Demony przeszłości. Część druga. Diana Palmer

Demony przeszłości. Część druga - Diana Palmer


Скачать книгу
do salonu na telewizję – zasugerowała łagodnie Gaby. – Ja mu to powiem.

      – Jeśli zacznie się śmiać, to pozwalam ci uderzyć go najmocniej, jak zdołasz – powiedziała Aggie.

      – Nie będzie się śmiał. Zaraz wracam.

      Szybkim krokiem podeszła do frontowych drzwi i wybiegła na zewnątrz. Bowie podniósł głowę i na jej widok oczy mu rozbłysły.

      – Jaka miła niespodzianka – rzekł, stawiając walizkę na podjeździe. – Chodź do mnie, kotku.

      Zanim Gaby zdążyła cokolwiek powiedzieć, chwycił ją w talii, uniósł i pocałował delikatnie w policzek, po czym postawił z powrotem na nogi.

      – Zboczyłem do Teksasu, żeby dowiedzieć się czegoś o panu Courtlandzie – wyjaśnił. – Wynająłem prywatnego detektywa dla przyspieszenia całej sprawy. Jeśli chodzi o tego dżentelmena, to…

      – … wyjechał – wpadła mu w słowo Gaby.

      – Wyjechał – powtórzył Bowie.

      – Tak jest. Wrócił do Wyoming.

      Gaby była niemile zdziwiona powitaniem. Bowie nie zachowywał się jak kochanek, raczej jak brat przyrodni, za którego go wszyscy brali. Czyżby doszedł do wniosku, że już jej nie chce? Czy jej powściągliwość ostatecznie go zniechęciła? Jak to możliwe, skoro ona tęskniła za nim każdego dnia i śniła o nim każdej nocy?

      – Dlaczego? – spytał, marszcząc czoło.

      – Aggie nie chce doić krów i orać ziemi – wyjaśniła Gaby. – Poza tym, on nie chciał pójść z nią do łóżka, ponieważ nie są małżeństwem.

      – Słucham?!

      – Starsi ludzie także się kochają – przypomniała mu Gaby. – Całowali się i przytulali, co niechcący widziałam w niedzielę. Pragną się nawzajem, ale on jest jednym z tych purytanów, którzy bez obrączki na palcu nie pozwolą zaciągnąć się do łóżka. Aggie się wściekła i odesłała go do wszystkich diabłów.

      Bowie był wyraźnie zszokowany.

      – Przecież mówimy o mojej matce!

      – Wiem. – Gaby uśmiechnęła się z lekkim zażenowaniem. – Czy to nie jest ekscytujące? I pomyśleć, że po twoim wyjeździe spodziewałam się umrzeć z nudów.

      – Twierdzisz, że Courtland opuścił Casa Rio? Na dobre? – Najwyraźniej Bowie chciał się upewnić.

      – Na to wygląda.

      – Pokłócili się?

      Gaby skinęła głową.

      – Aggie jest mocno sfrustrowana.

      Bowie westchnął ciężko, przesuwając spojrzenie po Gaby, poczynając od kształtnych piersi, przez wąską talię, zmysłowe biodra i długie smukłe nogi.

      – Wiem wszystko na temat frustracji – mruknął pod nosem i dodał głośniej: – Nie mogę sobie wyobrazić, że moja matka odczuwa to samo.

      – Ona nie jest staroświecka – zauważyła Gaby, starając się nie zaczerwienić pod wpływem spojrzenia Bowiego. Pierwszy raz do szarej sukienki założyła pasek, aby podkreślić talię. – O ile się nie mylę, oni są w sobie zakochani.

      – To nie ma znaczenia, skoro zszedł nam z oczu – orzekł Bowie. – Dzięki Bogu! Obawiałem się, że będę musiał uciec się do szantażu, żeby się go pozbyć.

      – Chodzi o twoją matkę – napomniała go Gaby. – Nie masz prawa…

      – Mam wszelkie prawa – przerwał jej Bowie. – Casa Rio to nasza rodzinna siedziba i jestem zobowiązany wobec zmarłego ojca zachować ją dla Aggie, dopóki będzie żyła, a potem dla siebie i ewentualnych moich potomków. Nie oddam Casa Rio obcemu mężczyźnie, najprawdopodobniej żigolakowi. – Podniósł do ust papierosa. – Zatrzymam to, co jest moje, kotku, a Casa Rio należy do mnie.

      – Uparty jesteś – zauważyła Gaby.

      – Ojciec nauczył mnie dostrzegać w najrozmaitszych sytuacjach własną korzyść. Dzięki temu nie popełnię błędu, próbując być zbyt wyrozumiały.

      – Czy nie widzisz, że postępujesz bezwzględnie?! – obruszyła się Gaby. – Nie ty jeden masz określone prawa.

      – Jeśli chodzi o Casa Rio, to tak. – Dotknął jej włosów. – Podobają mi się rozpuszczone.

      – A co z Aggie? – Gaby wróciła do zasadniczego tematu. – Płacze, od kiedy Ned wyjechał.

      – Pokażemy jej kilka rodzinnych zdjęć, a jutro zabierzemy do Tucson na rodeo – odparł Bowie. – Najwyższa pora, żebyśmy spędzili czas w rodzinnym gronie. To jej poprawi nastrój.

      – Jutro? Ależ, Bowie, z samego rana muszę polecieć do Los Angeles na spotkanie z wiceprezesem firmy Bio-Ag. Natomiast wieczorem zbiera się rada miejska Lassiter i nie może mnie tam zabraknąć.

      – Do Lassiter pojadę z tobą – oświadczył stanowczo Bowie. – Nie ma mowy, żebyś o tej porze sama wybrała się w te rejony.

      – Nie rozumiem. – Gaby przestraszyła się, widząc jego wyraz twarzy i słysząc ton, jakim to powiedział.

      – Czyżby? Mówiłem ci w Phoenix, że mi grożono. Groźby nie ustały, mimo że negocjacje zawieszono.

      Gaby popatrzyła na Bowiego, zastanawiając się, co by poczuła, gdyby jemu coś się stało, skoro sama myśl była nie do zniesienia.

      – Mógłbyś się wycofać – zasugerowała, choć wiedziała, że jeśli Bowie czegoś chce, to nie zrezygnuje.

      – Mógłbym też się zająć szydełkowaniem – odparował. – Martwisz się o mnie?

      – Oczywiście. Byłbyś gotów dać się zastrzelić za kilka akrów ziemi.

      – Kilka tysięcy – skorygował.

      – Wszystko jedno! Nie są warte twojego życia!

      – Uważam, że należy walczyć o to, co ma dla człowieka wartość. Jeśli wyznawałbym inną zasadę, to pozwoliłbym ci uciec do Phoenix następnego dnia po twoim przyjeździe, a przecież miałaś taki zamiar.

      Gaby nie była w stanie wytrzymać przenikliwego spojrzenia Bowiego. Po chwili przyznała:

      – Może i tak, ale pozostanie tutaj nie było dużo bardziej rozsądne. Czy nie możemy pozostać przyjaciółmi?

      – Przyjaciółmi i niczym więcej? To masz na myśli?

      – W niedzielę niechcący podpatrzyłam, jak Aggie całuje Neda. Ten widok… bardzo mnie poruszył i doszłam do wniosku, iż stało się tak dlatego, że nigdy nie doświadczyłam podobnych emocji. Nie mam pojęcia, czy w ogóle byłabym do nich zdolna. Wiem tylko, że namiętność jest dla mnie czymś obcym, prawdopodobnie tak jak dla ciebie czymś nie do przyjęcia byłby jej brak. – Gaby spojrzała Bowiemu w oczy. – Nie chcę poznać bólu, jaki teraz odczuwa Aggie. Myślę, że nie byłoby dla mnie dobre, gdybyśmy… stali się sobie bardziej bliscy, a potem się rozstali.

      – Nie chcesz ryzykować – zauważył Bowie.

      – Nie.

      – A jeśli nauczyłbym cię odczuwać namiętność?

      – Można tego nauczyć? – spytała.

      – Poczekaj, a się przekonasz – odparł. – Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje, kotku.

      – Muszą być dziesiątki kobiet, które chciałyby zaryzykować związek


Скачать книгу