Noah jest bardziej. Simon James Green

Noah jest bardziej - Simon James Green


Скачать книгу
się jęki, okrzyki i wyzwiska z tłumu.

      – Nie ma sensu wyć. Jeśli macie zażalenia, kierujcie je do Noaha Grimesa z jedenastej klasy.

      Pani O’Malley wskoczyła do karetki, zatrzaśnięto za nią drzwi i samochód odjechał z boiska.

      Noah zatęsknił za kamieniem, pod który mógłby się wczołgać i umrzeć.

      – Wzorowe zachowanie, Noah – rzuciła Jess Jackson, która akurat przechodziła obok, krzywiąc się na jego widok i wystawiając idealnie pomalowany środkowy palec. – Przewracać bezbronną dziewczynę i deptać jej nogi. Ty bohaterze.

      Może mógłby umrzeć obok kamienia. Może duży kamień nie był niezbędny. Wystarczyłby mały żwirek. Taki, na którym się właśnie koncentrował.

      – Cześć, kamyczku – mruknął Noah. – Czy lepiej żyć jako kamień?

      Pokiwał głową, imitując odpowiedź kamienia.

      – O, jakże ci zazdroszczę twojego prostego życia, kamyczku. Robisz tylko swoje, rok po roku…

      – Wszystko okej, Noah? – spytał głos, który na dziewięćdziesiąt dziewięć procent należał do Harry’ego.

      Noah przytaknął, wciąż ukrywając głowę między kolanami.

      – Okej, no to chyba idziemy się przebrać – powiedział Harry.

      – Mm – mruknął Noah, nie podnosząc wzroku.

      – Idziesz?

      Noah pokręcił głową niemrawo.

      – Wszystko w porządku? – spytał Harry.

      – Ehe.

      – Na pewno?

      – Ehe. – Noah czuł na sobie wzrok Harry’ego.

      – Idź, zaraz cię dogonię – powiedział do kogoś Harry.

      – Okej – odparł seksowny głos o francuskim akcencie, podczas gdy Noah patrzył, jak para butów do piłki nożnej truchta w stronę szatni.

      Harry usiadł na ziemi obok Noaha.

      – Nie wiem, co ty, do cholery, wyprawiałeś – powiedział Harry.

      – Ani ja – odparł Noah, podnosząc wreszcie głowę.

      – Jakby cię nagle opętał jakiś diabeł. Demon WF-u. Byłeś jak szalony.

      Noah pociągnął nosem i go potarł.

      – No.

      Harry objął go i szarpnął do siebie.

      – Na pewno nic jej nie będzie. Tylko zwichnęła sobie nogę. To się często zdarza w piłce. No, chodź do szatni i przebierz się, bo zamarzniesz.

      – Teraz to może najlepsze, co mogę zrobić.

      – Dobra – odparł Harry. – No to umrzemy razem. – Położył się na ziemi i rozpostarł ramiona. – A więc chodź, okrutna zimo! Nie proszę twej łaski!

      Noah zmusił się do lekkiego uśmiechu. Harry wyglądał uroczo – zarumieniony od ćwiczeń na zimnie – i słodko w swoim stroju do piłki nożnej. Był idealny. Jakby osoba, która go zaprojektowała, brała wcześniej miarę. Na Noahu nic nigdy nie leżało tak dobrze. Zawsze czuł, że jego ubrania go nienawidzą.

      – No ale – westchnął Noah – muszę… zabrać sprzęt do składziku.

      – Masz na myśli piłkę?

      – Tak – odparł Noah.

      Harry usiadł.

      – Dobra, to pewnie…

      – Idź. Idź i… przebierz się z Pierre’em – odparł Noah, starając się, aby jego głos zabrzmiał lekko.

      Harry spojrzał na niego i zagryzł wargę.

      – O co ci chodzi? Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?

      – Dziwnie? Wcale nie.

      – Myślisz, że lecę na Pierre’a?

      – CO?! – Noah aż opluł się gorliwie, żeby podkreślić, jak to totalnie niedorzecznie brzmi.

      Harry wytarł ślinę z policzka.

      – Aha. No, okej.

      – Zaraz. Lecisz na Pierre’a?

      – Nie, nie lecę na Pierre’a.

      – To po prostu dziwne, że tak bez powodu mówisz nagle coś takiego. O to mi chodzi.

      – Nie lecę na Pierre’a.

      – Nie lecisz na Pierre’a?

      – Nie lecę na Pierre’a. – Harry przewrócił oczami, cmoknął przelotnie Noaha, po czym skoczył na nogi i wytarł wilgotną trawę ze spodni. – To zaraz się widzimy – powiedział, ruszając w stronę szatni.

      Noah patrzył, jak odchodzi.

      O mój Boże. Harry leci na Pierre’a.

      Noah otworzył drzwi do obrzydliwego składziku pani O’Malley i natychmiast uderzyła go kwaśna woń zatęchłych skarpet, potu i poniżenia. Rozejrzał się wokół. Jak to możliwe, że tyle unieszczęśliwiających przedmiotów można zmieścić w jednym pomieszczeniu?

      W jednym kącie stał oszczep, który pewnego dnia starsi chłopcy wetknęli w nogawkę jego spodenek gimnastycznych i przybili go do ziemi, tak że nie mógł się ruszyć. Siódmoklasiści, którzy znaleźli go na następnej lekcji, posikali się ze śmiechu.

      O, a tutaj leżała piłka do rugby, która raz przypadkiem znalazła się w jego rękach podczas lekcji, co skłoniło starszych chłopców do tego, by wpadli na niego, obalili go na ziemię i rzucili się gromadą, wijąc się jak wielkie, włochate, umięśnione bestie, którymi byli. Naciskali na niego, ocierając się… Tak, to było straszne… Po prostu straszne…

      Położył felerną piłkę na środku biurka pani O’Malley.

      Po co pani O’Malley biurko? – zamyślił się. – Jakie ma niby papiery do ogarnięcia? Plany lekcji? Co one mogą zawierać? Pozwolił, żeby jego wzrok przeleciał po arkuszach. Nie był wścibski ani nic takiego. Chciał tylko sprawdzić, czy piłka nie zabrudzi czegoś ważnego…

      Och!

      Co to za smakowitość wystaje spod teczki?

      Delikatnie wysunął kartkę: potwierdzenie przelewu… prosto na konto bankowe „pani B. O’Malley”… na dziesięć tysięcy brytyjskich funtów… od kogoś z Rosji!

      Noah wbił wzrok w kartkę, wiedząc, że to nie jego sprawa, ale był niesamowicie zaintrygowany. O co tu może chodzić? Wielka kwota! Z Rosji! Od kiedy to oznacza cokolwiek dobrego?

      – O, ty niegrzeczny chłopczyku.

      Noah zamarł i podniósł wzrok. Cholera. Przyłapano go.

      Rozdział siódmy

      – Odkładałem piłkę na miejsce! – pisnął Noah.

      Eric pokręcił głową.

      – Kurde, człowieku, kłamca z ciebie do bani.

      – Nie. Nie kłamię. Mówię prawdę – odparł Noah z szeroko otwartymi oczami.

      Eric parsknął i wkroczył do biura, rozglądając się dokoła jak detektyw wchodzący na miejsce zbrodni.

      – Stoisz za jej biurkiem, mimo że nie musisz, i masz w dłoni kawałek papieru. Czyli o co chodzi?

      – Papier? – odparł Noah, spoglądając na kartkę, którą miał w dłoni.


Скачать книгу