Posłuszna żona. Kerry Fisher

Posłuszna żona - Kerry  Fisher


Скачать книгу
Klasnęłam z udawanym zachwytem jak przedszkolanka, która zaraz zacznie śpiewać: „Koła autobusu kręcą się”.

      – Chodź, zobaczymy, czy spodoba mu się nasz ogród. Może będzie chciał zrobić siusiu, skoro ma za sobą długą drogę, a nie chcemy, żeby nabrudził w domu. – Przywołałam go gestem, żeby zszedł.

      Massimo postawił psa na podłodze, a ten zaczął skakać na mnie, drapiąc mnie po udach. Chciało mi się płakać.

      Massimo przyjrzał mi się uważnie.

      – No i jak ci się podoba prezent?

      Zmusiłam się do szerokiego uśmiechu.

      – Pełne zaskoczenie! Nawet nie wiedziałam, że chcesz mieć psa.

      – Kupiłem go dla Sandra. Dobrze mu zrobi. No i będzie świetnym stróżem, kiedy ja gdzieś wyjadę.

      Moje życie zrobiło się naprawdę porąbane, skoro byłam gotowa znosić psa, który mnie przerażał, niż ryzykować gniew męża z powodu mojej niewdzięczności.

      ROZDZIAŁ 11

      MAGGIE

      Nawet jeśli Francesca widziała we mnie jedynie dostarczycielkę podpasek, o których kupno nie musiała prosić swojego taty, jej nastawienie do mnie zdecydowanie złagodniało w ciągu ostatnich dwóch tygodni.

      W efekcie wahałam się – rozdarta między potrzebą porządnego miejsca do pracy a strachem przed zniszczeniem kruchego rozejmu, który niespodziewanie między nami zapanował – czy poruszać z nią temat sprzątania strychu. Jednak termin wyprowadzki z obecnej pracowni – połowa kwietnia – zbliżał się wielkimi krokami i Nico był stanowczy:

      – Będziesz mieć miejsce do pracy, a my dom, nie sanktuarium.

      Odezwał się jednak we mnie duch przekory: kiedy tylko Nico potrafił, w najmniejszym choćby stopniu, pozbyć się wspomnień o zmarłej żonie, to nie uznałam tego za oznakę jego głębokiej miłości do mnie, lecz za niechybny znak, że nie pozwala sobie na nadmierne przywiązanie do nikogo. Miałam nadzieję, że gdybym nazajutrz padła trupem, nie wymiótłby mnie ze swojego życia, nie zapakował do kilku worków na śmieci oraz paru wiklinowych koszyków i nie wywiózł do Oxfamu.

      Siedziałam na dole w kuchni, podczas gdy Nico omawiał sprawę porządków na strychu z Francescą, i przygotowywałam się na awanturę. Jednak Francesca zeszła na dół, oparła się o futrynę i nieśmiało zapytała:

      – Jak już skończysz urządzać swoją pracownię krawiecką, to może mogłabyś mi uszyć sukienkę na imprezę na koniec roku? To znaczy jeśli chcesz.

      Miałam ochotę zerwać się z krzesła i obiecać, że uszyję jej pięćdziesiąt pięć sukienek, każdą w innym kolorze. Możliwość zrobienia razem czegoś, o czym mogłybyśmy rozmawiać, a co nie byłoby ukartowaną przez Nico „okazją do poznania Maggie”, napełniła mnie nadzieją, której jeszcze dwa tygodnie temu nie mogłabym przewidzieć.

      Kiedy nadeszła sobota, Massimo i Sandro zaprosili Sama, żeby wybrał się z nimi do parku. Mój syn bardzo dobrze się zaaklimatyzował w powiększonej rodzinie. Właściwie to chyba chętnie przeprowadziłby się do Massima, zwabiony podwójną pokusą – piłką nożną i Lupo. Nie byłam tylko pewna, czy podobałoby mu się mieszkanie z Larą. Potworna z niej była ponuraczka, tak ujęłaby to moja mama. Zawsze wyglądała, jak gdyby czekała, że lada chwila zacznie lać jak z cebra, mimo bezchmurnego nieba. Massimo jednak najwyraźniej ją wielbił, zawsze obejmował ją ramieniem i mówił: „Jak ja cię kocham”, nawet jeśli tylko podała mu herbatę.

      Patrząc na Sandra, który ciągnął się z tyłu, powłócząc nogami, wodząc dłonią wzdłuż murków i zatrzymując się, żeby podnieść piórko, podejrzewałam, że Massimowi podobało się towarzystwo Sama, mającego fioła na punkcie piłki. Zawsze, kiedy ich razem widziałam, rozmawiali o zawodnikach z Premier League, o których nigdy nie słyszałam. Nico nie był pod tym względem szczególnie „męski”, znacznie bardziej interesował go Gardeners’ World niż Sky Sports, więc świetnie, że Massimo był autentycznie zainteresowany futbolem, a nie tylko udawał jak ja. Starałam się nie myśleć o tym, jak dużo Sam stracił, mając za ojca Deana, który, jeśli nie liczyć sporadycznie przysyłanych pocztówek, nie niepokoił nas swoją obecnością. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Dean nigdy też nie zgrywał kogoś innego, niż naprawdę był – a był facetem bez konkretnego fachu, który pracował na budowach, aż zarobił akurat tyle kasy, żeby mu starczyło na wyjazd do słomianej chatki na jakiejś egzotycznej plaży, gdzie zaszywał się na całe miesiące. Zawsze mi powtarzał: „Mags, jesteś zbyt poważna. Żyj chwilą. Wystarczy, że mam piwo i trochę słońca, a jestem królem świata”. Ale i tak bolało, kiedy się zmył.

      Pocieszałam się, że chociaż wybrałam Samowi łajzę na ojca, to przynajmniej znalazłam mu w końcu świetnego ojczyma.

      A dzisiaj – w dniu, który przeznaczyliśmy na ogarnięcie strychu – Nico znów mnie zadziwił swoją dobrocią: bardziej martwił się tym, że przeglądanie rzeczy jego zmarłej żony może być dla mnie trudne, niż ewentualną własną traumą z tym związaną. Przytuliłam go.

      – Poradzimy sobie.

      Ja sama bardziej przejmowałam się reakcją Franceski na tę zmianę. Kręciłam się nerwowo na korytarzu, kiedy Nico poszedł po nią do jej pokoju. Ale całe zakłopotanie minęło, kiedy usiłowałam przymocować drabinę, odpowiednio ją zahaczając, co przypominało łowienie plastikowej kaczuszki w wesołym miasteczku, tyle że było dwa razy bardziej frustrujące. Miałam nadzieję, że nabiorę w tym wprawy, bo inaczej codzienne przychodzenie do pracy będzie udręką. Byłam jednak wdzięczna, że znaleźliśmy coś, z czego mogliśmy się pośmiać, problem, który potrafiliśmy razem rozwiązać, zanim zabraliśmy się do właściwych działań.

      Strych mnie zachwycił. Poczułam dreszcz podniecenia, kiedy wyobraziłam sobie stół z maszyną do szycia pod oknem, a we wnęce półki na materiały, szpilki i inne utensylia. W odróżnieniu od szafki na liczniki w mieszkaniu mamy, gdzie bałam się cokolwiek ruszyć, w razie gdyby z przedpotopowego buta piłkarskiego wychynął szczur, strych nie miał w sobie nic z graciarni. Był jasno oświetlony, a w równych rządkach stały kartonowe pudła, podpisane czerwonym flamastrem: „Bryczesy/toczki”, „Małe ciężarki/taśmy”, „Kasety – A-J”. Poczułam ukłucie niepokoju na widok dużych, pogrubionych liter napisanych ręką Caitlin. Pisma pewnej siebie przewodniczącej klasy, kogoś, kto gra w ataku w netballu i na pozycji centra w drużynie hokeja. Ciekawe, czy te pudła już tu były, czy zaczęła pakować swoje rzeczy, kiedy dowiedziała się, że umiera – bo chciała posprzątać, żeby zaoszczędzić innym kłopotu.

      Miałam nadzieję, że kiedy będę odliczać dni do swojej śmierci, znajdę pilniejsze rzeczy do roboty niż układanie swoich płyt kompaktowych w porządku alfabetycznym. A może, mając tak mało kontroli nad własnym zdrowiem, dopilnowanie, żeby Abba znalazła się koło Aerosmith, dawało jej odrobinę komfortu, pewności w obliczu wielkiej niewiadomej.

      Nie potrafiłabym chyba sobie wyobrazić, że pozostało mi tak niewiele życia. Ale gdybym wiedziała, że mój czas się kończy, czy chciałabym spędzić ostatnie miesiące na skakaniu ze spadochronem z samolotów, chodzeniu po Chińskim Murze i nurkowaniu w wodach Wielkiej Rafy Koralowej, skoro te rzeczy mnie nie pociągały, kiedy myślałam, że mam jeszcze z pięćdziesiąt lat przed sobą? Miałam nieodparte – i dołujące – wrażenie, że swoje ostatnie tygodnie spędziłabym na pozbywaniu się starych wyświechtanych koszulek, podniszczonej bielizny i dziurawych skarpetek, żeby nie zapisać się w historii jako kobieta z workowatymi majtkami i rozciągniętymi stanikami.

      Poza tym zdecydowanie musiałabym


Скачать книгу