca chciała usunąć z drogi; pragnęła zatrzasnąć siebie i Nico w pułapce wiecznego hołdu dla Caitlin.

      Nico też zniknął na górze. Wyobraziłam sobie, jak czai się przy drzwiach do pokoju córki, chcąc sprawdzić, czy mamie udały się czary.

      Przed wpadnięciem w jeszcze bardziej ponure przygnębienie uratowało mnie przybycie pozostałych Farinellich.

      Pierwszy do kuchni wmaszerował Massimo, rozcierając dłonie. Podszedł do mnie, objął ramieniem i zapytał półgłosem:

      – Z Francescą w porządku?

      Skrzywiłam się.

      – Mama i Nico właśnie są z nią na górze.

      Pokiwał głową.

      – Będzie lepiej, mówię ci.

      Miałam cholerną nadzieję, że ma rację.

      Wciągnął nosem powietrze.

      – Ładnie pachnie. Zupa jarzynowa? Ekstra. Jesteśmy gotowi na coś gorącego. Trochę zmarzliśmy na cmentarzu.

      Byłam wdzięczna Massimowi za potwierdzenie, że mam jakiś wkład w tę imprezę.

      – Zaraz będzie. Siadajcie, a ja zrobię herbaty – powiedziałam skrępowana, jakbym nie miała prawa witać gości w domu Nico.

      – Wiesz co, wyskoczę do nas i przyniosę wino. Chyba każdemu przyda się kieliszeczek – odparł Massimo.

      Zakrzątnęłam się niespokojnie przy czajniku, nie chcąc zignorować jego propozycji, ale jednocześnie bojąc się, że zbytni entuzjazm sprawi, iż wyjdę na chciwą, niegościnną babę. Stojak na wino w dużym pokoju był pełny, ale nie wiedziałabym, czy otwieram jakiś cenny rocznik, czy butelkę sikacza przeznaczonego do potrawki z wołowiny, i jeszcze Massimo się na mnie obrazi.

      – Może zaczekaj chwileczkę, Nico ma mnóstwo wina, coś wam zaproponuje, jak zejdzie na dół.

      Massimo posłał mi uśmiech podobny do uśmiechu swojego brata, ale bez tej odrobiny rezerwy.

      – Nie ma sprawy, zachowajcie swoje na inną okazję. Ja jestem nieźle zaopatrzony. Lubisz picpoul?

      Nie byłam pewna, czy nadal mówimy o winie, czy przeszliśmy do rozmowy o nowej odmianie bilardu. Wahałam się między „Lubię każde białe wino” a „Jestem mistrzynią barowych rozgrywek bilardowych”, kiedy od odpowiedzi uratowało mnie pojawienie się Anny z Larą i Sandrem. Weszłam do przedpokoju, żeby się z nimi przywitać. Anna wręczyła mi swój trencz, nie zadając sobie trudu, żeby powiedzieć „dzień dobry”. Aż dziwne, że nie zaczekała, aż jej wydam numerek.

      Upomniałam się w duchu, że Nico ma już co robić i niepotrzebna mu awantura rozpętana przez drugą żonę. Wymamrotałam więc pod nosem parę soczystych przekleństw, jednocześnie pokazując środkowy palec w stronę, gdzie, jak sobie wyobrażałam, stała Anna.

      Kiedy zakończyłam swój potajemny popis obelżywych słów i gestów, zobaczyłam Nico i mamę schodzących na dół z Francescą. Na widok beznadziejnego smutku malującego się na twarzy dziewczyny zaczęłam kwestionować sens czczenia rocznic przygnębiającymi pielgrzymkami do grobów. Nic dziwnego, że biedaczka się załamała. Odkąd przeczytałam, że David Bowie nie miał pogrzebu, postanowiłam polecić Samowi, żeby przekazał moje ciało nauce i celebrował przypadkowe wspomnienia o mnie bez stresującej, wiszącej mu nad głową wielkiej, ponurej rocznicy mojego zejścia.

      Nie mogłam się zdecydować, czy podejść do niej i spytać, jak się czuje, czy lepiej nie, bo mogłoby się wydawać, jakbym myślała, że mogę jakoś zastąpić jej matkę. Bardzo łagodnie zapytałam:

      – Gorącej czekolady, Francesco?

      Kiwnęła głową, a Nico wykonał bezgłośny ruch wargami: Dziękuję.

      Zleciłam to zadanie mamie i zawołałam Sama, żeby zaprowadził Sandra na górę. Nie był zadowolony z jego wizyt, bo prawdziwą atrakcją był dla niego Scaletrix. Patrzyłam, jak Sandro wchodzi po schodach, posuwając się nieśmiało wzdłuż ściany, i rozumiałam mojego syna. Zdumiewające, jak niewiele Sandro odziedziczył z żywiołowości swojego ojca. Jeśli portret Massima nakreślony był śmiałą, jaskrawą kreską, to Sandra przypominał pastelową akwarelę.

      Kiedy zajęłam się robieniem herbaty dla Anny i Lary, wrócił Massimo ze skrzynką wina, którą zamaszyście postawił na stole.

      – Pomyślałem, że się napijemy, żeby uczcić pamięć Caitlin.

      Nico zaczął protestować.

      – Mam mnóstwo wina, nie musiałeś przynosić swojego.

      – Ale to jest naprawdę zacne. Wdzięczny klient mi podesłał, kiedy udało mi się znaleźć dla niego małą lukę podatkową.

      Nico wzruszył ramionami. Massimo klasnął.

      – Kto chce się napić? Maggie, bratowo moja kochana, byłabyś tak dobra i znalazła jakieś kieliszki?

      Wydawało mi się, że dziś nie jest najlepszy dzień na głoszenie wszem wobec mojego statusu bratowej. Ponieważ jednak Lara i Anna najwyraźniej z chęcią pozwalały mi się obsługiwać, ale ledwo dawały po sobie poznać, że dostrzegają moją obecność, wspaniale, że chociaż jedna osoba uważała mnie za członka tej rodziny. Wyciągnęłam kieliszki do wina. Massimo skrzywił się i szepnął:

      – Chwała Bogu, że się pojawiłaś, Maggie. Będziesz musiała skombinować mojemu bratu jakieś porządne kieliszki. Picpoul w tych to profanacja.

      Dobrze, że nigdy nie widział, jak dolewałyśmy sobie z mamą lemoniady do ohydnego czerwonego wina, które dostawałyśmy za darmo z chińszczyzną na wynos, i piłyśmy je z kubków do herbaty.

      Nico zawołał wszystkich do stołu. Podałam zupę, pytając Larę:

      – Sandro będzie to jadł? Czy mam mu zrobić jakieś kanapki?

      Zanim zdążyła odpowiedzieć, Massimo zamachał ręką, jakby chciał mnie odgonić.

      – Masz dość roboty, Maggie, nie musisz robić sobie kłopotu.

      Sandro tylko zerknął na chochlę, zeskoczył z krzesła i wtulił twarz w kolana Lary.

      – Nie lubię zupy. Chcę kanapki z szynką.

      Massimo połaskotał Sandra po karku, po czym oderwał go od Lary i posadził z powrotem na krześle.

      – Daj spokój, chłopie. No, usiądź. – Sandro usiadł ze skrzyżowanymi ramionami, z miną, jakby zmuszano go do zjedzenia miski smażonej wątróbki z cebulą.

      Spróbowałam podejść do sprawy na luzie.

      – Naprawdę, Massimo, żaden kłopot. Bez problemu mogę zrobić parę kanapek. – Schyliłam się do Sandra. – Zupa jest bardziej dla dorosłych, a nie dla kogoś, kto ma siedem lat, prawda, słoneczko?

      Zanim chłopiec zdążył zareagować, Massimo zadecydował:

      – Jesteś kochana, ale wśród Włochów nie ma czegoś takiego jak menu dla dzieci. Jedzą to co my.

      Sandro wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Chryste Panie, otworzyłam prawdziwą puszkę Pandory. Z jednej strony podziwiałam energię Massima, z drugiej, czy za dwa tygodnie będzie miało znaczenie, że Sandro zjadł kanapkę zamiast minestrone? Zasady, które wpajałam Samowi, wyczerpywały się po „nie kradnij” i „nie przeklinaj”. Kwestią zjadania groszku czy zupy nigdy się specjalnie nie przejmowałam.

      Uratował mnie Nico.

      – Chodź, usiądź koło mnie.

      A do Sandra zawołał przez stół:

      – Masz,


Скачать книгу