Noah jest bardziej. Simon James Green

Noah jest bardziej - Simon James Green


Скачать книгу
pociągnęła nosem i wyjęła paczkę papierosów z kieszeni dżinsów o wysokim stanie.

      – Nie. Macie zapalniczkę?

      – Och, nie, Eva, nie! Nie wolno ci! Palenie – Noah wykonał gest palenia papierosów, na wypadek gdyby dziewczyna nie zrozumiała – jest zabronione, ZABRONIONE, na terenie szkoły.

      – Super. Nie musisz krzyczeć – odparła Eva, przenosząc ciężar ciała na jedną niezwykle długą nogę i krzyżując ramiona.

      – Więc mamy zaplanowanych wiele atrakcji – powiedział Noah – w tym wieczór quizów w sobotę, nad którym mam pieczę, w ramach – zrobił przerwę, żeby zbudować napięcie – Brytyjskiego Koła Fortuny! – Spojrzał na zebranych. – Ha, ha, dobre, nie?

      Twarze Evy i Pierre’a były bez wyrazu. Harry pokiwał głową i się uśmiechnął.

      – Możemy iść na kawę? – zasugerował Pierre, gdy zadźwięczał dzwonek na lekcje.

      – Kawę? Kawę? – odparł Noah, krzywiąc się. – To brytyjskie gimnazjum. Jeśli macie ochotę się orzeźwić, trzeba iść do poidełka z wodą. Mam nadzieję, że je zdezynfekowali od czasu, gdy jakiś ósmoklasista nasikał do niego. Tędy, ludzie!

      Noah ruszył z gromadką… oprócz Evy, która wzięła swój pokrowiec z gitarą i poszła w drugą stronę.

      Rozdział szósty

      Noah kręcił się na odległym końcu boiska, w dokładnie przeciwnym miejscu niż znajdowała się piłka, i był całkiem pewien, że jest też w linii prostej możliwie najdalej od miejsca wydarzeń. Musiał udawać chętnego i wziąć udział w tym żałosnym meczu piłki nożnej, ale nie wiedział, dlaczego nie mogli spędzić miłego popołudnia na przykład na wycieczce przyrodniczej. Dla francuskich uczniów poszukiwanie brytyjskich dzikich kwiatów i krajowych gatunków ptaków czy mchów i takich tam na pewno byłoby interesujące.

      – Grimes! – ryknęła pani O’Malley, gwiżdżąc na niego gwizdkiem. – Piłka jest tam! Potrzebujesz nowych okularów?!

      – Nie, jestem w obronie! – wyjaśnił Noah. – Jestem obrońcą!

      – Jesteś leniem, ot co! Włącz się do gry!

      Noah podbiegł od niechcenia dwa kroki, po czym spojrzał pod siebie.

      – Ojej, but mi się rozwiązał! – powiedział, schylając się, rozwiązując sznurowadło i zabierając się powoli do jego zawiązania. – Za chwilę wracam!

      Nie musiał się przejmować. Uwaga pani O’Malley była skupiona na nagłym okrzyku publiczności, gdy wspaniały Pierre nagle pomknął do przodu z piłką, zręcznie przekopał ją dookoła pięciu piłkarzy z drużyny Noaha i sunął po boisku jak po lodzie. Pierre był szybki. W mgnieniu oka przedarł się naprzód i zostawił za sobą wszystkich przeciwników, którzy nie byli w stanie go dogonić.

      I pędził wprost na Noaha.

      Pani O’Malley znów dmuchnęła w gwizdek.

      – Grimes! To twoja szansa, żeby się wykazać!

      Noah miał chwilę, żeby obmyślić strategię. Wszyscy obserwowali, jak Pierre mknął ku niemu niczym japoński pociąg-pocisk, ale taki o czarującym uśmiechu i nadzwyczaj umięśnionych nogach.

      – Noah! Noah! – krzyczeli z trybun.

      Cholera.

      – Bierz go, Noah!

      O Boże!

      – Dajesz, Noah!

      Przełknął ślinę. Nie da rady tego uniknąć. Ruszył na spotkanie Pierre’owi, obierając kurs na bezpośrednie zderzenie. Spojrzał prosto w płonące oczy Pierre’a, gdy biegli na siebie. O Boże, on go stratuje! Jego delikatne kości rozpadną się w pył!

      Noah osunął się ciężko na ziemię około trzech metrów od Pierre’a, który go po prostu ominął.

      – Aaa! – stęknął słabo Noah.

      Tłum jęknął.

      Pierre wbił piłkę w siatkę. Francuska strona trybun zaczęła wiwatować.

      – No kurde, Noah! – wrzasnął ktoś.

      – Jesteś beznadziejny! – zawołała jakaś dziewczyna.

      – Ty dupku! – powiedział jakiś chłopak z dziewiątej klasy, pokazując mu obraźliwy gest. – Nawet cię nie dotknął!

      – Skurcz! – wyjaśnił Noah ryczącemu tłumowi, chwytając się za nogę w ramach symulacji.

      – Gów-no! – zawołało kilka osób, zanim zaczęto skandować. – Gów-no, gów-no, gów-no…

      Noah podszedł do pani O’Malley i w ostatniej chwili przypomniał sobie, że powinien kuleć.

      – Wyzywają mnie – pożalił się.

      Pani O’Malley wzruszyła ramionami.

      – Nie podoba ci się? To nie rób im zawodu.

      Noah westchnął i obrócił się, a wtedy zobaczył, jak Harry podbiega do Pierre’a, śmiejąc się, ściskając go i gratulując mu cholernie niesamowitego gola.

      Ściska go! Uścisk! Trzy godziny temu nawet się nie znali, a teraz obejmują się serdecznie. Bóg raczy wiedzieć, co będą robić wieczorem… Pierre wślizgnie się do pokoju Harry’ego… I zapewne sprawy potoczą się tak:

      HARRY: Och, Pierre, ten gol był taki dobry. Nie mogę przestać o nim myśleć.

      PIERRE: On był dla ciebie, Harry.

      HARRY: Dla mnie?

      PIERRE: Tak. I znowu chciałbym zaliczyć.

      HARRY: (chichocząc) Och… Pierre!

      PIERRE: Przedrę się przez twoją obronę i wbiję się prosto w twoją bramkę, Harry.

      HARRY: Weź mnie w swoje francuskie ramiona i pocałuj mnie po francusku!

      Właśnie to się wydarzy. Przystojny, gej, a do tego dobry w sporcie. Jakie Noah ma szanse? A Harry’emu najwyraźniej się to podoba… Zaimponował mu…

      Noah zacisnął mocno pięści. Jeszcze pokaże Harry’emu. Wszystkim pokaże. Jeśli się skoncentruje, to też wbije gola. Będzie tak wspaniały i tak… pociągający jak Pierre.

      Pani O’Malley zagwizdała.

      To jego chwila.

      Wszystko dokoła się zlało, oprócz idealnie wyostrzonego widoku na piłkę. Popędził do niej, jego nogi nagle zaczęły żyć własnym życiem, a w nim wezbrała energia, której wcześniej nie znał… Tylko on… i ryk tłumu, gdy przejął kontrolę nad piłką, obrócił się i przebił się przez środek francuskiego zespołu. Jego droga w stronę bramki była wyjątkowo czysta… Tłum wiwatował… Krzyczał jego imię… Chwała będzie jego… Harry zobaczy, że jest tak samo dobry – nie, lepszy! – niż Pierre…

      Miał puste pole do bramki… Tylko jedna dziewczyna stała mu na drodze… A niech ją… Dlaczego tu stoi, psując mu jego szansę? Nie… lepiej biec dalej… nabrać prędkości… pędzić do niej… pędzić… i…

      Zaczął wywijać rękami jak zwariowany helikopter… To straszny widok… Odsunie się ze strachu!

      Macha rękami! I pędzi dalej!

      Noah siedział na brzegu boiska z głową w dłoniach, podczas gdy ratownicy medyczni odnosili do karetki na


Скачать книгу