Posłuszna żona. Kerry Fisher

Posłuszna żona - Kerry  Fisher


Скачать книгу
Jej głos cichł stopniowo, aż się załamał.

      Nico poruszył się niespokojnie. Wyciągnął do niej rękę.

      – Jestem przy tobie, Cessie. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

      Usiłował przyciągnąć ją do siebie i przytulić, ale go odepchnęła.

      – Teraz muszę się tobą dzielić z Maggie.

      Nico zgarbił się i spuścił głowę. Chociaż miał dopiero czterdzieści lat, o pięć mniej niż Massimo, łatwo można go było wziąć za starszego z braci przez otaczającą go aurę znużenia i sterania życiem, pasemka siwizny w ciemnych włosach, poczucie, że jakaś siła witalna uszła z niego, wyssana przez bitwy z Francescą, których nie mógł wygrać.

      Mogłam mu tylko współczuć; doskonale znałam to uczucie, że nigdy nic nie wychodzi ci tak, jak trzeba, choćbyś nie wiem jak się starał. Kiedyś myślałam, że wychowywanie dziecka to będzie pestka, zwłaszcza z Massimem przy boku. Jego entuzjazm dla założenia rodziny rozwiał moje wątpliwości, zrezygnowałam z kiełkującej kariery w księgowości i wybrałam macierzyństwo. No i wiedziałam przecież, że jego pierwsze małżeństwo się rozpadło, bo Dawn nie chciała mieć dzieci. Potem jakoś nigdy nie było „właściwego” momentu, żebym wróciła do pracy, tak uważał Massimo, a Anna nie kryła przerażenia, że mogłabym zostawić Sandra w żłobku z „głupiutkimi dziewczynami, które nawet nie mają własnych dzieci!”.

      Zdusiłam ukłucie smutku, które poczułam na myśl o tym, jak optymistycznie rzuciłam się w wir macierzyństwa i jaką mordęgą się ono okazało.

      Jakby na dany sygnał, Sandro szepnął, że źle się czuje, boli go brzuch. Nie chciałam przy stole wdawać się w dyskusję o tym, którego końca przewodu pokarmowego może dotyczyć problem – Farinelli przy całej swojej pogardzie dla słabości innych byli absurdalnie pruderyjni, gdy chodziło o fizjologię. Wstałam, żeby wyjść z Sandrem, ale Massimo przytrzymał mnie za rękę.

      – Może chwilę zaczekać. Najpierw podziel się z nami swoim wspomnieniem o Caitlin. Przecież to ważne dla ciebie, Francesco – zwrócił się do bratanicy – żeby posłuchać, jak wiele twoja mama dla nas wszystkich znaczyła, prawda?

      Francesca przejęła – i udoskonaliła – zdolność Caitlin do patrzenia na słuchaczy tak, jakby jej towarzystwo było dla nich zaszczytem, jakby współczuła drzewom, że wyprodukowały tlen, który zostanie zmarnowany na moje słowa.

      Usiadłam i mruknęłam do Sandra, żeby poszedł do łazienki, a ja za minutkę do niego przyjdę. Ale on pokręcił głową i pociągnął mnie za rękę. Spięłam się, a mój mózg zaczął nerwowo pracować. Musiałam zdusić to w zarodku teraz, zaraz, zanim nastąpi eskalacja, zanim wkroczymy na dobrze znaną, wydeptaną ścieżkę: z jednej strony Massimo, z drugiej Sandro, a ja tańczę między nimi jak obłąkana kukiełka. Poczucie przytłaczającej nieuchronności walczyło we mnie z przeświadczeniem, że muszę szybko coś zrobić.

      Massimo poklepał Sandra po ramieniu. Tylko ja zauważyłam, jak wbija mocno palce drugiej dłoni w ramię Sandra, żeby oderwać go ode mnie.

      – Chodź, synu. Pozwól mamusi opowiedzieć o cioci Caitlin. – Mówił swobodnym tonem, ale wyćwiczone ucho Sandra mogło wychwycić w jego głosie cień groźby.

      Sandro przywarł do mnie mocniej, wstrzymując oddech, z zapadniętym brzuchem. Modliłam się, żebyśmy zaraz nie zobaczyli obrazu abstrakcyjnego pod tytułem Zupa.

      Popukałam Massima w ramię.

      – Chyba Sandro nie czuje się zbyt dobrze. Może ty z nim pójdziesz?

      Nozdrza Massima rozszerzyły się ze zniecierpliwienia, ale dalej grał pod publiczkę.

      – Gdzie cię boli, synu? Podejdź do mnie, zobaczymy, co ci dolega.

      Nie musiałam patrzeć na Annę, żeby wiedzieć, że przybrała ten wyraz twarzy, tę minę ogłaszającą światu: Biedna Lara, stara się jak może, ale Massimo musi ciągle interweniować. Ich chłopak jest taki chorowity, ona go chyba nie karmi odpowiednio.

      Sandro jeszcze mocniej przylgnął do mnie, plecy miał sztywne, jego kościste ramiona wbijały mi się w żebra. Wsunęłam dłonie pod uda, żeby powstrzymać się przed podniesieniem go, posadzeniem sobie na kolanach, rozmasowaniem mu brzucha i przytuleniem, żeby nerwowe napięcie puściło.

      Chciałam zerwać się i ucałować Beryl, kiedy pojawiła się w pokoju z lodem Cornetto w dłoni i powiedziała:

      – Sandro, chodź do kuchni i zjedz loda, a dorośli niech sobie porozmawiają.

      Zgarnęła go, zanim Massimo zdążył zareagować, zanim się uparł, żeby Sandro stanął przed nim i poddał się wnikliwym oględzinom, po których usłyszałby nieuchronny werdykt: Nic ci nie jest.

      Przypływ lęku, który czułam, opadł, kiedy Sandro odbiegł, trzymając Beryl za rękę, kryjąc się bezpiecznie za jej obfitymi biodrami niczym za wiatrochronem podczas burzy.

      Na twarzy Massima na chwilę pojawiła się irytacja, ale poprawił się na krześle, ze skrzyżowanymi ramionami i wyczekującą miną.

      – No to słuchamy, Laro. Wiem, jak bardzo tęsknisz za Caitlin.

      Rozpaczliwie szukałam czegoś w pamięci, czegokolwiek, byle innego od tej myśli, tak wyraźnej, że aż płonęła mi w głowie, przesłaniając wszystko inne. Stara blizna po ugryzieniu psa na grzbiecie mojej dłoni ściągnęła się i zaswędziała, jak zawsze, kiedy się denerwowałam. Rozejrzałam się desperacko, czując, jak Massimo porusza się niespokojnie. Dostrzegłam stojący z boku wazonik przebiśniegów.

      – Ogrodnictwo – powiedziałam, jakbym właśnie znalazła odpowiedź na pytanie za milion funtów. – Była wspaniałą ogrodniczką. – Przygotowałam się do wymieniania nazw wiosennych roślin cebulkowych, do wygłoszenia peanu o jej żonkilach, hiacyntach i krokusach.

      Byłam gotowa na wszystko, byle tylko nie powiedzieć: Jeśli chodzi o Caitlin, najbardziej pamiętam, jak bardzo nienawidziłam jej i jej idealnego życia.

      ROZDZIAŁ 7

      MAGGIE

      Dawniej, kiedy spędzałam poranki w mojej pracowni na obliczaniu, ile sukienek muszę przerobić, żeby zapłacić za nowe buty piłkarskie dla Sama, traciłam miłość do szycia. Ale w połowie marca, kiedy Francesca nasiliła swoje wrogie działania – wybiegała z pokoju, gdy tylko do niego wchodziłam, przepychała się przede mnie, żeby usiąść obok Nico na kanapie, podjudzała Sama do bezczelnych odzywek – pracownia stała się moim azylem. Uwielbiałam otwierać drzwi do swojego prywatnego sanktuarium, gdzie nie musiałam być stale w pozycji obronnej i usprawiedliwiać się, że jeszcze oddycham. W pracy ludzie zwracali się do mnie o pomoc i nie wychodzili z siebie, żeby się ze mną nie zgadzać, kiedy proponowałam różne rozwiązania. Przez długie godziny, które spędzałam pochylona nad guzikami, rąbkami i haftkami, dręczące poczucie bycia niewystarczająco dobrą słabło, chociaż pojawiało się znowu, kiedy powracałam do miejsca, którego wciąż nie uważałam za swój dom.

      Dlatego pewnego marcowego wieczoru – kiedy właściciel lokalu, w którym miałam pracownię, przestępując z nogi na nogę, w końcu wydusił, że jest mu bardzo przykro, ale sprzedał cały budynek i daje mi cztery tygodnie na wyprowadzkę – łzy jak grochy poleciały mi na jedwabną koszulę, którą właśnie zszywałam. Wynajmowałam to miejsce za grosze od dawna i nie było mowy, żebym znalazła inną pracownię, na którą byłoby mnie stać. A jeśli nie będę szyć, nie będę mogła zarabiać i rzeczywiście spełnię powszechne oczekiwanie, że wychodząc za Nico, poleciałam na kasę. Szydercze uwagi w rodzaju: „Szybko się z niej zrobiła próżniacza


Скачать книгу