Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru. Frigiel

Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel


Скачать книгу
pewny, że…”.

      Chłopak rozejrzał się wokół siebie, by upewnić się, że nie popełnił błędu. Mógłby przysiąc, że wcześniej dostrzegł tutaj źródło wody. Ni stąd, ni zowąd dopadły go wątpliwości – jak niby miano napełnić źródło, skoro woda wyparowywała tu z wiader tuż po tym, jak opuszczała pojemnik? Sam tego doświadczył. Niemniej jednak chłopak był pewien, że widział szarą konstrukcję wokół źródła! Ale teraz, kiedy stał w miejscu, gdzie powinna się znajdować, nie widział najmniejszego bloku kamienia. Czyżby to była fatamorgana?

      Chłopak udał się na drugi pagórek. Tam także nic nie znalazł. Odwracając się w stronę miejsca, gdzie zostawił Alice i Fluffy’ego, zauważył duże jezioro wody ciągnące się wzdłuż brzegu jeziora lawy. To jezioro nie istniało – tego był pewien. Jednakże mógł zobaczyć, jak odbija się w nim każdy detal skały macierzystej. Znajdowała się tam nawet fałszywa para, która kłębiła się tuż nad powierzchnią jeziora.

      Rozgoryczony chłopak wyruszył w drogę powrotną. Co powie Alice? Co teraz będzie? Czy znajdzie w sobie siłę, by dotaszczyć Alice do portalu? Czy będzie pamiętał, jak go odszukać?

      Z wielkim trudem Frigiel – niemalże nie mogąc złapać tchu i z językiem suchym jak drewniany kołek – pokonywał wysokość dzielącą jezioro lawy od miejsca, gdzie podjęli próbę budowy schronienia. Uniósł głowę.

      Obok Alice i Fluffy’ego stał Valmar. Mężczyzna postawił na ziemi czarny kocioł. Był on po brzegi wypełniony czystą wodą, która parowała leniwie w rozżarzonym powietrzu. Frigiel ruszył w ich stronę szybkim krokiem. Ujął w obie ręce głowę przyjaciółki, która wybudzała się powoli. Za plecami słyszał chlupot wody. Słyszał również dźwięk, jaki wydawała z siebie zmięta tkanina, gdy Valmar szukał w plecaku czegoś, co mogłoby im pomóc.

      – Alice – powiedział. – Alice! Patrz, Valmar nas odnalazł! On nas uratuje!

      Złodziejka z trudem podniosła głowę. Rzuciła okiem na to, co działo się za jego plecami.

      – Frigiel, o kim ty mówisz?

      Frigiel odwrócił się z walącym sercem.

      – Valmar, na mój kilof! – rzucił. – Valm…

      Valmara tam nie było. Kotła, który zdawało mu się, że widział – również. Słyszał jednak dźwięk miętego plecaka oraz chlupot wody…

      – Valmar! – wykrzyknął w nagłym przypływie panicznego strachu. – Valmarze!

      Wtedy też przypomniał sobie, że zostawili maga, gdy ten walczył ze smokiem. Mężczyzna prawdopodobnie nie żył. To tylko nowe złudzenie optyczne. Nagle chłopakowi bardzo mocno zakręciło się w głowie. Chciał przełknąć ślinę, lecz jego usta były spierzchnięte, a gardło tak ściśnięte, że okazało się to niemożliwe. Poczuł, że zaraz zemdleje. Ułożył się obok Alice.

      Jakiś ruch przyciągnął jego uwagę. Zauważył, jak jakiś cień zbliża się, idąc pomiędzy członkami grupy zombie-świń. Przerażający cień. Nadchodził chwiejnym krokiem podobnym do sposobu, w jaki poruszali się zombie, skrępowany wagą nieproporcjonalnego bloku, który służył mu za głowę.

      Ale Frigiel nie wierzył już w to, co widział.

      Westchnął, po czym stracił przytomność.

      ROZDZIAŁ 6

      Ogromny pozbawiony skorupki ślimak prześlizgiwał się powoli po twarzy Frigiela. Chłopak czuł jego chropowatą, wilgotną skórę. Ślimak zasłonił mu nos.

      Frigiel obudził się gwałtownie, przerażony myślą, że mógłby się udusić.

      Zdzielił się w policzek, by strącić ślimaka. Nigdzie jednak nie znalazł mięczaka. Był tam tylko Fluffy, który siedział z wywieszonym jęzorkiem i machał ogonem, szczekając radośnie.

      – Nie za wcześnie! – odezwał się ochrypły głos za jego plecami.

      Do Frigiela dotarło, że leży na ziemi w jaskini, do której wejścia chronią mur z obsydianu oraz żelazne drzwi. Na środku pomieszczenia królował kocioł. Z boku pyrkał statyw alchemiczny7. W rogu leżał wielki brązowy plecak, a obok niego inny, który z kolei był czerwony i bardzo mały. Do kotła podszedł jakiś człowiek i napełnił szklaną butelkę. Był średniego wzrostu, nieco pulchny, a czoło miał gładkie niczym blok obsydianu. Korona złotych włosów, która porastała bloczek czaszkowy mężczyzny, nieznacznie kontrastowała z jego opaloną skórą. Mimo wygiętych w łuk pleców nieznajomy poruszał się energicznym krokiem starego piechura.

      – Na powierzchni upłynęły już ze dwa dni8, jak nic. To nie tak, że tylko to mam do roboty, a co. Czas to szmaragd9, jak mówią.

      Nie przestając narzekać, mężczyzna podał szklaną butelkę z wodą Frigielowi. Chłopak pochwycił naczynie i w mig je opróżnił. Woda była letnia. Dzięki zwężającemu się ku końcowi gwintowi butelki woda nie miała czasu w pełni wyparować. Mężczyzna wyjął notes oraz ołówek, po czym zapisał coś w środku.

      – Kim pan jest? – zapytał Frigiel.

      – To Banugg! – odezwała się Alice, wchodząc do kryjówki. – Uratował nam życie!

      Dziewczyna wzięła ze stołu pustą szklaną butelkę i zamoczyła ją w kotle.

      Mężczyzna uniósł oczy ku niebu.

      – Nie wypiłaś już wystarczająco? – powiedział zrzędliwie. – Potrzebuję wody do moich mikstur.

      Na twarzy Alice pojawił się grymas, który dziewczyna pokazała mężczyźnie, po czym jednym haustem przełknęła zawartość szklanej butelki. Banugg ponownie wyciągnął swój notes i coś w nim zapisał.

      Zaczepne zachowanie Alice rozgrzało serce Frigiela. Z takim bólem patrzył na nią, gdy opadała z sił i osłabiało ją pragnienie! Zdawało się, że złodziejka odzyskała siły oraz swoje poczucie humoru.

      – Teraz, kiedy twój przyjaciel się obudził, będziecie mogli odejść – rzucił Banugg.

      Frigiel zwiesił głowę. Od strachu skręcało go w brzuchu. Przypominał sobie ich tułaczkę, swoje własne szaleństwo. Ledwie poczuł się bezpieczny, musiał wracać do tego piekła.

      Alice podeszła do alchemika.

      – Och, nie, Banugg! – powiedziała, przybierając minę zbitego psa – Nie możesz nas zostawić całkiem samych! Znowu się zgubimy!

      Mężczyzna wydał z siebie przeciągłe westchnienie. Przez chwilę zastanawiał się nad czymś.

      – Skąd się tutaj wzięliście?

      – Przeszliśmy przez portal znajdujący się na wulkanie Halgavegur – powiedział zaskoczony Frigiel. – Dlaczego pytasz? Są jakieś inne portale?

      Banugg potrząsnął głową.

      – Nie – odezwał się. – Ten jest jedyny.

      Frigiel zmarszczył brwi. Mężczyzna kłamał. Dlaczego zadał takie pytanie, skoro istniało wyłącznie jedno przejście?

      – A gdzie idziecie?

      – Nie wiemy – powiedziała Alice.

      Mężczyzna wybuchł śmiechem.

      – A to dobre! Jeśli nie wiecie, dokąd idziecie, to zdziałam tyle, ile ze złamanym kilofemСкачать книгу


<p>7</p>

Wystarczy pochylić się nad działaniem statywu alchemicznego, by zrozumieć, dlaczego wytwarzanie „magicznych mikstur” nie ma w rzeczywistości nic wspólnego z magią. Statyw alchemiczny z każdego składnika wyciąga jego najbardziej niezwykłe właściwości, po czym tak dobrze koncentruje je we szklanych butelkach, że owe czynniki zyskują nadzwyczajne moce – takie, jakich świat nie widział. Jeśli jednak wciąż twierdzisz, że mikstura na widzenie w ciemności nie ma nic wspólnego ze swoimi składnikami, czyli ze złotą marchewką, cóż, odpowiem, że właśnie w tym tkwi cała magia (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 156).

<p>8</p>

Pierwszy łowca przygód, który powrócił żywy z Netheru, miał ponoć oznajmić: „Czuję się tak, jakbym przez cały tydzień nurkował na bezdechu i dopiero teraz wracał na powierzchnię!”. Od tego momentu termin „powierzchnia” używany jest w Netherze na określenie normalnego świata (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 274).

<p>9</p>

Ludzie w pośpiechu często mówią, że „czas to szmaragd”. Co za okropne powiedzenie! Chcieć nadawać wartość pieniężną czasowi to jakiś absurd! Im szybciej górnik wydobywa, tym więcej szmaragdów zdobywa. Ale im bardziej rolnik spieszy się ze sprzedażą plonów, tym mniej na tym zarabia. Traci swój czas ten, kto poświęca swe życie na to, by go zyskać, dobrze wykorzystany czas zawsze bowiem upływa zbyt szybko! (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 79).