Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Йорн Лиер Хорст

Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Йорн Лиер Хорст


Скачать книгу
minuta po szóstej. Potem wyjął wizytówkę i podał ją ochroniarzowi. Nagle usłyszeli trzask i skierowali wzrok na płonący budynek. Właśnie runął dach. Przednia ściana zakołysała się, by chwilę później pęknąć. Połowa ściany zsunęła się do tyłu na zawalony dach. Trysnęły iskry, a gorące powietrze wyrzuciło je wysoko w górę. Strażacy lali na nie wodę z jeziora, ale nie chodziło już o to, żeby cokolwiek uratować, lecz kontrolować i ugasić pożar.

      Zaczęło świtać. Wisting wrócił do swojego samochodu, wsiadł i wyjął telefon. Wysłał krótką wiadomość Mortensenowi, informując go o tym, co się stało, i prosząc, żeby spotkał się z nim w jego domu. Esemesa o podobnej treści wysłał również prokuratorowi generalnemu. Dodał, że wszystkie wartościowe przedmioty zostały zabezpieczone, a postępowanie w sprawie pożaru będzie prowadzone w kierunku podpalenia.

      7

      Przez kuchenne okno wpadały ukośnie promienie słońca. Wisting postawił przed Mortensenem filiżankę kawy i wyjął z zamrażarki kilka kromek chleba.

      – Jadłeś coś? – spytał, wkładając pieczywo do tostera.

      – Tak, dzięki.

      Wisting wyjął z lodówki masło i marmoladę z pomarańczy. Przez okno zobaczył, jak córka parkuje przed jego domem.

      – Line też przyjdzie – powiedział, dając technikowi do zrozumienia, że wtajemniczył córkę w sprawę.

      Mortensen wydawał się sceptyczny, ale tego nie skomentował.

      Line wyjęła z szafki filiżankę i włożyła do ekspresu kapsułkę z kawą.

      – Gdzie jest Amalie? – spytał Wisting.

      – Sofie się nią zajmuje – wyjaśniła.

      Toster zadzwonił i wyrzucił dwa tosty. Smarując je grubo masłem i marmoladą, Wisting opowiedział o pożarze przypominającym eksplozję.

      – Z domku letniskowego została kupa popiołu – zakończył. – Umówiłem się z Hammerem, że wyślę tam kogoś, żeby pilnował pogorzeliska do czasu, aż będzie można przeprowadzić oględziny.

      Mortensen napił się kawy.

      – Pożar ułatwia nam sytuację – zauważył. – Możemy zadawać pytania pod pretekstem prowadzenia czynności związanych z pożarem.

      Wisting ugryzł tosta.

      – Mortensen i ja jesteśmy umówieni z patologiem na dziesiątą – mówił dalej, spoglądając w stronę Line. – Potem w siedzibie partii na jedenastą. Później zahaczymy o Kripos i wpadniemy do domu Clausena. Proponuję, żebyśmy trzymali się tego planu. A wieczorem pojedziemy obejrzeć pogorzelisko.

      – Od czego mam zacząć? – spytała Line.

      Wisting przejrzał notes, wyjął z niego żółtą karteczkę samoprzylepną i napisał na niej numer telefonu.

      – Ten numer znajdował się na kartce, którą znaleźliśmy w jednym z kartonów z pieniędzmi – wyjaśnił.

      – Gine Jonasen z Oslo – wtrącił Mortensen.

      – Dowiedz się, kim jest ta kobieta – poprosił Wisting i dopisał na kartce numer PESEL i adres. – W bazie danych nic na nią nie mamy – dodał. – Sprawdź, czy cokolwiek łączy ją z Bernhardem Clausenem albo czy wie coś, co mogłoby nam pomóc.

      – W porządku – przytaknęła. – Co jeszcze?

      – Guttorm Hellevik i Edel Holt – powiedział i zapisał jej oba nazwiska i dane kontaktowe.

      – Wiem, kim jest Guttorm Hellevik – rzuciła.

      – Był kolegą partyjnym Clausena i jego świadkiem na ślubie – rzekł Wisting. – A Edel Holt była kimś w rodzaju jego osobistej asystentki.

      Zanotował w punktach to, czego chciałby się dowiedzieć z rozmów z Hellevikiem i Holt. Line miała kilka pytań dotyczących tego, co może, a czego nie może powiedzieć. Przedyskutowali sprawę bardzo dokładnie, aż w końcu Wisting zebrał filiżanki po kawie i włożył je do zmywarki.

      – W takim razie widzimy się wieczorem – powiedział na zakończenie.

      Line pojechała swoim samochodem. Mortensen prowadził nieoznakowany radiowóz. Ani on, ani Wisting nie byli zbyt rozmowni. Minęli Sandefjord i Tønsberg, wymieniając zaledwie kilka zdań.

      – Myślę o pożarze i otworach w ścianie – powiedział Mortensen, spoglądając w lusterko. – Tam się coś wydarzyło. Coś, co ktoś za wszelką cenę chciał ukryć i zatrzeć po tym wszystkie ślady. Coś, co niekoniecznie miało związek z pieniędzmi.

      Wisting myślał podobnie. Zgodził się z Mortensenem, ale żaden z nich nie miał pomysłu, o co mogło chodzić.

      Godzinę później skręcili w stronę budynków szpitala uniwersyteckiego Ullevål i skierowali się do laboratorium. W recepcji przedstawili się i pokazali dokumenty wystawione przez prokuraturę generalną, które bez większego uzasadnienia dawały policji prawo do pobrania odcisków palców i próbki DNA od zmarłego polityka. Wezwano sanitariusza, który miał im udzielić pomocy. Zaprowadzono ich długimi korytarzami do wykafelkowanej sali, w której unosił się lekki zapach środka dezynfekującego. Na końcu pomieszczenia znajdowała się chłodnia z nierdzewnej, kwasoodpornej stali, służąca do przechowywania zwłok. Lekarz przysunął wózek, otworzył jedną z chłodni, sprawdził identyfikator, po czym wysunął martwe ciało na wózek do przewozu zwłok.

      Mortensen przygotował sprzęt do badań daktyloskopijnych, natomiast lekarz przyciągnął wózek do lampy roboczej i odsunął białe prześcieradło.

      Wisting stał w drzwiach i czytał protokół posekcyjny, a technik zdejmował ślady linii papilarnych ze sztywnych palców Bernharda Clausena.

      W protokole przedstawiono jego historię choroby. Do pierwszego zawału doszło dwa lata wcześniej. Przyczyną był skrzep w jednej z tętnic wieńcowych. Tętnicę udrożniono i przepisano leki rozrzedzające krew. Niecały rok później doszło do drugiego zawału, który zakończył się założeniem stentu. Drugi zawał był masywny i uszkodził znaczną część mięśnia sercowego. Natomiast trzeci, ostatni zawał doprowadził do zatrzymania akcji serca.

      Mortensen szybko uwinął się z pracą. Lekarz odwiózł zwłoki, zamknął je w chłodni i wyprowadził policjantów z prosektorium. Z Ullevål pojechali prosto do siedziby partii na Youngstorget.

      Odszukali właściwe wejście i wjechali windą na czwarte piętro. Ściany recepcji były pokryte plakatami wyborczymi i portretami kandydatów na premiera. Na ladzie stało zdjęcie Clausena w grubej czarnej ramce, a przed nim paliła się świeca. Wisting wyjaśnił, że byli umówieni z Walterem Kromem, i recepcjonistka zaprowadziła ich do dużego narożnego gabinetu.

      Na ich widok Krom podniósł się z fotela. Był niższy, niż Wisting sobie wyobrażał, oglądając go w telewizji.

      – Georg Himle dołączy do nas za pół godziny – powiedział Krom i wskazał dłonią stół konferencyjny, na którym stały kawa i ciastka.

      – Dziękujemy, że zgodzili się panowie przyjąć nas tak szybko – rzekł Wisting, siadając w skórzanym fotelu.

      Krom zajął miejsce naprzeciwko niego i napełnił filiżanki.

      – Dowiedzieliście się już czegoś? – spytał.

      – Policzyliśmy pieniądze – odparł komisarz i wyjaśnił, jak cała kwota rozkładała się na poszczególne waluty.

      – Możecie je jakoś zidentyfikować?

      – Przeszukujemy


Скачать книгу