Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Йорн Лиер Хорст
i opisał ją, a następnie położył na stole obok dwóch pozostałych dowodów rzeczowych: kartki z numerem telefonu i fragmentu przewodu zakończonego metalową wtyczką.
Wisting przeliczył resztę pieniędzy. Praca zajęła im prawie sześć godzin. Po podsumowaniu wydruków z liczarki Wisting przepisał liczby do notesu:
5 364 400 dolarów
2 840 800 funtów
3 120 200 euro
W przeliczeniu na korony norweskie – ponad osiemdziesiąt milionów.
5
W dzbanku zostało jeszcze trochę mrożonej herbaty. Wisting wrzucił kilka dodatkowych kostek lodu i zabrał go na werandę. Zapadł zmierzch. Komisarz przysunął fotel pod lampę i usiadł, kładąc na kolanach notes i iPad, który Line podarowała mu na Boże Narodzenie.
Dzięki paru artykułom zamieszczonym w Internecie szybko zapoznał się z karierą polityczną Clausena. Mężczyzna urodził się tuż po wojnie w rodzinie robotniczej w gminie Oppegård w Akershus. Jako nastolatek zaczął pracować dla dewelopera, który stawiał bloki w Groruddalen. Jako działacz związkowy otrzymał pracę w LO i zaangażował się w kampanię na rzecz przystąpienia Norwegii do Wspólnoty Europejskiej. W 1975 roku zasiadł w zarządzie gminy Oppegård, a w 1981 został wybrany do Stortingu po tym, jak przez dwie czteroletnie kadencje pełnił funkcję zastępcy członka parlamentu.
Po kilku latach zasiadania w Parlamentarnej Komisji do spraw Zdrowia i Opieki Społecznej przeszedł do Komisji Spraw Zagranicznych i Konstytucyjnej, a następnie do Komisji Obrony. W 2001 roku doszło do wymiany rządu i Clausen został ministrem zdrowia. Rok później zmarła jego żona, a w 2003 w wypadku motocyklowym zginął jego jedyny syn. Clausen odszedł z rządu i na jakiś czas wycofał się z polityki, ale w 2005 ponownie wystartował w wyborach do Stortingu, wygrał i objął tekę ministra spraw zagranicznych. Jednocześnie pełnił funkcję przewodniczącego Komitetu Ministrów Rady Europy. Po wyborach w 2009 roku został przewodniczącym Stortingu i zasiadał na tym stanowisku aż do przejścia na emeryturę. Najnowszy artykuł mówił o tym, że Clausen był nadal aktywny politycznie i zamierzał zaangażować się w jesienne wybory do parlamentu.
Nagle uwagę Wistinga przykuł ruch na końcu ogrodu. Z ciemności wyłoniła się Line, okrążyła dom.
– Jak tam nasz mały złodziejaszek? – spytał, odkładając notes i iPad.
– Śpi – odparła i pokazała mu wyświetlacz telefonu. Dzięki kamerce zainstalowanej w pokoju dziecięcym gdziekolwiek się znajdowała, widziała i słyszała córkę.
Wisting chciał powiedzieć, że mała śpi snem sprawiedliwego, ale się powstrzymał. Wszedł do środka i przyniósł dodatkową szklankę.
– Pomyślałam, że napiszę artykuł o dzieciach i kradzieżach – oznajmiła Line, kiedy wrócił na werandę.
– Dobry pomysł – przytaknął i napełnił jej szklankę.
Line była z wykształcenia dziennikarką i od dawna pracowała w zawodzie. Po urodzeniu Amalie przeprowadziła się z Oslo do Stavern, a gdy skończył się jej urlop macierzyński, odeszła z „VG”. Teraz pracowała jako wolny strzelec, przeprowadzając wywiady na zlecenie różnych magazynów i pisząc do tygodników artykuły związane z samotnym rodzicielstwem.
– Już dawno nie byłam tak blisko dziennikarstwa śledczego – zażartowała.
– Brakuje ci tego?
Nie odpowiedziała.
– Co robiłeś z Mortensenem? – spytała i napiła się mrożonej herbaty.
Wisting obracał szklankę między palcami.
– Liczyliśmy pieniądze.
Spojrzała na niego. Milczał wymownie.
– Prowadzimy sprawę, w której byłoby najlepiej, gdyby to nie policja zadawała pytania – odezwał się po chwili.
– Jaką sprawę?
– Taką, w której będzie mi potrzebny pogłębiony psychologicznie portret znanej osoby. Portret, który wydobędzie nowe, nieznane strony tej osoby.
– O kim mówimy?
Wisting odgonił komara, który latał koło jego ucha.
– Myślisz, że mogłabyś się tym zająć?
Uśmiechnęła się.
– Nie jestem policjantką – odparła.
– Mogę dać ci upoważnienie.
Roześmiała się, ale zrozumiała, że mówił poważnie.
– Nie da rady – odparła, potrząsając głową. – Nie mogę występować jako dziennikarka po to, żeby zbierać informacje dla policji.
Odchylił się do tyłu, wsłuchując się w odgłosy wydawane przez świerszcze.
– Oczywiście mogłabyś opublikować to, czego się dowiesz, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy wymienili się informacjami. Dodatkowymi informacjami. Tych, które dostaniesz ode mnie, nie mogłabyś udostępnić bez mojej zgody, ale policja i prasa ciągle zawierają takie umowy. Poza tym nie odpowiadasz przed żadną redakcją.
Stawiał córkę przed dylematem z zakresu etyki zawodowej, ale widział po jej minie, że jest zainteresowana.
– Na co pozwala takie upoważnienie? – spytała.
– Upoważnienie jest ograniczone czasowo i dotyczy wyłącznie konkretnej sprawy – wyjaśnił. – Poza tym dostawałabyś wynagrodzenie.
– Co z obowiązkiem zachowania tajemnicy zawodowej, jeśli będę chciała coś opublikować?
Zastanowił się.
– Może się okazać, że sprawa szkodzi naszym interesom narodowym – odparł. – Gdyby tak było, nie będziesz mogła o tym napisać. Ale to skrajny przypadek. Ogólnie rzecz biorąc, policji nie zależy na tym, żeby zatajać informacje przed opinią publiczną, o ile ich ujawnienie nie zaszkodzi prowadzonemu postępowaniu.
– To znaczy, że będę mogła napisać, co zechcę, kiedy sprawa zostanie wyjaśniona?
– Tak, pod warunkiem że informacje nie zostaną sklasyfikowane jako poufne.
Line wpatrywała się w wodę. Latarnia morska na Svenner wysyłała powolny sygnał.
– W porządku – zdecydowała. – O kogo chodzi?
– O Bernharda Clausena.
– Tego polityka? Przecież on nie żyje! Podejrzewacie, że…
Potrząsnął przecząco głową i przerwał jej:
– Zmarł na atak serca. Ale pozostawił po sobie nieprawdopodobny majątek. Kieruję tajnym zespołem śledczym, który ma ustalić, skąd wzięły się u niego te pieniądze.
Widział, że córka próbuje zebrać myśli.
– O jakich pieniądzach mówimy? – spytała.
– To naprawdę niezła historia. – Uśmiechnął się. – Clausen trzymał nieco ponad osiemdziesiąt milionów w swoim domku letniskowym w Hummerbakken.
Line powtórzyła sumę z szeroko otwartymi oczami. Opowiedział jej o tym, jak ta kwota rozkładała się na poszczególne waluty i ile pracy kosztowało ich przeliczenie wszystkich pieniędzy.
– Pogrzeb Clausena odbędzie się w przyszłym tygodniu – mówił dalej. – To daje nam okno czasowe, w którym rozmowy z ludźmi na temat jego przeszłości są czymś zupełnie naturalnym.
– I jeśli