Najmilszy prezent. Agnieszka Krawczyk
z obszernym ogrodem i przy spokojnej ulicy.
Poszukiwania trwały długo między innymi dlatego, że Ksawery nie mógł się im poświęcić całkowicie, bo zwyczajnie brakowało mu czasu. Zlecił sprawę agencji nieruchomości, po czym przestał o niej myśleć.
Agencja zabrała się do roboty, jednak to, co przedstawiono Ksaweremu, było nie do zaakceptowania. Drogo, bez ogrodu lub przy jakiejś okropnej ruchliwej arterii – wciąż nie mógł trafić na swoją perłę.
– No cóż… Jest taki jeden dom – jęknęła agentka, gdy kolejny raz zatelefonował do biura, żeby wyrazić swoje niezadowolenie z postępów poszukiwań.
– Jaki? – ożywił się od razu.
– Właściwie spełnia wszystkie pańskie warunki – odezwała się z ociąganiem.
– Tak? To proszę mi go pokazać. Nie rozumiem, czemu tak późno się o tym dowiaduję – zganił ją zirytowanym tonem.
– Nie wiem, czy będzie pan zainteresowany... – bąknęła kobieta.
Ksawery nabrał podejrzeń, że coś kręci albo może ukrywa przed nim tę nieruchomość z jakiegoś sobie tylko znanego powodu. Zareagował więc niezwykle stanowczo:
– Ależ jestem zainteresowany i to bardzo! Mówiłem od razu – jeśli pojawi się jakakolwiek oferta spełniająca większość moich oczekiwań, proszę dzwonić, a ja obejrzę posiadłość.
– Ten dom się panu nie spodoba – upierała się agentka.
Na taki argument Ksawery aż zaniemówił. Jak ta kobieta mogła stwierdzić, że dom mu się nie spodoba, skoro nawet go nie obejrzał? Może w rzeczywistości wcale nie spełnia warunków, a ona wspomniała o nim ot tak – pochopnie, a później się zreflektowała? Zapytał o to.
– Nie, nie – zaprzeczyła dziwnie przygnębionym głosem. – Ma wszystko, co trzeba: jest spory, niezbyt drogi, otoczony wielkim ogrodem. Jedyny problem to ewentualny remont, ale mówił pan, że bierze to pod uwagę. Technicznie dom jest w dobrym stanie, więc chodzi jedynie o niewielkie przeróbki i odnowienie.
– Zatem w czym tkwi haczyk? – drążył Ksawery, coraz bardziej zaintrygowany.
– To jest… nawiedzony dom – odparła z westchnieniem.
Oławski po raz kolejny odniósł wrażenie, że się przesłyszał. Nawiedzony dom? Jak w powieści gotyckiej albo w serialu dla nastolatków? Kroczą po nim duchy, pojawia się biała dama, a może czyjaś ręka stuka nocą w okna?
– Aż tak to nie. – Agentka zachowywała powagę. – Ale ten dom od lat jest niezamieszkały, a sąsiedzi twierdzą, że w oknach widać błędne światła. Czasami słychać nawet podobno stukoty.
– Czy w takim razie te – jak to pani uroczo ujęła – błędne światła nie pochodzą z latarek złodziei albo jakiegoś… elementu, który uczynił sobie z tego domu centrum rozrywek?
– Absolutnie nie. Sąsiad, pan Dariusz Bekierski, sprawdzał to kilkakrotnie. Za każdym razem gdy docierał do furtki, światła były już pogaszone i wszędzie panowała cisza. Kiedyś zaczaił się nawet na dłużej, żeby sprawdzić, czy jednak ktoś nie wyjdzie ze środka lub nie ponowi swych działań, ale niczego nie zaobserwował. Doprawdy tajemnicza historia.
– Pasjonujące – z przekąsem stwierdził Ksawery, który jako materialista nie wierzył w duchy czy zjawy.
Agentka wychwyciła w jego głosie ironię i natychmiast poczuła się urażona. Jak to? Nie darzyć szacunkiem podobnych zjawisk? Nie bać się?
– Ludzie mówią… – rzuciła szeptem – że właściciel tego domu przyjechał tu raz z Kanady. Spędził w nim tylko jedną noc, a rankiem wyszedł zupełnie siwy i więcej nie wrócił. Nie chciał nawet słyszeć o tym miejscu.
– Brednie – uciął Ksawery. – Chcę zobaczyć tę posesję.
Na tak kategoryczne oświadczenie agentce nie pozostało nic innego, jak tylko umówić oględziny.
Ksawery ujrzał po raz pierwszy swój przyszły dom w przedpołudniowym łagodnym słońcu końca lata, tuż przed deszczem.
Szczególne wrażenie zrobił na nim ogród. Był co prawda zaniedbany, trawa pleniła się wysoko, ale jednocześnie wydawał się czarownym i pełnym łagodności miejscem. Okalające dom krzewy o przebarwiających się na czerwono liściach wyglądały jak wielokolorowe wyspy. Ogrodzenie pokrywały pnącza, a kilka drzew usytuowanych w pobliżu wejścia do budynku przyjemnie ocieniało front. W ich chłodzie miło szło się do schodów prowadzących do nieruchomości – nudnego klocka w nieokreślonym stylu, z którego jednak przy odrobinie inwencji można by zrobić coś sympatycznego.
W środku powitał ich zapach stęchlizny i dawno niewietrzonych pomieszczeń. Agentka rzuciła się do otwierania okien i po chwili w pokojach zagościł świeży powiew.
Wnętrze było w zaskakująco dobrym stanie, ściany jedynie wymagały odświeżenia, a podłogi lekkiej renowacji. To wszystko można jednak było zrobić w miarę szybko, co bardzo Ksawerego ucieszyło. Nie miał wygórowanych oczekiwań. Byle dało się mieszkać, to całkowicie go satysfakcjonowało.
– Zdaję sobie sprawę, że nie wygląda to zbyt reprezentacyjnie, ostrzegałam pana. – Agentka wzięła jego milczenie za niechęć.
– Wcale nie – zaprzeczył. – Bardzo mi się tutaj podoba. Dom wydaje się idealny dla mnie.
– No, ale trzeba by tutaj dużo zrobić, ulepszyć. Kuchnia jest urządzona w przestarzałym stylu, bo trzeba pamiętać, że budowa utknęła już lata temu, a łazienki…
Nie słuchał jej. Przez okno na parterze dostrzegł jakiś budynek w ogrodzie, usytuowany na tyłach domu.
– Co to jest? – przerwał jej monolog.
Agentka wyjrzała z ciekawością i chwilę przypatrywała się ze zmarszczonymi brwiami. Sądziła, że Ksawery wypatrzył w ogrodzie coś szczególnie interesującego – jakąś altankę ogrodową lub inny element małej architektury.
– A to… To taka szopa na materiały budowlane. Można rozebrać – zapewniła go gorliwie.
– W żadnym razie. Właśnie coś takiego było mi potrzebne. Myślę, że kupię ten dom – rzekł Oławski w zadumie.
– Naprawdę? – w nieprofesjonalny sposób zdziwiła się agentka. – Oczywiście – zreflektowała się po chwili. – Skoro jest pan zdecydowany, przygotuję stosowne dokumenty. Właściciele z pewnością zejdą jeszcze z ceny, skoro otrzymają poważną ofertę kupna.
– Znakomicie. – Ksawery tak naprawdę wcale jej nie słuchał. Miał nieodparte wrażenie, że oto spełniają się jego marzenia o własnym miejscu na ziemi. Najprawdopodobniej było ono właśnie tutaj.
Formalności załatwił błyskawicznie. Właściciele przebywający w Kanadzie z ulgą pozbyli się niechodliwej nieruchomości. I, choć już i tak sprzedawali ją poniżej ceny rynkowej, dodali jeszcze niewielki rabat, najwyraźniej po to, żeby nie zniechęcić kontrahenta. W ciągu dosłownie paru dni Ksawery podpisał umowę i mógł zadzwonić do Ingi, aby zaczęła powoli myśleć o pakowaniu.
– Ładny ten dom? – spytała siostra, gdy zdał jej relację.
– Mogłaś przyjechać i sama ocenić – zauważył.
– Daj spokój. Ważne, że tobie się podoba. Ja sobie jakoś poradzę.
Inga była artystką wizualną. Swoje filmy montowała głównie w domowym studio, zatem Ksawery przeznaczył na jej potrzeby całe piętro. Jego i tak interesowała wyłącznie szopa, w której zamierzał przygotowywać swoje monumentalne rzeźby. Jeszcze zanim zabrał