Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra. Lucyna Olejniczak
z Wiednia nie zawiadamiano, bo i tak nikt z nich nie znał Julka. Wuj Stefan, nawet jeśli go spotkał przed laty, z pewnością nie zapamiętał. Poza tym, jak pisał Janek w jednym z ostatnich listów, Stefanek też się postarzał i nawet jego sentymentalna podróż do Krakowa na grób siostry stała pod wielkim znakiem zapytania. Właściwie nie wychodził już z domu. Matylda wysłała mu więc zdjęcie grobu mamy, żeby chociaż w ten sposób mógł go zobaczyć.
– Jak ja teraz mam żyć? – Po raz pierwszy załamał jej się głos. – Całe życie, od dzieciństwa byliśmy razem. To była moja podpora, opoka…
– Mamo – Weronika objęła ją, starając się nie rozpłakać – pomyśl o tym inaczej. Tata zawsze był dla ciebie podporą, prawda? Czuł się w tym domu, zasłużenie zresztą, najważniejszy. Pomyśl, jak by się teraz czuł, gdyby ciągle był zdany na twoją czy naszą pomoc we wszystkim? Nie mógłby sam jeść, ubrać się czy nawet pójść do toalety. Czy nie byłoby to straszne dla tak dumnego człowieka?
– Tak, ale przecież mógłby wrócić do formy. Ludzie nie z takich dolegliwości wychodzą.
– Owszem, lecz zanimby się to stało, przeżywałby złość i upokorzenie. Obawiam się, że dla niego byłoby to znacznie gorsze niż śmierć.
Wieczorem, kiedy już została sama w pokoju, Matylda wyjęła z szuflady przy łóżku pudełko ze zdjęciami. Dawno już ich nie oglądała. Błyszczące, czarno-białe fotografie z ząbkowanymi brzegami przedstawiały różne momenty ich wspólnego życia. Tutaj – Matylda podniosła zdjęcie do oczu, gdyż ostatnio wzrok znacznie jej się pogorszył – ona sama z maleńką Weroniką na rękach. Julka wówczas z nimi nie było. Smutek na jej twarzy przypominał, jak bardzo martwiła się wtedy o niego. Trwała wojna, Matylda nawet nie wiedziała, czy mąż jeszcze żyje. Tutaj, już z Julkiem, mała Weronika, która musiała się przyzwyczajać do nieznanego jej wcześniej ojca, sztywna i wyraźnie niechętna w jego ramionach. A to, już po latach, Julek z nastoletnią już Nikusią. Oboje przytuleni, roześmiani i szczęśliwi.
Córeczka tatusia.
Tak było, ale Matylda nie czuła zazdrości. Nie wyobrażała sobie, że ktoś mógłby nie pokochać jej Lulka.
Jedna z fotografii, najbardziej zniszczona, wyśliznęła się ze stosu i upadła na podłogę. Matylda podniosła ją i zbliżyła do oczu. Zdjęcie przedstawiało grupkę dzieci przed starą chałupą, obsadzoną wysokimi malwami. Tak, to było w Mogile. Z trudem rozpoznała siebie i Julka wśród innych dzieci, najprawdopodobniej z sąsiedztwa. Nie pamiętała, kiedy zostało zrobione. W uchylonych drzwiach widać było niewyraźną sylwetkę wychodzącej z domu kobiety. Poznała ją bez trudu po białej zapasce.
Przecież to babcia Michalska, pomyślała, delikatnie gładząc czubkiem palca fotografię. A tu Lulek, jeszcze nieśmiały, niedawno przygarnięty przez dziadków z ochronki w Krakowie. Ale ona, Matylda, już stała obok niego, gotowa bronić swego przyszywanego brata przed wszystkimi. Jej Lulek. Miłość jej życia od zawsze.
I na zawsze.
Poczuła pod powiekami łzy. Zbierały się tam od kilku dni. Ale wciąż nie mogła zapłakać. Nie uroniłam ani jednej łzy, pomyślała z goryczą. Kim się stałam? Oziębłą starą babą? Ale czuła też w sobie spokój, jakby mąż stał obok i gładził ją po włosach, szepcząc słowa pocieszenia. Weronika miała rację, dla dumnego Julka niedołężność i zależność od innych byłyby gorsze niż śmierć.
To prawda. Tylko dlaczego musiał odejść tak młodo?
Ktoś delikatnie uchylił drzwi sypialni.
Emilka.
A za nią Milka, która od śmierci swego pana straciła apetyt i snuła się po mieszkaniu jak cień kota.
– Babciu – nieśmiało odezwała się dziewczynka. Była już w piżamie. – Przyniosłam ci rysunek.
– Tak, kochanie? A co narysowałaś?
– Dziadziusia.
Matylda poczuła, że coś ściska ją w gardle. Szybko przełknęła ślinę, żeby się nie rozkleić przy dziecku.
– No to pokaż mi go natychmiast – poleciła z wymuszonym uśmiechem.
Emilka podeszła i wyciągnęła przed siebie kartkę z bloku, na której widniał zabawny człowieczek ziemniak o twarzy przypominającej Order Uśmiechu, z rękami i nogami jakby zrobionymi z drutu, odmalowany we wszystkich kolorach tęczy. Każda kredka z zestawu, jaki Emilia dostała na urodziny, miała swój udział w jej dziele. Obok człowieczka narysowana była Milka, cała na czarno, w porównaniu z dziadkiem trzy razy większa niż w rzeczywistości, z wąsami długimi i cienkimi jak ręce Julka.
Na dole był wypisany dużymi, drukowanymi literami wierszyk:
DZIADZIUŚ POSZEDŁ DO NIEBA
NICMU WIĘCEJ NIE CZEBA
JEST WESOŁY
BO SPOTKAŁY GO W TYM NIEBIE ANIOŁY
ALE MILKA SIĘ SMUCI
BO WIE ŻE DZIADZIUŚ JUŻ NIGDY NIE WRÓCI
– Wspaniała para. I wspaniały wierszyk.
– Tak.
– Taka radosna.
– Tak. Bo dziadziuś wcale nie umarnął, tylko idzie do nieba w nowym, kolorowym ubraniu.
Nie uroniłam ani jednej łzy…, pomyślała znowu Matylda.
– Piękne – wyszeptała, odwracając twarz.
– Wiem – z nagłą pewnością siebie odparła Emilka.
Komplementy traktowała jako oczywistość, co nieodmiennie bawiło całą rodzinę. Fałszywa skromność jeszcze nie zagościła w jej główce, która kojarzyła się wszystkim z buzią i kędzierzawą fryzurą małej Shirley Temple.
– Sama to narysowałam i napisałam.
Dziewczynka zostawiła rysunek i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi.
Matylda spojrzała na wielobarwną kartkę i wtedy wszelkie tamy wreszcie puściły. Rozpłakała się jak dziecko, z twarzą wciśniętą w poduszkę, żeby nikt nie słyszał.
Po półgodzinie tego rozpaczliwego płaczu poczuła się oczyszczona.
Miała wrażenie, że Julek stoi nad łóżkiem, ze zwiniętą gazetą w ręce i patrzy na nią tym swoim ironicznym wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: „Nie wiedziałem, że moja żona aktorka gra w takich łzawych melodramatach”.
Nieprawda, Lulku, pomyślała Matylda. Zawsze wiedziałeś o mnie wszystko.
Za to właśnie cię kochałam. I nigdy nie przestanę.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги,