Sekretne dziecko. Kerry Fisher
/>
Copyright © Kerry Fisher, 2017
All rights reserved
© Copyright for the Polish translation
by Wydawnictwo Literackie, 2019
Opieka redakcyjna: KATARZYNA KRZYŻAN-PEREK
Redakcja: ANNA RUDNICKA
Korekta: ALDONA BARTA, EWA KOCHANOWICZ, URSZULA SROKOSZ-MARTIUK
Projekt okładki: www.emmagraves.co.uk
Zdjęcia na okładce: © Shutterstock, © Arcangel
Redakcja techniczna: ROBERT GĘBUŚ
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-06779-6
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o.
ul. Długa 1, 31-147 Kraków
tel. (+48 12) 619 27 70
fax. (+48 12) 430 00 96
bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Dla Cama i innych nastoletnich synów, którzy prawdopodobnie nie zdają sobie sprawy, jak bardzo są kochani.
PROLOG
8 lutego 2013
Sześć tygodni. Tylko tyle z tobą spędziłam. Czterdzieści dwa dni. Zazwyczaj beztrosko przepuszczamy czas przez palce, czekając na Boże Narodzenie, wakacje, na koniec, początek, na jakiś moment, w którym, jak sądzimy, będziemy szczęśliwi. Ale tamte tygodnie miały dla mnie szczególną wartość, bo wiedziałam, że wpłyną na resztę mojego życia. Musiałam się tobą nacieszyć, wchłonąć cię głęboko w serce, zapamiętać tyle, żeby wystarczyło na zawsze.
Gdybyś zapytał mnie dzisiaj, jak spędziłam sześć tygodni latem w ubiegłym roku, pięć czy dziesięć lat temu, musiałabym zgadywać: byliśmy z Dannym na urlopie na Isle of Wight? A może wybrałam się do centrum ogrodniczego? Albo poszłam do parku na spacer z wnuczką?
Natomiast tamte sześć tygodni w 1968 roku pamiętam dokładnie, dzień po dniu. A może tylko tak mi się zdaje. Racjonalna część mojego mózgu wie, że to mało prawdopodobne, ale moje serce jest o tym przekonane. Przybyłeś o trzeciej nad ranem w czwartek 13 czerwca. Pamiętam, że gdy minęła północ, cieszyłam się, że nie będzie cię dotyczyło powiedzenie: „ze środy – smutne biedaki”. To, że czwartek miał ci przynieść „los nie byle jaki”, nie brzmiało dużo lepiej, bo ten los czekał cię z dala ode mnie. Żołądek mi się ściskał, gdy tylko o tym pomyślałam. Zakonnice powtarzały jak mantrę: „Dziecko potrzebuje dwojga rodziców. Jeśli naprawdę kochasz swojego synka, oddasz go. Nie jesteś w stanie zapewnić mu tego, co da mu porządna rodzina”.
Jedna z nich, siostra Patricia, pochyliła się nade mną podczas porodu i ledwie rozchylając wąskie usta, którym jakby brakowało elastyczności, by uformować uśmiech, powiedziała: „Ten ból to kara boska za grzech”.
Miałam ochotę wtedy zawołać: Poprzedni mój poród był dużo bardziej bolesny, a dziecko pochodziło z legalnego związku małżeńskiego! Ale właśnie taka buntownicza postawa przywiodła mnie w to miejsce. Poza tym obiecałam mamie – usiłując jej jakoś zrekompensować moją hańbę – że będę udawała naiwną młodą panienkę, niezorientowaną w świecie i nie bardzo rozumiejącą, jak w ogóle do tego doszło. Kiedy ma się w domu dwuletnią córkę, trochę za późno na teksty typu: Nie wiedziałam, że na stojąco też można zajść w ciążę.
Mimo wszystko nie chciałam sprawić zakonnicom tej satysfakcji, że zobaczą, jak zwijam się z bólu. Nie miały pojęcia, że byłeś moim drugim dzieckiem i że wiedziałam, jak wygląda poród. Tym razem nie spodziewałam się czegoś w rodzaju „silniejszych skurczów miesiączkowych”, jak to określała mama, gdy byłam w ciąży z Louise.
Zmusiłam się, żeby nie myśleć o mamie i o tym, jak bardzo ją zawiodłam. Wiadomość o drugiej ciąży przyszła krótko po śmierci mojego taty, kiedy mama wciąż była w szoku po jego stracie. Jednak poród nie był odpowiednim momentem, by o tym myśleć. Miałam przed sobą całe życie na roztrząsanie własnej głupoty, która doprowadziła mnie aż tutaj. Kiedy zakonnice – które najwyraźniej nieuważnie czytały fragmenty Biblii – wsuwały mi stopy w strzemiona, nuciłam sobie w myślach, by zająć uwagę czymś innym. Nie wiem, dlaczego wybrałam akurat hymn Amazing Grace, skoro religia – jeśli to miała być religia – wydawała mi się obrzydliwa. A jednak te cudowne słowa mnie uspokoiły, ułatwiły twoje przybycie na świat. Gdy tylko się pojawiłeś, siostry chciały cię zabrać na oddział noworodków, ale narobiłam takiego rabanu, tak wrzeszczałam i tak się rzucałam, że w końcu przyniosły duży kosz i pozwoliły ci spać obok mnie.
Na wiadomość o mojej wygranej twarz siostry Patricii przybrała wygląd pomarszczonej papierowej torby.
– Nie licz na specjalne traktowanie. Jutro pójdzie do pozostałych noworodków.
Pewnym pocieszeniem była dla mnie świadomość, a właściwie pewność pozbawiona jakiejkolwiek wątpliwości, że moje maleństwo nigdy tam nie trafi. Odczuwany przez zakonnice przymus przestrzegania zasad nie mógł dorównać mojej potrzebie zachowania cię przy sobie. Jak tylko odeszły, wyjęłam cię z koszyka i przytuliłam. Wpatrywałam się w ciebie uważnie, by wyryć twoją twarzyczkę w pamięci na zawsze. Dołeczek w brodzie. Idealny nosek drgający przy każdym oddechu. Długie rzęsy niczym wachlarz rozpostarte na policzkach, jeszcze czerwonych i pomarszczonych, jakby cię na chwilę zanurzono we wrzątku. Oczka rozbiegane pod powiekami, na których widać siateczkę maleńkich niebieskich żyłek. Obandażowano mi piersi, żeby powstrzymać wydzielanie mleka, ale ja je czułam, pełne i ciężkie. Zerwałam bandaże. To było coś, w czym nikt nie mógł mi dorównać, nawet ta kobieta, która później miała ci dać dużo lepsze życie niż ja. W odróżnieniu od Louise, która ssała niechętnie i nigdy jakoś nie umiała znaleźć sobie odpowiedniej pozycji, ty od razu odszukałeś moją pierś i już po chwili pożywiałeś się, mrucząc z zadowolenia. Przez moment wyobraziłam sobie, jak siedzę w domu z tobą na rękach, podparta poduszkami, a Louise biega po pokoju i przynosi mi to pieluszkę, to smoczek. Wtedy w tym obrazie pojawił się Danny: wrócił z drugiego końca świata, przekroczył próg i zobaczył mnie z synkiem przy piersi.
Z dzieckiem, które nie mogło być jego.
Kiedy siostra Patricia w otoczeniu małego stadka pingwinów przyszła cię zabrać następnego dnia, osłoniłam cię całą sobą przed jej kościstymi szponami, którymi próbowała cię dosięgnąć. W końcu zaintrygowana hałasem przybiegła starsza zakonnica, siostra Domenica. Dotknęła mojej ręki. Jej palce były chłodne i delikatne.
– Puść go, Rito. Tak będzie łatwiej. – Życzliwość w jej głosie omal nie pozbawiła mnie woli walki.
Poczułam zimny dreszcz, choć z ogrodu wpadało ciepłe powietrze.
– Oddam go. Naprawdę. Ale pozwólcie mu zostać ze mną, dopóki karmię go piersią.
– Wtedy będzie ci jeszcze trudniej, dziecko – pokręciła głową. – Daj mu lepiej butelkę.
Siostra Patricia stała za nią speszona, jakby matczyna miłość była jakąś fanaberią, przejawem próżności.
Czekałam w napięciu, czując rosnący we mnie opór. Stopy mocniej wbiłam w ziemię, napięłam mięśnie brzucha.
Siostra Domenica westchnęła.
– Skoro tego chcesz.
Potem, tak nagle jak się zjawiła, obróciła się na pięcie i powiedziała stanowczo do pozostałych zakonnic:
– Zostawcie ją.
Więcej już nie próbowały mi cię odebrać.
Aż do tego dnia.
Czasami spałeś z półprzymkniętymi oczkami, jakbyś wiedział,