Miłość z widokiem na Śnieżkę. Agnieszka Olejnik
i nic nie trzeba gryźć, do tego słodka śmietanka i mus truskawkowy właśnie. Może być?
– Może być – potwierdzili chórem Szymon i Sebastian.
Po obiedzie dziadek i wnuk wzięli wyżła Borysa na spacer po lesie, a Szymon usiadł z matką przy stole kuchennym i układał na blaszce herbatniki, które miały stanowić spód sernika wiedeńskiego. Mama ucierała mikserem twaróg z żółtkami i cukrem.
– Jak tam sprawy sercowe? – zapytała głośno, aby przekrzyczeć pulsujący odgłos miksera. – Rozmawiałeś z Anką?
– A o czym tu rozmawiać, mamo? Wszystko jest jasne. Mamy ustalony termin rozprawy rozwodowej, od razu zrobimy podział majątku. Ten Anki biznesmen jest przy forsie, więc pewnie ona przeprowadzi się do niego, a dom sprzedamy i podzielimy się pieniędzmi.
– Nie chciałbyś tam zamieszkać?
– Sam? Po co mi taki duży dom? Utrzymanie go sporo kosztuje. Dobre czasy się skończyły. To Anka w naszym małżeństwie dużo zarabiała. Ja z moją pensją nauczycielską…
– Przecież dorabiasz w szkole językowej. Nie przesadzaj, ona cię nie utrzymywała. Pracujesz jak mróweczka.
– Co nie zmienia faktu, że to dzięki jej zarobkom mogliśmy sobie pozwolić na dwa samochody, wakacje za granicą, ogrodnika i tak dalej. Ja będę musiał żyć skromnie.
Mama wyłączyła mikser. Milczała przez chwilę, zdejmując masę serową z ubijaków.
– A inne kobiety? – zapytała niby mimochodem. – Pojawił się ktoś w twoim życiu?
– Daj spokój, mamo! Nie uważasz, że jeszcze na to za wcześnie?
– Nie, nie uważam. – Mama popatrzyła na niego zadziornie, jakby rzucała wyzwanie. – Szkoda życia na samotność. Ty się w niej nurzasz, jakby ci to sprawiało jakąś masochistyczną przyjemność…
– Te twoje pseudopsychologiczne teorie! – prychnął Szymon. – W niczym się nie nurzam! Jestem smutny, bo rzuciła mnie żona. Zdradziła, diabli wiedzą, jak długo zdradzała, a potem odeszła. Czy to nie jest normalne, że chwilowo nie mam ochoty na niczyje towarzystwo? Że chcę pobyć sam, przetrawić to wszystko, jakoś się z tym uporać… Ale w swoim tempie, na litość boską! Nie zacznę się przecież umawiać na randki w celach terapeutycznych!
– Nie o tym mówię. Jeśli zamkniesz się w czterech ścianach, to nigdy nikogo nie poznasz! Daj sobie przynajmniej szansę! Wyjdź gdzieś, do kina albo ze znajomymi do pubu! Pojedź w góry! Kiedyś jeździłeś w każdy weekend!
– Daj spokój! To było w czasach studenckich!
– Raptem trzynaście lat temu. Nie rób z siebie staruszka.
Szymon nie miał siły dyskutować. Poczuł się bardzo zmęczony, naprawdę niczym starzec, który wszystko już przeżył i wszystkiego doświadczył, i który już tylko czeka na rychły koniec swojej historii.
Może mam depresję – przeszło mu przez myśl. – To by wyjaśniało, dlaczego wciąż czuję się taki wyczerpany i senny.
– Jesteś tak samo przystojny jak w kawalerskich czasach – mówiła dalej mama, która tymczasem zabrała się do ubijania piany z białek. – Zawsze mogłeś przebierać w pannach, lgnęły do ciebie jak pszczoły do miodu. Pamiętam tę Dorotkę z liceum…
– Ech, daj spokój, mamo. Stare dzieje.
– Przyjeżdżała pod byle pretekstem. Niby że chciała się od ciebie uczyć gry na gitarze. Czasem aż mi było jej żal, robiła takie maślane oczy, a ty nie zwracałeś na nią uwagi.
– Nie byłem zainteresowany – mruknął Szymon.
– Bo ktoś inny zaprzątał twoje myśli. Była taka czarnulka… Wszędzie wisiały jej zdjęcia. Jak jej było na imię?
– Weronika – mruknął. – I wcale nie wszędzie, bo miałem tylko jedno. Zresztą nieważne. Już mówiłem, stare dzieje. No, skończyłem z tymi ciasteczkami. Jeśli nie masz dla mnie już żadnej roboty, to pójdę się przejść, może spotkam tatę z Sebkiem.
– Roboty nie mam – odparła mama. – I doskonale wiem, że uciekasz przed rozmową. Wydaje ci się, że dopóki nie rozmawiasz o problemie, to jego nie ma? Jest, synku. Twoja samotność nie stanie się ani odrobinę mniejsza przez to, że będziesz o niej milczał. Ani odrobinę!
Nie słuchał dalej. Włożył kurtkę i wyszedł przed dom. Mama irytowała go tym wiecznym optymizmem, przekonaniem, że wszystko da się zrobić, jeśli tylko człowiek wystarczająco się stara. Otóż nie wszystko. Nie da się na przykład odbudować małżeństwa, kiedy uczucie się wypaliło.
Szymon ruszył przed siebie ścieżką, którą znał od dzieciństwa. Przez chwilę kluczył w zaroślach, by wreszcie znaleźć się na polance, gdzie w czasach dorastania chował się przed rodzicami, ilekroć chciał pobyć sam.
Uwierała go świadomość, że mama miała trochę racji. Samotność rzeczywiście była dokuczliwa. Dla faceta, który dotychczas narzekał na brak czasu, bo wiecznie miał jakieś domowe sprawy do załatwienia, trzeba było gdzieś zawieźć syna, skądś go zabrać, a na biurku zawsze piętrzyły się stosy sprawdzianów i kartkówek – dla kogoś takiego sytuacja, w której nagle ma się zająć tylko sobą (no i tymi nieszczęsnymi sprawdzianami), jest czymś nowym i nienaturalnym. Anka uznała, że skoro odeszła od męża, to nie będzie go prosić o pomoc w załatwieniu czegokolwiek. Oczywiście rozumiał to: pragnęła udowodnić jemu i samej sobie, że jest niezależna i samodzielna. Tylko że on bardzo chciał na coś się jeszcze przydać. Łatwiej było pogodzić się ze słowami „nie kocham cię już” i nawet „jest ktoś inny” niż ze świadomością, że i ona, i syn świetnie radzą sobie bez niego.
Sebastian zareagował na wieść o rozwodzie rodziców nadzwyczaj spokojnie – wydawało się, że bez emocji. Chyba sprawił to fakt, że rodzice się nie kłócili, nie obrażali wzajemnie, zwyczajnie się dogadali w kwestii rozstania. Szymon zastanawiał się nawet, jak udało mu się przejść przez to tak spokojnie. On sam na wieść o tym, że żona chce odejść do innego, zwyczajnie poszedł do baru i wypił trochę wódki. Wrócił w nocy, położył się spać na kanapie w salonie i nie odzywał się przez cały następny ranek. Oto cała jego reakcja.
Podejrzewał, że sam już prawdopodobnie Anki nie kochał. Byli ze sobą siłą rozpędu, bo dom, bo syn, bo wspólna codzienność… Owszem, trochę ucierpiała jego męska duma, ale nie miał złamanego serca. Wreszcie doszedł do wniosku, że trudno złamać coś, co jest wyschnięte na wiórek. Od dawna nie odczuwał żadnych romantycznych porywów. Pewnie to była jego wina, bo rozleniwił się w małżeństwie, nie dbał o podsycanie uczuć, nie kupował żonie kwiatów, nie zabierał jej na randki. Uznał jednak, że gdyby to wszystko robił, byłoby to sztuczne. Nie czuł potrzeby spędzenia z nią wieczoru. Kiedy nie było z nimi syna, zwyczajnie się ze sobą nudzili.
Więc może dobrze się stało, że ona odeszła – podsumował w myślach. I że potrafili to załatwić tak, żeby nie ucierpiało dziecko. Jedyne, co nie stało się dobrze, to to, że w miejscu, gdzie kiedyś była rodzina i dom, w życiu Szymona pojawiła się ogromna, czarna dziura, która nosiła imię „pustka”.
* * *
Weronika ostatni raz poprawiła włosy klientki siedzącej na fotelu.
– Chyba ładny odcień nam wyszedł, prawda? – zapytała.
– Mógłby być trochę bardziej popielaty. Ale może być – potwierdziła łaskawie pani Jola.
Cóż, w jej ustach brzmiało to jak nie lada pochwała. Niemal entuzjazm.
– Dam pani odżywkę,