Twój psychologiczny autoportret. Lois B. Morris
Mara, sądząc ze słów Jonatana, jest bardziej w typie Karoliny – to człowiek pracy i czynu.
– Ona wprost uwielbia to uczucie wyczerpania, kiedy się dało z siebie wszystko. Musi stale być coraz lepsza. Ja natomiast – Jonatan wzrusza ramionami – lubię być rozluźniony, zrelaksowany, mieć spokój. Kiedy siedzę w domu i czytam książkę, ona mówi, że nic nie robię. A ja z kolei mówię, że to ona robi za dużo.
– Wiecie – ciągnie Jonatan – ja bardzo kocham Marę. Myślę, że swoją robotę jako żona wykonuje po prostu świetnie. Zajmuje się domem, mną, dzieckiem z pierwszego małżeństwa. Chciałbym jednak, żeby przestała zmuszać mnie, bym był taki sam, jak ona. Pracuję, robię wiele rzeczy w domu, troszczę się o ogród, ale moja hierarchia wartości jest inna. Lubię luz, uwielbiam oglądać sport w telewizji. A ona nazywa mnie leniem, mówi że nic robię, tylko siedzę cały dzień na kanapie. Powiadam, że być leniem kanapowym to teraz bardzo modne, więc czemu się do mnie nie przyłączy? Na co ona po prostu wychodzi, trzaska drzwiami i zabiera się do grabienia liści.
– Tak, kiedy byliśmy dziećmi – mówi Kasia – ty zawsze świetnie umiałeś migać się od pracy. Czy pamiętasz wtedy latem, nad jeziorem, kiedy dziadkowie postanowili, że my, dzieci, mamy sprzątać ze stołu i codziennie zmywać po obiedzie? Byłam wtedy bardzo mała, ale pamiętam dokładnie, jak ty, Jonatanie, kiedy sprzątałeś ze stołu za pierwszym razem, upuściłeś na ziemię wazę babci, która rozbiła się na tysiąc kawałków. Za drugim razem rozlałeś kawę na obrus. Za trzecim zdarzyło się coś jeszcze innego, aż babcia w końcu zwolniła cię od wszelkich obowiązków. Pamiętacie? – zwraca się Kasia do reszty. Kuzyni śmieją się, Jonatan zaś protestuje, że to nie tak, że przecież dużo wtedy pomagał.
– Czy twoje małżeństwo jest rzeczywiście pod znakiem zapytania, Jonatanie? – pyta Aleksander.
Jonatan przytakuje.
– Co więc zamierzasz zrobić?
– Muszę zrobić to, co trzeba – wzrusza ramionami Jonatan. – Nie będę ciągnął tego przez następne Bóg wie ile lat, jeśli w moim własnym domu z moją własną żoną nie czuję się swobodnie. To znaczy, ja naprawdę kocham Marę, ale nie podoba mi się moje życie z nią. Za dużo w nim stresu. A napięcia nie są dla mnie. Jestem, kim jestem. Nie mogę być tym, kim ona chce, bym był. Dla mnie ważna jest radość życia. Was, staruszkowie, może bawić sukces – wskazuje na Karolinę i Aleksandra – ale ja wolę cieszyć się życiem po swojemu – mówi Jonatan i po raz kolejny podsuwa kelnerowi pusty kieliszek.
– To zadziwiające – wtrąca Kasia – jak obojętnie do tego podchodzisz. Po prostu spokojnie przyglądasz się, jak twoje małżeństwo wali się w gruzy. Gdybym to była ja i gdyby to moje małżeństwo się rozpadało, pisałabym listy samobójcze i szykowała się do skoku z Empire State Building.
– Aha, a gdybym to był ja, to spędziłbym następne trzy miesiące w łóżku, rozczulając się nad sobą – mówi Aleksander. – Za to Karolina wcisnęłaby się w ten swój gorset, wstałaby o świcie i zabrała się do wytyczania sobie nowych celów.
I wtedy właśnie Aleksander postawił pytanie:
– Jak to możliwe, że ludzie, którzy są do siebie tak podobni, mogą się od siebie tak bardzo różnić? Przecież jesteśmy jak owoce z tego samego drzewa. Razem wyrośliśmy, wśród tych samych krewnych. Opiekowano się nami troskliwie, nie zaznaliśmy nigdy głodu, nie przeżyliśmy żadnych urazów, chodziliśmy do dobrych szkół. A jak się mimo to różnimy. W tej chwili wszyscy mocujemy się z jakimiś głębokimi, życiowymi problemami, ale każde z nas podchodzi do nich inaczej. Jeśli chodzi o reakcje emocjonalne, o nasze miłości i nienawiści, o to, co lubimy, a czego nie, o nasze ambicje czy związki – nie moglibyśmy różnić się bardziej. Czy wy to pojmujecie?
Nikt nie miał gotowej odpowiedzi, oprócz Kasi.
– To proste – powiedziała. – Ja jestem spod znaku Lwa.
Jak radzić sobie z tymi przeklętymi różnicami
Astrologia to jeden z najstarszych sposobów wyjaśniania różnic między poszczególnymi typami osobowości. Pytanie, dlaczego jesteśmy tak różni i jaka jest natura tych różnic, od zawsze zajmowało najtęższe umysły. Na przykład w trzecim wieku przed naszą erą uczeń Arystotelesa, Teofrast, postawił niemal dokładnie to samo pytanie, jakie zadał Aleksander w czasie przyjęcia urodzinowego: „Dlaczego jest tak, że choć cała Grecja rozciąga się pod tym samym niebem i wszyscy Grecy otrzymują to samo wychowanie, tak bardzo różnimy się osobowością?”.
Od znaków zodiaku, cielesnych płynów i humorów po typy budowy ciała i czynniki biologiczne, filozofię, psychologię i medycynę – ludzkość zawsze próbowała wytłumaczyć sobie zróżnicowanie zachowań, wyznawanych wartości, motywacji oraz struktur umysłowych charakteryzujących osobowość człowieka i uczynić ją bardziej przewidywalną. Zawsze też w historii myśliciele i lekarze dążyli do określenia, który z typów osobowości jest „lepszy”, a który „gorszy”; który „normalny” i „zdrowy”, a który „nienormalny” i „nieprzystosowany”; który „nadaje się” do życia w społeczeństwie, a który wymaga „leczenia”. Ta praktyka trwa po dziś dzień. Na przykład składając podanie o pracę albo w poradni zawodowej napotykamy całą baterię testów oceniających – takich jak Minnesota Multiphasic Personality Inventory (MMPI) albo Myers-Briggs Type Indicator, a także nasz Personality Self-Portrait (zobacz rozdział 3) – których zadaniem jest określić, czy ma się typ osobowości „odpowiedni” do danej pracy i czy będzie się w niej na właściwym miejscu.
Historia pokazuje, że czujemy się lepiej z ludźmi podobnymi do nas niż z odmiennymi; czujemy się lepiej z tymi, którzy mówią tym samym językiem, są tej samej narodowości, tego samego koloru skóry, tej samej religii, mają te same poglądy polityczne itp. Zwykle staramy się upodobnić do pewnego wyznawanego ideału osobowości, z takimi ludźmi wiązać się i współpracować. Taką idealną osobowość naszych czasów reprezentowałby na przykład ktoś otwarty, szczodry, wyrozumiały, pracowity, umiarkowany we wszystkim i dążący do samodoskonalenia.
Bez względu jednak na to, jak bardzo staramy się być tacy sami jak inni i jak bardzo chcemy znaleźć innych takich samych jak my, na każdym kroku natykamy się na różnice – w łóżku, przy śniadaniu, w szkole, w biurze, w fabryce, na autostradzie, czy wreszcie na urodzinach dziadka. Nasza czwórka kuzynów wyznaje tę samą religię, jest tej samej rasy, należy do tego samego pokolenia, pochodzi z tego samego miasta i ma nawet ten sam kolor oczu. Różnią się jednak od siebie w sposób uderzający, choć przewidywalny, jeśli idzie o osoby, które kochają, sposób przeżywania miłości, reakcje uczuciowe. Różne są u nich źródła stresów i sposoby radzenia sobie z nimi, różne metody rozwiązywania konfliktów. Są podatni na różne choroby. Mają odmienne typy wyobraźni, inną samoocenę, pragnienia i ambicje zawodowe, różne style pracy i motywacje – a to i tak jeszcze nie wszystkie z możliwych do rozpoznania różnic.
Co jest z tobą nie w porządku? (Co jest ze mną nie w porządku?)
Choć nasza czwórka krewnych lubi się nawzajem, to jednak – jak zresztą większość ludzi – źle interpretuje i ocenia te różnice. Karolina naprawdę sądzi, że Kasia jest lekkoduchem i że powinna się ustatkować i pracować pilniej, zamiast oddawać się swoim „głupim”, romantycznym rojeniom. W istocie piekło w wyobrażeniu Karoliny to spędzanie wieczności z kimś, kto ma takie podejście do życia jak Kasia albo Jonatan. Karolina jest zdania, że jej kuzyn Jonatan jest leniwy i samolubny. Gdyby była jego żoną, już dawno wyrzuciłaby go z domu.
Kasia