Millennium. David Lagercrantz
w Tantolunden, jeśli go pan widział, powinien pan pamiętać. Ciemnobrązowa twarz o głębokich bruzdach, brudna. Rzadki zarost. Na pewno przebywał zarówno na silnym słońcu, jak i na silnym mrozie. Miał wiele odmrożeń, stracił większość palców u rąk i nóg. Przyczepy mięśniowe noszą ślady skrajnego wysiłku. Przypuszczam, że pochodził z Azji Południowo-Wschodniej. Kiedyś mógł być całkiem przystojny. Regularne rysy, chociaż twarz zniszczona. Skóra żółtawa na skutek uszkodzenia wątroby. Spora część tkanek na policzkach jest martwa, pokryta czarnymi plamami. Wiek trudny do określenia w tym wczesnym stadium, jak pan zapewne wie. Sądzę jednak, że był koło sześćdziesiątki i długo przebywał na granicy odwodnienia. Wzrost niski, nieco ponad sto pięćdziesiąt centymetrów.
– Sam nie wiem. Nic mi się nie przypomina – powiedział Mikael.
Szukał na ekranie wiadomości od Lisbeth, ale niczego nie znalazł. Chyba nawet nie wchodziła do jego komputera. Jego niepokój się nasilił. Jakby przeczuwał, że dziewczyna jest w niebezpieczeństwie.
– To nie wszystko – ciągnęła Fredrika Nyman. – Nie wspomniałam o najdziwniejszym, mianowicie o jego kurtce puchowej.
– A co z tą kurtką?
– Była tak gruba i ciepła, że musiała zwracać uwagę w tym upale.
– Jak pani sama powiedziała, zapamiętałbym.
Zamknął laptopa i spojrzał przez okno na zatokę Riddarfjärden. Znów pomyślał, że Lisbeth miała cholernie dobry pomysł, żeby się wyprowadzić.
– Ale nie pamięta go pan.
– Nie… – odparł z ociąganiem. – Nie ma pani zdjęcia, żeby mi wysłać?
– Uważam, że to by było nieetyczne.
– A na co umarł, jak pani sądzi? – spytał, wciąż trochę nieobecny myślami.
– Bezpośrednia przyczyna to zatrucie organizmu, tak się domyślam, prawdopodobnie sam je spowodował, głównie przez alkohol. Śmierdział wódką, ale to oczywiście nie wyklucza, że przyjął również coś innego. Za kilka dni spodziewam się odpowiedzi w tej kwestii z Laboratorium Analiz Sądowych. Zrobiłam mu testy przesiewowe obejmujące ponad osiemset substancji. A pośrednie przyczyny to zaburzenia kolejnych organów i powiększone serce.
Mikael usiadł na kanapie, dopił piwo i chyba za długo milczał.
– Jest pan tam? – spytała lekarka.
– Jestem. Tak sobie myślę…
– O czym?
Myślał o Lisbeth.
– Może dobrze, że miał mój numer telefonu – powiedział.
– Dlaczego?
– Widocznie uważał, że ma mi coś do powiedzenia, co z kolei może zmotywować policję do wysiłku. Czasem udaje mi się nastraszyć trochę stróżów prawa.
Zaśmiała się.
– Rzeczywiście udaje się panu.
– Chociaż czasem ich wkurzam.
Czasem sam siebie wkurzam, pomyślał.
– W takim razie liczmy, że policja zostanie zmotywowana.
– Tak jest.
Już chciał skończyć rozmowę i wrócić do swoich myśli. Jednak Fredrika Nyman wyraźnie chciała jeszcze porozmawiać, więc nie miał serca się rozłączyć.
– Mówiłam, że to był taki gość, którego chciałoby się zapomnieć, prawda? – kontynuowała.
– Tak pani powiedziała.
– Jednak nie do końca, w każdym razie jeśli chodzi o mnie. Odnoszę wrażenie, jakby…
– Jakby co?
– Jakby jego ciało miało do opowiedzenia jakąś historię.
– W jakim sensie?
– Ten człowiek wygląda, jakby doświadczył zarówno mrozu, jak i ognia. Chyba nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
– Twardy zawodnik.
– Może i tak. Miał wiele obrażeń i był nieprawdopodobnie brudny. Cuchnął przeraźliwie. Mimo to była w nim jakaś godność. Chyba to właśnie chciałam powiedzieć. Jakby mimo całej tej nędzy było w nim coś budzącego szacunek. Musiał się w życiu wiele natrudzić i nawalczyć.
– Dawny żołnierz?
– Nie miał ran po kulach, nic z tych rzeczy.
– Może pochodził z jakiegoś prymitywnego plemienia?
– Raczej nie. Miał leczone zęby i najwyraźniej umiał pisać. Na lewym przegubie ma tatuaż przedstawiający buddyjskie koło życia.
– Rozumiem.
– Naprawdę?
– Rozumiem, że panią poruszył ten człowiek. Sprawdzę moją pocztę głosową, może mi się nagrał.
– Dziękuję – powiedziała. Zapewne rozmawiali jeszcze przez chwilę, ale nie był pewien, rozkojarzył się.
Po rozłączeniu się Mikael siedział zamyślony na kanapie. Z trasy biegu na Hornsgatan dochodziły okrzyki i oklaski. Przeciągnął ręką po włosach. Minęły pewnie ze trzy miesiące, odkąd się strzygł. Powinien wreszcie zrobić porządek ze swoim życiem. Może nawet cieszyć się nim, bawić jak inni, zamiast wciąż pracować i spinać się do granicy wytrzymałości, może również odbierać telefony i nie myśleć ciągle o swoich przeklętych reportażach.
Poszedł do łazienki, co mu nie poprawiło nastroju. Suszące się ciuchy, w umywalce resztki pasty do zębów i pianki do golenia, w wannie włosy. Kurtka puchowa, pomyślał, w środku lata? Szczególna rzecz, prawda? Jakoś trudno było mu się skupić, miał gonitwę myśli. Przetarł umywalkę i lustro, poskładał ciuchy, potem wyjął komórkę i sprawdził pocztę głosową.
Trzydzieści nieodsłuchanych wiadomości. Nie można mieć tylu nieodsłuchanych wiadomości. Z męczeńską miną przesłuchał wszystkie. Boże, co się dzieje z tymi ludźmi? Fakt, że wielu podpowiadało mu tematy, ci byli uprzejmi i skromni. Jednak większość chciała tylko wyrazić złość. Kłamiecie na temat imigrantów, krzyczeli. Ściemniacie na temat muzułmanów. Chronicie Żydów i elity finansowe. Mikael miał wrażenie, że zaraz utonie w tym bagnie, już był bliski wyłączenia telefonu, dosłuchał jednak do końca i wtedy usłyszał coś, co nie było ani jednym, ani drugim, tylko chwilą konsternacji.
– Hello, hello – odezwał się ktoś łamaną angielszczyzną, potem ciężki oddech, a po chwili milczenia: – Come in, over.
Zabrzmiało to, jakby rozmawiał przez walkie-talkie, nastąpiło kilka niezrozumiałych słów, może nawet w innym języku, ale wskazujących na desperację i samotność. Czy to ten żebrak? Możliwe. Równie dobrze mógł to być ktoś inny. Nie dało się tego ustalić. Mikael wyłączył telefon, poszedł do kuchni i zastanawiał się, czy nie zadzwonić do Malin Frode, zresztą do kogokolwiek, kto wprawiłby go w lepszy humor. Jednak odsunął od siebie tę myśl i zamiast tego wysłał do Lisbeth zaszyfrowanego esemesa. Jakie ma znaczenie, że ona nie chce go znać?
Tak czy inaczej, jest z nią związany.
NA ULICY TWERSKIEJ padał deszcz, a Camilla, czy raczej Kira, jak się teraz nazywała, siedziała w limuzynie z kierowcą i ochroniarzami, patrząc na swoje długie nogi. Miała na sobie czerwone szpilki od Gucciego, czarną suknię od Diora, a w naszyjniku nad wycięciem skrzył się błękitem diament Oppenheimer.
Jej