Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru. Frigiel

Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel


Скачать книгу
Frigiel puścił Fluffy’ego i pomknął w stronę złodziejki. Ghast nadlatywał, wydając z siebie smutny, piskliwy skrzek.

      Frigiel wyciągnął miecz i wziął przyjaciółkę pod ramię. Dziewczyna oparła się o niego.

      – Dziękuję – szepnęła.

      Kiedy jednak Frigiel podniósł głowę, ujrzał ogniową kulę lecącą prosto na nich. Zaskoczony chłopak nie wiedział, co robić. Odruchowo uniósł miecz, by się zasłonić.

      Czuł, że to, co robi, na nic się nie zda. Ale było już za późno. Chłopak zamknął oczy. Poczuł, jak wysoka temperatura pocisku liże go po twarzy i dotarł do niego zapach własnych włosów, z których kilka dotkniętych przez płomienie spłonęło.

      W tej samej jednak chwili poczuł, że kula ognia odbija w innym kierunku. Otworzył oczy. Rzeczywiście – jego miecz właśnie ją odesłał. Kula odleciała i rozbiła się o rzekę lawy.

      – Mam pewien pomysł – powiedział, sadzając Alice obok siebie.

      Fluffy podszedł do Alice i szturchnął ją czubkiem pyszczka, wydając przy tym jęknięcie, by utrzymać złodziejkę w stanie świadomości. Frigiel chwycił miecz w obie ręce, po czym stanął naprzeciwko ghasta. Nie bał się. Ciepło spowalniało jego ruchy, ale miało tę zaletę, że wywoływało w nim coś na kształt rozdrażnienia, które osłabiało lęk.

      – Nie no, co ty, creeper padł ci na bloczek? – odezwała się do niego cichym szeptem Alice. – Co ty myślisz, że zrobisz z…?

      Ponownie rozległ się piskliwy krzyk i kolejna kula ognia już ku nim mknęła. Frigiel ugiął kolana i przyjął bojową postawę. Był skoncentrowany. Kiedy kula znalazła się w zasięgu jego miecza, mocno ją uderzył.

      Ognista kula oddaliła się w przeciwnym kierunku. Tym razem jednak Frigiel wycelował poprawnie. Ghast ujrzał, jak jego własny pocisk wraca do niego i nie mógł zareagować. Kula ognia uderzyła go prosto w twarz. Połowę jego ciała zajęły płomienie, a następnie potwór rozbił się o ziemię, wydając przy tym wężowe syknięcie.

      Gdy Frigiel zrozumiał, że go pokonał, poczuł, że od ramion spływa na niego gwałtowne uczucie wyczerpania. On także był u kresu sił. Zarówno upał, jak i gęste, kłujące powietrze sprawiały, że każdy wysiłek wiele go kosztował.

      Chłopak rzucił okiem na ścianę klifu, która wznosiła się za ich plecami. Była z obsydianu. Na wysokości powyżej jakichś stu bloków Frigiel dojrzał jamę. Odwrócił się do Alice pełen zapału.

      Dziewczyna straciła przytomność.

      Chłopak uklęknął przy niej, poklepał ją po policzkach. Alice powoli otworzyła oczy.

      – Spójrz – powiedział, pokazując kryjówkę – usadzimy tam nasze bloczki i poczekamy, aż odzyskamy siły.

      Dziewczyna kilkakrotnie spróbowała otworzyć usta, nim udało jej się coś powiedzieć. Upał oraz pragnienie sprawiły, że jej wargi spierzchły się i skleiły.

      – Przykro mi – odezwała się. – Nie sądzę, żebym była w stanie się tam wspiąć.

      Frigiel przypomniał sobie, że Abel podarował mu swój diamentowy kilof. Raz jeszcze podniósł Alice, trzymając ją pod rękę, i zaprowadził dziewczynę pod samą ścianę. Ułożył ją tam wygodnie. Coraz bardziej chciało mu się pić. Jego język przypominał kołek. Chłopak miał wrażenie, że jego usta wysychają z ogromną szybkością. Spróbował przełknąć ślinę, ale już jej nie było. Gdy się wyprostował, poczuł lekkie mdłości.

      – Zostań tutaj – powiedział. – Wytworzę coś, co pozwoli nam się schronić. Później zastanowimy się, co dalej.

      Fluffy kilka razy obrócił się, podnosząc swoje białe łapki. Potem wyciągnął się tuż obok Alice. Frigiel wyciągnął kilof i zaczął drążyć. Dotarłszy do końca pierwszego bloku, był zziajany. Gdy wydrążył drugi, zatoczył się i wydało mu się, że zaraz sam zemdleje. Oparł się o skałę i myślał przez chwilę. Jeśli tak dalej pójdzie, to straci przytomność, nim ukończy konstrukcję. Wtedy wszyscy troje umrą. Potrzebna im była woda. Przez chwilę żałował, iż użył magicznego bloczka przeciwko smokowi. Gdyby go zachował, być może teraz mogliby się napić. Potrząsnął głową, by przepędzić tę myśl. Wiedział, że tracenie czasu na rozpamiętywanie nie uratuje mu życia.

      Gdzieś w oddali, daleko, za jeziorem lawy, chłopak nagle dostrzegł jakąś małą kamienną budowlę. Był to kwadratowy murek, pośrodku którego znajdowała się turkusowa sadzawka. Niewyczerpane źródło wody6! Duszący upał Netheru sprawiał, że wirowały nad nim obłoki pary. Frigiela przepełniła wielka radość, która dodała mu sił. To oczywiste – jeśli przed nimi przybyli tu jacyś ludzie, musieli o tym pomyśleć i porozmieszczać źródełka dla tych, którzy przyjdą potem! Chłopak szybko podbiegł do Alice.

      – Czekaj na mnie – powiedział. – Znalazłem wodę! Chwila i jestem z powrotem!

      Ale kiedy już zamierzał się oddalić, złodziejka zawołała go słabnącym głosem:

      – Frigiel… Myślisz, że z Ablem wszystko w porządku?

      Chłopak przykucnął. Dziewczyna mówiła z zamkniętymi oczami, a jej twarz była rozpalona od gorączki i mokra od potu.

      – Oczywiście! – odpowiedział. – Jestem tego pewny.

      – Dobrze zrobił, że nie poszedł tutaj za nami – powiedziała.

      Frigiel zmarszczył brwi. Słowa dziewczyny go niepokoiły. Alice naprawdę potrzebowała pomocy.

      – Znajdziemy go. Nie martw się tym. A potem wybudujemy sobie śliczny dom na Kwiecistych Równinach Meraim. Tam będziemy cieszyć się spokojem.

      Na twarz złodziejki wypłynął piękny uśmiech.

      – Umowa stoi – powiedziała.

      Frigiel delikatnie ułożył jej głowę na obsydianowym bloku. Pogłaskał rozpalony pyszczek Fluffy’ego, który odpowiedział mu cichym jękiem.

      – Wrócę szybko – wyszeptał.

      Po czym ruszył w stronę źródła.

      ROZDZIAŁ 5

      Źródło musiało teraz być tuż-tuż. Za tym niewielkim pagórkiem. Chłopak był tego pewien. Zauważył je z miejsca, gdzie pozostawił Alice i Fluffy’ego. Wystarczyło tylko przebić się przez tę nową grupkę zombie-pigmenów i wdrapać się na kopiec.

      Za każdym razem, gdy spotykał zombie-świnie, chłopak czuł gulę w gardle. Wydawało mu się, że nie panuje nad sobą tak, jak wcześniej. Frigielowi do tego stopnia bardzo chciało się pić, iż odnosił wrażenie, że wargi mu się kruszą. Nogi mu drżały, a każdy gwałtowny ruch sprawiał, że chłopak zwracał głowę w stronę, z której ów ruch się brał. Piekły go podrażnione oczy. Spocone dłonie stały się śliskie.

      W chwili, gdy chłopak prześlizgiwał się pomiędzy zombie, zatykając sobie nos, by nie czuć ich strasznego zapachu, usłyszał w oddali przerażający chrzęst. Serce omal nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Jego oddech przyspieszył. Jeśli zaskoczy go tutaj ghast, będzie zgubiony. Jedna źle odbita kula ognia i wszyscy zombie-świnie rzucą się na niego niczym wilki na bezbronną kość.

      Uwagę chłopaka zwrócił jakiś ruch po jego prawej stronie. Do przepastnego wnętrza jaskini wpływał ghast. Przelatywał niespiesznie nad dużym jeziorem lawy.

      Frigiel zastygł w bezruchu. Potwór znajdował się zbyt daleko, by go zauważyć. Gdyby jednak zboczył z obranej trajektorii


Скачать книгу

<p>6</p>

Od chwili, kiedy ukazał się mój ostatni artykuł, w którym twierdzę, że nie istnieje coś takiego jak „blok” wody, ludzie bez przerwy zawracają mi bloczek, przychodząc do mnie z tak zwaną łamigłówką dotyczącą niewyczerpanych źródeł wody. Ale proszę wybaczyć, moi drodzy – ci, którzy pragniecie mnie ośmieszyć – fakt ten nie stanowi wcale dowodu! W istocie – dwa wiadra wody wlane w sam środek konstrukcji wykonanej z dziesięciu bloków zachowują się tak, że za każdym razem, gdy pobiera się z tej konstrukcji wiadro wody, pozostająca w zbiorniku woda przelewa się w puste miejsce, tworząc tym samym pewne niewyczerpane źródło. Lecz co ma ów fakt wspólnego z tym, że woda miałaby rzekomo być blokiem? Gdyby rzeczywiście tak było, moglibyśmy nosić „bloki” wody bezpośrednio w naszych torbach albo też wytwarzać nieskończone źródła kamienia lub żwiru! Utrzymuję, że woda jest płynem i że kształt bloku, jaki przybiera, jest zaledwie jedną z wielu form, w jakiej może występować. Niech ktoś mi udowodni, że może trzymać blok żelaza lub obsydianu w wiadrze, a zapłacę za przegrany zakład w szklankach cegły (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 72).