Wakacje w Trzeciej Rzeszy. Julia Boyd

Wakacje w Trzeciej Rzeszy - Julia Boyd


Скачать книгу
stanowiły jedno z wielu utrudnień. Nie było prawie nic do jedzenia, siedziska w przedziałach dawno pozbawiono tapicerki, której użyto do wyrobu odzieży, a okna, odarte ze skórzanych pasów, były wybite albo się zacinały. Kwakrzy nie dali za wygraną i ta ekspedycja stanowiła pierwszą spośród rozlicznych wypraw tego rodzaju, które odbyli na przestrzeni kolejnych siedmiu lat z bazy w Berlinie – by wspierać potrzebujących, uczestniczyć w konferencjach i głosić ideę pokoju i pojednania każdemu, kto chciał ich słuchać.

      Cywile z zagranicy, którzy wzorem Joan Fry i Harry’ego Francka jeździli na wschód od Renu latem 1919 roku, nie pozostali obojętni na wstrząs wywołany traktatem wersalskim (podpisanym 28 czerwca). Przekonani o swojej honorowej kapitulacji i pewni, że prezydent Wilson zapewni im sprawiedliwe traktowanie, Niemcy byli w większości nieprzygotowani na upokorzenia, które ich czekały. Mieli stracić wszystkie terytoria kolonialne (najważniejsze znajdowały się w Afryce), ich najbardziej dochodowy okręg przemysłowy oddano na piętnaście lat pod administrację Ligi Narodów i musieli wypłacić gigantyczne reparacje wojenne na rzecz państw poszkodowanych. Niemiecką armię zredukowano do stu tysięcy ludzi i ograniczono marynarkę wojenną. W celu zapewnienia Polsce dostępu do Bałtyku oddano jej gdański port (choć wśród mieszkańców przeważała niemiecka ludność) i utworzono „polski korytarz”, który oddzielił Niemcy od Prus Wschodnich. Co więcej, Niemcy musieli podpisać „klauzulę o winie”, wziąć na siebie odpowiedzialność za rozpoczęcie wojny. Ale za najbardziej haniebne żądanie (którego w końcu nie spełniono) uznano warunek, że były cesarz wraz z mniej więcej tysiącem innych osób zostanie przekazany w ręce aliantów i sądzony za zbrodnie wojenne.

      Rozmowy, które Franck i Fry toczyli tego lata ze współpasażerami, były nader wymowne. Pewna starsza pani wyjaśniła Joan, że choć nie czuła nienawiści w czasie wojny, traktat pokojowy wzbudził w niej gwałtowną niechęć: „Być potraktowanym jak wyrzutek, jako jednostka, z którą należy zerwać wszelkie stosunki, to jeszcze gorsze od nieustannego lęku i głodu”. Inna kobieta stwierdziła, że w normalnych czasach z chęcią mówiłaby po angielsku, „ale teraz złamani ludzie nie chcą tego słuchać”35. Franck zauważył, że traktat budzi najwięcej zajadłości w kobietach, podczas gdy starszym mężczyznom najbardziej doskwierała utrata kolonii: „Wolelibyśmy zapłacić odszkodowanie, niż stracić ziemie… Alianci próbują nas zbałkanizować… chcą nas vernichten, zniszczyć całkowicie… wierzyliśmy w Wilsona, a on nas zdradził”. Inni snuli złowieszczą wizję przyszłości: „Musimy zaszczepiać w dzieciach nienawiść od małego, aby za trzydzieści lat, gdy nadejdzie czas…”36.

      Stewart Roddie i Truman Smith, którzy mieszkali wśród Niemców po rozejmie i nabrali podziwu dla ich postawy, podzielali te odczucia. Smith obwiniał Francuzów o twarde warunki traktatu: „…próżno oczekiwać od nich litości, a przyszłością świata nie zawracają sobie głowy. Dlatego i my musimy wychylić czarę goryczy. Liczyłem na nadejście lepszej ery, w nadziei, że nasze wysiłki, ofiary i rozłąka z bliskimi zaowocują pokojem z prawdziwego zdarzenia”37. Stewart Roddie napisał później, że największym błędem aliantów był czternastomiesięczny odstęp między rozejmem a ratyfikacją traktatu w styczniu 1920 roku:

      Dawno minęła odpowiednia chwila na uprawomocnienie wyroku. Niemcy miały czas osądzić siebie oraz dawnych przywódców i uznały, że najgorsze, co może je spotkać, to oskarżenie o zabójstwo – ale tak się nie stało – tymczasem oskarżono je, skazano i ukarano za morderstwo i rozbój38.

      Ale mimo ponurej aury zdarzały się przebłyski lepszego świata. Joan Fry wspominała widok dziewięciu zaprzęgów koni orzących jedno pole, kiedy jechała wśród rozległych pól kukurydzianych Meklemburgii, i odbicie zachodzącego słońca w rozlewiskach na północ od ujścia Łaby. I na zawsze zachowała w pamięci – w czasach, gdy widok „cienkich rączek i starych, poszarzałych twarzyczek głodujących dzieci”39 był na porządku dziennym – wieczór spędzony pod gwiazdami, kiedy słuchała, jak jej przyjaciel Albrecht Mendelssohn (1874–1936), wnuk kompozytora Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego, gra na fortepianie muzykę swego dziadka. (Albrecht Mendelssohn, 1874–1936, był wykładowcą prawa zagranicznego na uniwersytecie w Hamburgu i aktywnym pacyfistą, a także założycielem Instytutu Polityki Zagranicznej, jednego z pierwszych instytutów badań nad pokojem; kiedy w 1933 roku Hitler doszedł do władzy, Mendelssohn został zmuszony do rezygnacji ze wszystkich stanowisk naukowych i w 1934 roku wyjechał do Anglii, gdzie objął funkcję starszego pracownika naukowego w Balliol College).

      Violet Markham opisywała Nadrenię jako „zaczarowany ogród”, zachwycała się soczystą zielenią pól, plamami musztardowych odcieni, bogatą kolorystyką drzew i krzewów oraz kwiatami, które „zlewały się i lśniły wespół w czystym blasku słonecznych promieni”40. Franck też zachował cudowne wspomnienia. W czasie pieszej podróży z Monachium do Weimaru spędził pierwszą noc w gospodzie w małej wiosce Hohenkammer: „Nie umiem sobie wyobrazić”, pisał, „jaki los spotkałby człowieka, który natrafia na grupę amerykańskich farmerów i oznajmia im, że jest Niemcem zaraz po wojsku, ale coś mi mówi, że nie spędziłby tak przyjemnego wieczoru jak ja w wiejskiej gospodzie w Hohenkammer”41. Następnego, słonecznego dnia ruszył

      zielonymi polami, przetykanymi niemal czarnymi połaciami lasów iglastych, przez które szeroka, jasnoszara droga wiła się i falowała jak ogromny liniowiec na pulsującym z wolna morzu. Co kilka kilometrów nad horyzontem wyrastało miasteczko, raz okrakiem na drodze, innym razem ponad nią, rozciągnięte na zboczu. Miasteczka lśniły czystością, od wyszorowanych podłóg po bielone wieżyczki kościołów, ujęte w ramy aksamitnej zieleni łąk bądź pól uprawnych, na których mieszkańcy obojga płci sumiennie, lecz bez pośpiechu, wykonywali codzienne czynności. Nie sposób pojąć, czym ci prości, łagodni ludzie zasłużyli sobie na reputację najdzikszych i najbrutalniejszych wojowników naszej współczesności42.

*

      Dwudziestego ósmego lutego 1923 roku Violet Bonham Carter w towarzystwie pokojówki wsiadła do pociągu na stacji Liverpool Street w Londynie. Córka Herberta Asquitha (brytyjskiego premiera w latach 1908–1916) i niebawem przewodnicząca National Liberal Federation, udawała się w podróż do Berlina.

      Jej celem było zbadanie francuskiej okupacji Zagłębia Ruhry, które uważała za „niebezpieczne szaleństwo”. Jedenastego stycznia wojska francuskie i belgijskie w liczbie sześćdziesięciu tysięcy wkroczyły do przemysłowego serca Niemiec, aby odebrać węgiel, który Niemcy miały dostarczyć na mocy postanowień traktatu wersalskiego. Zdaniem Bonham Carter odszkodowania, których żądała Francja (w 1923 roku niemiecki dług wobec narodów sprzymierzonych opiewał na 6,6 miliarda funtów, równowartość 280 miliardów funtów w 2013 roku), są niesprawiedliwe moralnie i politycznie szalone. Wiele osób w Ameryce i Wielkiej Brytanii podzielało jej zdanie w przekonaniu, że gospodarczy upadek Niemiec przyczyni się do zwycięstwa komunistów.

      Podróż do Berlina nie należała do przyjemnych. Pociąg okazał się brudny i zatłoczony, a ponieważ węgiel był tak marnej jakości, posuwali się w żółwim tempie. Na granicy Violet po raz pierwszy zetknęła się z niemiecką inflacją – która wkrótce przerodzi się w hiperinflację. Za dwa funty otrzymała 200 tysięcy marek, „stos pieniędzy, które ledwie uniosłam”, i zniesmaczył ją widok „trzech nieznośnych, amerykańskich pajaców”, niezmiernie rozbawionych tym kursem wymiany („5 tysięcy marek, śmiechu warte”). Pogawędziła sobie za to z handlarzem ryb z Aberdeen, który jechał do Niemiec z zamiarem


Скачать книгу

<p>35</p>

Tamże, 2 sierpnia 1919.

<p>36</p>

Franck, s. 190, 195.

<p>37</p>

Smith do żony Kay, 11 maja 1919, TSP.

<p>38</p>

Roddie, s. 96.

<p>39</p>

Essen, 28 lipca 1919, Friends Library, FEWVRC/Missions/10/1/6/7.

<p>40</p>

Markham, s. 128.

<p>41</p>

Franck, s. 268.

<p>42</p>

Tamże, s. 272–273.