Miłość z widokiem na Śnieżkę. Agnieszka Olejnik

Miłość z widokiem na Śnieżkę - Agnieszka Olejnik


Скачать книгу
na piwo, ale wolał z tym poczekać, aż dopnie wszystkie sprawy szkolne na ostatni guzik. Wiedział, że po kilku łykach stanie się senny i prawdopodobnie o czymś zapomni.

      Wydrukował testy, powpisywał planowane tematy w dzienniku elektronicznym i sprawdził, czy ma wystarczającą ilość kopii mapek dla uczniów szkoły językowej, z którymi zamierzał ćwiczyć pytanie o drogę. Wreszcie uznał, że jest przygotowany na nadejście poniedziałku. Wziął gorący prysznic, żeby pozbyć się nieznośnego napięcia ramion i karku, po czym otworzył puszkę piwa.

      Wiedział, że jego kiepski nastrój wynika po trosze z tego, że pokłócił się z matką. Po niedzielnym obiedzie, kiedy Sebastian bawił się z psem na podwórku, a ojciec i Szymon zaczęli partyjkę warcabów, mama postanowiła wrócić do tematów damsko-męskich.

      – Nie masz jeszcze czterdziestki – powiedziała zaczepnie. – Zamierzasz spędzić resztę życia w samotności?

      – Mamo, naprawdę nie masz innych zmartwień?

      Wzięła się pod boki i przekrzywiła głowę. Wyglądała jak rozgniewana przekupka.

      – A żebyś wiedział, że nie mam! – odrzekła. – Wszystko inne mi się układa! Nawet ten wasz rozwód byłby do przyjęcia, bo Sebuś tak pięknie potrafi się odnaleźć w tej sytuacji… Ale matka nie może spać spokojnie, wiedząc, że jej dziecko jest nieszczęśliwe.

      – Kto powiedział, że nieszczęśliwe! Smutny niekoniecznie znaczy nieszczęśliwy, mamo. Poradzę sobie. Daj mi trochę czasu – poprosił już ciszej, bo nie chciał wdawać się w pyskówkę.

      Złagodniała natychmiast i usiadła przy stole.

      – Pamiętam cię zakochanego – powiedziała. – Byłeś taki radosny, taki łapczywy na życie. Cudownie było na to patrzeć.

      – Nie przypominam sobie. Pozwól nam grać, mamo.

      Naprawdę bardzo już chciał porzucić ten temat. Wspomnienia nie były czymś, co mogłoby mu pomóc w tej sytuacji, a jednak przyszły i nie chciały sobie pójść.

      Czy rzeczywiście kiedykolwiek był, jak to określiła matka, łapczywy na życie?

      Położył się w ciemności i usiłował sobie przypomnieć swoją pierwszą miłość. To było w liceum. Kochał się w Weronice. Była drobniutka, najszczuplejsza z klasy, a jego to wzruszało. Inni chłopcy zwracali uwagę na bujne biusty dorodniejszych koleżanek, na ich pełne biodra i błyskające spod spódniczek uda. On zerkał tylko na małą czarnulkę, która wbrew pozorom wydawała się doroślejsza od nich wszystkich.

      Onieśmielała go. Nigdy nie odważył się na żadną formę zalotów. Wydawało mu się, że ona jest ponad te damsko-męskie gierki, w które bawili się licealiści. Od drugiej klasy zaczęli się przyjaźnić i wówczas Szymon dowiedział się o chorobie jej ojca, a także o tym, że matka ma innego mężczyznę. Weronika bardzo się tym gryzła. Dowiedziała się o romansie matki przypadkiem, ale postanowiła nie dać nic po sobie poznać, aby nie pogarszać stanu ojca.

      – Pomyśl – tłumaczyła przyjacielowi, kiedy spacerowali po łąkach nad rzeką. – Jeśli tata wyzdrowieje, to mama powinna być tą, która zbierze się na odwagę i powie mu o wszystkim. Może zresztą uzna, że to był błąd, głupia przygoda, i nigdy się nie przyzna do zdrady. A jeśli tata umrze… To po co go ranić w tych ostatnich miesiącach. Jego już wystarczająco wszystko boli.

      Szymonowi wydawało się to zupełnie abstrakcyjne, ten spokój, z jakim Weronika potrafiła mówić o najczarniejszym scenariuszu. Sam był bardzo związany z rodzicami, na każdy weekend wracał z internatu do leśniczówki i chłonął atmosferę miłości, jaka tam panowała. Nie potrafił sobie wyobrazić, że mamy lub taty mogłoby zabraknąć. Podobnie jak tego, że jedno z nich miałoby się okazać wiarołomnym małżonkiem i zechcieć odejść. Jak niewiele wówczas wiedział o życiu! I jak wiele wiedziała o nim Weronika!

      W klasie maturalnej ich przyjaźń zaczęła się rozluźniać. Szymon nie umiałby wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Nadal podkochiwał się w niej po cichu, choć już przeczuwał, że nic z tego nie będzie. Ona po prostu nie interesowała się miłością. Gdyby chociaż należała do grona klasowych „imprezowiczów”, można by kiedyś po słodkim winie spróbować ją przytulić i pocałować, a gdyby go odtrąciła, zrzucić winę na alkoholowe upojenie. Ale nie. Weronika zamiast na prywatki chodziła na spotkania oazowe. Zapewne modliła się o zdrowie ojca. Niestety, kiedy miesiąc przed maturą jej tata umarł, a mama oznajmiła, że ponownie wychodzi za mąż, dziewczyna zupełnie zamknęła się w sobie.

      – Pouczymy się razem do matury? – zaproponował jej wtedy Szymon. – Tylko powtórki, od rana do wieczora.

      Podniosła na niego spojrzenie wielkich, ciemnych oczu. Miał ochotę ująć jej drobną twarz w dłonie i całować po kolei usta, nos, policzki i powieki. Była śliczna, krucha, delikatna i… I nie chciała go.

      – Ja właściwie nawet nie wiem, czy przystąpię do egzaminów – odparła cicho. – Przecież i tak nie pójdę na studia.

      – Żartujesz? Przecież marzyłaś o dziennikarstwie! Ty tak dobrze piszesz, Werka! Pamiętasz scenariusz w drugiej klasie?

      – Ech, udała mi się jedna rzecz i do tej pory wszyscy mnie za to komplementują!

      – A te wszystkie wypracowania, tak chwalone przez Góralczyka?! Masz świetne pióro, musisz iść na studia!

      – Nie muszę – odpowiedziała smutno. – Nie chcę, żeby matka mnie utrzymywała. Znajdę sobie jakąś pracę… Teraz żałuję, że wybrałam liceum, trzeba było iść do technikum albo zawodówki, miałabym zawód.

      Szymon nie mógł uwierzyć, że tak to się skończy. Dziewczyna o wyraźnym talencie literackim, rozkochana w literaturze, miałaby po prostu zrezygnować z dalszej edukacji, bo obraziła się na matkę?

      – Możesz studiować zaocznie – podpowiedział. – Sam nie wiem, Weronika, po prostu nie rezygnuj!

      – Nie rozumiesz – szepnęła i przez jedną krótką chwilę wydawało mu się, że zamierza się do niego przytulić. – Ja już zrezygnowałam. Ze wszystkiego.

      Po maturze, do której ostatecznie podeszła i nawet nieźle ją zdała, ich drogi rozeszły się na dobre. To były inne czasy, prawie nikt nie miał wówczas telefonu komórkowego. Wprawdzie wymienili się adresami, ale poza kartką z wakacji nad morzem Szymon nic nigdy nie napisał. Może gdyby Weronika mu odpisała, korespondencja trwałaby jakiś czas, tak się jednak nie stało. Stracili się z oczu i już nigdy nie odnaleźli.

      Na pierwszym roku anglistyki poznał w klubie studenckim Ankę, która studiowała bankowość. Była ładna, inteligentna i lubiła się bawić. Pod koniec studiów zaliczyli wpadkę. Szymon nie zastanawiał się, jak postąpić. Było oczywiste, że skoro jest dziecko, to musi być też ślub. Tak go wychowano. A zresztą było mu z Anką dobrze. Albo inaczej: nie było mu z nią źle.

      * * *

      Weronika przejrzała notes, w którym miała zapisane nazwiska klientek umówionych na nadchodzący tydzień. W poniedziałek głównie strzyżenie, tylko jedna trwała i jedno farbowanie. Najgorzej było we wtorek, tam cztery osoby z rzędu były umówione na rozjaśnianie włosów, a to zawsze się przeciągało. Nie zawsze rozjaśniacz zadziałał jak należy, włosy potrafiły przybrać wściekle żółty lub nawet zielonkawy odcień i trzeba było nakładać blond farbę.

      Przejrzała jeszcze spis produktów do zamówienia, który miała przygotowany dla pani Ewy z hurtowni, dopisała do niego kilka kosmetyków Revlona, po czym wreszcie uznała, że jest przygotowana do pracy. Wzięła prysznic i zamierzała położyć się wcześniej spać, ale zupełnie nie czuła senności. Przez chwilę siedziała na kanapie i


Скачать книгу