Sekretne dziecko. Kerry Fisher

Sekretne dziecko - Kerry  Fisher


Скачать книгу
tam, z dłońmi na brzuchu, obserwując w lustrze swoją twarz, doszukując się w niej śladów, że znowu będę matką, niemal dekadę po urodzeniu ciebie. Radosne niedowierzanie konkurowało z innym wspomnieniem: stałam w tej samej łazience, łzy ściekały mi po policzkach, kiedy dotarło do mnie, że noszę dziecko obcego mężczyzny. Teraz poklepałam się po brzuchu i obiecałam sobie, że tego malucha nie zawiodę.

      Danny zapukał do drzwi łazienki, żeby sprawdzić, czy nic mi nie jest. Wpuściłam go i przyłożyłam palec do ust, żeby Louise nas nie słyszała.

      Wskazałam na swój brzuch. Ledwie śmiałam wyszeptać te słowa:

      – Chyba jestem w ciąży.

      Danny przez moment stał nieruchomo.

      – Jesteś pewna? – Wyraz jego twarzy, emanującej szczerą radością, zaskoczył mnie. Jakby wcześniej tłumił swoje oczekiwania i co za tym idzie, zmniejszał siłę ewentualnych rozczarowań, abyśmy oboje nie poszli na dno. Oparł głowę na moim ramieniu i na wpół śmiejąc się, na wpół szlochając, powiedział: – Ty spryciaro.

      – Co byś wolał, chłopca czy dziewczynkę?

      Danny tylko się roześmiał i spojrzał na mnie z rozbawieniem.

      – Za dobrze cię znam, żonko, na takie gry. Byle było zdrowe. Tylko tego chcę. Po prostu cieszmy się z tego, skoro mamy tyle szczęścia, że możemy to przeżywać drugi raz.

      Uściskałam go mocno.

      – Uważaj, nie zmiażdż tej małej fasolki. – Odsunął się ode mnie.

      Zanurzyłam twarz w jego ramionach z nadzieją, że twój nowy ojciec tak samo troszczył się o ciebie od samego początku. Że sprawdził się dużo lepiej niż biologiczny ojciec.

      Twojego ojca widziałam tylko raz po tym, jak cię oddałam. Było to kilka miesięcy później, wychodził z eleganckiego hotelu na nabrzeżu, tego samego, w którym byliśmy tamtej nocy. Zobaczyłam go pierwsza. Od razu poznałam tę muskularną sylwetkę i sprężysty krok, ręce kiwające się do rytmu, jakby jeszcze brzmiała mu w uszach muzyka z koncertu. Przeszłam na drugą stronę ulicy, żeby się z nim nie spotkać. Czas wymiany uprzejmości dawno już minął. Zorientowałam się, że mnie zobaczył, po tym, jak jego kroki straciły rytm i jeden martens zawisł na moment o kilka centymetrów nad ziemią przed dotknięciem chodnika. Szybko opuścił głowę – ciemne włosy zafalowały i zalśniły w jesiennym słońcu, a spojrzenie tych oczu, które mnie kiedyś urzekły i pozbawiły rozsądku, skierowało się ku ziemi. Tak chyba było najlepiej, ale przez jeden szalony moment miałam ochotę wtargnąć na jezdnię, przedrzeć się między autobusami na drugą stronę i stanąć z nim twarzą w twarz, żeby przyznał, że tego, co się stało, nie da się ot tak zamieść i wyrzucić niczym pety po imprezie. Skończyło się jednak na tym, że usiadłam na schodach poczty i się rozpłakałam. Ten płacz sprawił, że wszystko, co mnie zżerało od środka, wydostało się wraz ze łzami na zewnątrz, a ja poczułam chwilową ulgę, do czasu gdy te emocje uzbierają się na nowo niczym woda w górskim źródle.

      Wróciłam myślami do tego, co tu i teraz. Wdychałam zapach Danny’ego. Chciałam wypełnić nim płuca, nasiąknąć poczuciem stabilności, które dawała mi jego obecność.

      – Nie mogę uwierzyć, po tylu latach… nowe dziecko w rodzinie, lepiej już być nie może – mówił.

      W tamtej chwili myślałam, że ma rację.

      ROZDZIAŁ 8

      Sierpień 1977

      Za każdym razem, gdy miałam niestrawność czy wiatry, zakładałam, że zbliża się poronienie. A kiedy to nie okazywało się prawdą, zaczynałam się bać, że dziecko urodzi się martwe albo upośledzone. Danny jednak nie dopuszczał do siebie żadnych ponurych myśli, od samego początku przepełniony ogromną radością. Chętnie dałby ogłoszenie do gazety, gdybym mu pozwoliła.

      Zabroniłam mu mówić o tym komukolwiek, póki nie będę w piątym miesiącu. Jego zdolność dochowania tajemnicy była mniejsza niż szanse Anglii na ponowne zdobycie pucharu świata. Mam nadzieję, że nigdy nie popełni morderstwa, bo za każdym razem, mijając szopę z zakopanym ciałem, ruszałby znacząco brwiami. Przechodząc obok mnie, zawsze nucił Daddy Cool. Śpiewał Isn’t She Lovely? przed moją mamą, żeby mnie rozbawić, ale moje przekonanie, że nie zasługuję na kolejne dziecko, sprawiało, że nie byłam w stanie dzielić z nim tej radości. To stawiało mnie w rzędzie „kobiet, które wiecznie są niezadowolone”.

      Przez wiele lat był świadkiem, jak ulegałam nadziei, kiedy cztery tygodnie zamieniały się w sześć lub siedem, a potem któregoś dnia – jakżeby inaczej – wybiegałam z łazienki cała we łzach. „Teraz naprawdę myślałam, że jestem w ciąży”. Danny stał w drzwiach łazienki, nie wiedząc, jak łagodzić moje rozczarowanie, aż w końcu burczałam na niego: „Znajdź sobie coś do roboty!”. Louise usuwała się z linii strzału – zaraz po przyjściu ze szkoły biegła do siebie na górę. Prawie nikogo już nie zapraszała, odkąd jedna z jej koleżanek strąciła buteleczkę z czerwonym lakierem do paznokci i zabrudziła nim dywan w jej pokoju. Ja właśnie wyszłam z łazienki, odkrywszy, że jedynym, co czeka mnie w najbliższej przyszłości, jest kolejna paczka podpasek. I oczywiście moje rozczarowanie całą swoją siłą uderzyło w koleżankę Louise. Do tego stopnia, że dziewczyna pobiegła z płaczem do domu, a ja jeszcze stałam na schodach, wołając za nią, żeby wróciła, bo mamy galaretkę na deser, co wyglądało jak żywcem wzięte z komedii sytuacyjnej.

      Wieczorem Danny poszedł do domu tej koleżanki, żeby załagodzić sprawę, ale szkoda już została wyrządzona. Później, gdy tylko pytałam: „Może zaprosisz Jane? Albo Karen?”, Louise kręciła głową.

      „Muszę ćwiczyć grę na pianinie”, „Mam dużo nauki. Nie chcę wyjść na matoła w nowej szkole”. Czułam się wówczas bezradna, nie mogłam nic na to poradzić, bo moje własne słowa obracały się przeciwko mnie.

      Moje wyobrażenia o ogromnej fali szczęścia, wspaniałym późnym macierzyństwie, gdy cała rodzina interesuje się tym wielkim wydarzeniem, jakim jest pojawienie się nowego dziecka – chyba nie muszę wspominać, że niewiele to miało wspólnego z rzeczywistością.

      Gdy wreszcie byłam już na tyle pewna, by móc o tym wszystkich poinformować, zabraliśmy Louise do Wimpy, by uczcić tę okazję. Przekazaliśmy jej „niespodziankę” przy koktajlu czekoladowym.

      – Dziecko? – skrzywiła się. – Myślałam, że mi powiecie, że macie bilety na Showaddywaddy w Hammersmith Apollo.

      Tym razem Danny bardziej się zirytował niż ja. Od tygodni opowiadał mi, jaka Louise będzie szczęśliwa i jak to zawsze chciała mieć rodzeństwo. Ale ja pamiętałam, że ostatnio wspominała o tym w wieku siedmiu lat. Danny skulił się na krześle i pociągnął łyk przez słomkę. Zacisnął usta i robił to, czego ja nigdy się nie nauczyłam, nabierał dystansu do tego, na co liczył, żeby zrozumieć to, z czym się spotkał. Był przybity, zupełnie pozbawiony energii.

      Położył dłoń na dłoni Louise. Nie cofnęła ręki.

      – Nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca, jeśli to cię martwi.

      Sposób, w jaki opuściła wzrok, powiedział mi, że Danny trafił w dziesiątkę. To ja powinnam ją o tym zapewnić. Ale ja nigdy nie umiałam znaleźć odpowiednich słów.

      Przekonałam Danny’ego, że sama powiem o tym mamie, na wypadek gdyby ta wiadomość spowodowała świeżą falę żalu, że tata nie dożył tej chwili. W rzeczywistości chodziło mi o to, że pod wpływem emocji mogło jej się wyrwać coś na twój temat, mogła pomieszać twoje narodziny z Louise,


Скачать книгу